Nazajutrz
obudziło minie ciepło promieni słonecznych zza otwartego okna. Przekręciłam się
na drugi bok, szczelniej okrywając kołdrą i zdałam sobie świadomość, że nie
otwierałam tak szeroko okna ani nie odsłaniałam zasłon.
Wstałam
gwałtownie, przypominając sobie, jak Asbiel przyznał się do włamania do mojego
pokoju. Rozejrzałam się, lecz nikogo nie zastałam. Odetchnęłam z ulgą i
chciałam z powrotem opaść na łóżko, lecz poczułam czyjś miarowy oddech na szyi.
Przeszedł
mnie dreszcz i zaczęłam trząść się z przerażenia. Zamknęłam oczy, czekając na
dalszy przebieg zdarzeń i poczułam wtedy mocny zapach znanych mi perfum.
-Amon?
– zapytałam cicho.
Chłopak
zaśmiał się i szturchnął mnie lekko w ramię.
Odwróciłam
się i ujrzałam Amona, siedzącego po turecku.
-Głupi!
Wiesz, jak się przestraszyłam?! – fuknęłam na niego.
Zaśmiał
się tylko cicho. Odgłos ten przypominał dzwonki bawiące się na wietrze.
Po
chwili zdałam sobie sprawę, że siedzę obok niego ubrana tylko w koszulę nocną.
Wstałam i pośpiesznie zarzuciłam na siebie szlafrok, leżący na oparciu krzesła
przy biurku.
-Jak
się tu dostałeś? – zapytałam, w międzyczasie obwiązując szlafrok aksamitnym
sznurkiem.
-Skrzydła.
I okno, łatwe do otwarcia z zewnątrz. Było uchylone, więc chwilę grzebania i
gotowe. – Wyszczerzył zęby.
-A
z jakiego powodu włamałeś się do mojego pokoju? – Podparłam ręce o biodra.
Amon
zmierzył mnie od stóp do głów a ja jak zwykle zaczęłam się rumienić czując, jak
ogarnia mnie wstyd i uczucie nieśmiałości.
-Chciałem
zobaczyć, jak słodko śpisz – odparł, puszczając mi oko.
-Moja
babcia zaraz będzie w domu. A z tego co mi wiadomo, to nie pała do ciebie
sympatią.
-Przecież
nawet na oczy mnie nie widziała…
-Wspomniałam
jej o tobie. Nie spodobało jej się chyba twoje imię…
-Imię?
– powtórzył, poruszywszy się niespokojnie.
-Albo
nazwisko. – Uniosłam brwi, przypominając sobie słowa babci.
-Mówiła
coś o mnie? O moim nazwisku? –Wstał, podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie
za ramiona.
-Nie…
Amon, co się dzieje?
-Nic.
– Uśmiechnął się, nadal trzymając obiema rękami moje ramiona. – Zapraszam cię
dziś na spacer, zgodzisz się?
Serce
zabiło mi szybciej. Właśnie tego od jakiegoś czasu pragnęłam. Ja i on, sami…
-Jasne,
z wielką chęcią.
-Miałem
taką nadzieję. – Puścił mnie, podszedł do okna, ustał na parapecie i skoczył.
Zszokowana
podbiegłam do okna i wychylając się, spojrzałam na dół. Ku mojej uldze nikogo
tam nie było.
Zwróciłam
wzrok ku górze i ujrzałam ciemną, uskrzydloną postać, lecącą nad ciemnym lasem.
Zaczynam się do
tego przyzwyczajać.
Uśmiechnęłam
się do siebie, zamknęłam okno i ubrałam się w normalne ciuchy. Potem zbiegłam
na dół, gdzie na kuchennym krześle siedziała białowłosa kobieta, rozmawiająca z
Dagonem.
-Babciu!
– zawołałam, po czym podbiegłam do niej i przytuliłam z całej siły.
-Dagon
opowiedział mi o wszystkim. Wybaczysz mi to, że tyle czasu ukrywałam przed tobą
tyle rzeczy?
Odsunęłam
się od niej i szepnęłam „Oczywiście!”.
-Tak
spokojnie to wszystko przyjęła? – zwróciła się do Dagiego.
-Jak
pani widzi.
-Chciałam
wam oznajmić, że… - zaczęłam niepewnie – Dziś wychodzę z Amonem. I nie chcę
słyszeć żadnych złych rzeczy na jego temat.
-Ależ
Nika… - Babcia zakryła usta rękoma.
-W
ramach wynagrodzenia.
Białowłosa
kobieta westchnęła, machnęła ręką w geście poddania się, po czym wstała i bez
słowa poszła do swojego pokoiku.
-Ciebie
to też dotyczy. –Skinęłam na chłopaka.
-Jasne…
- odpowiedział smętnie. – Biorę walizy i jadę.
-Okej.
Podszedł,
przytulił się i wyszedł na przedpokój. Zabrawszy walizki wyszedł z domu lekko
trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze ryk silnika, po czym w domu oraz na
zewnątrz zrobiło się przerażająco cicho.
Wszystko
wróciło do normy.
Wieczorem
do drzwi zapukał Amon. Zbiegłam pośpiesznie z piętra, by wyprzedzić babcię i otworzyłam
mu drzwi.
-Cześć
– przywitał mnie, trzymając dwa bukiety kwiatów. – To dla ciebie.
Odebrałam
od niego ładnie ułożone krokusy, po czym zaprosiłam go do środka.
-Dzień
dobry – przywitał moją babcię, wręczając jej malutkie gerbery.
-Dziękuję…
- powiedziała lekko zbita z tropu.
Odebrałam
od niej kwiatki i włożyłam razem z moimi do ciemnoniebieskiego wazonu, kładąc
na środku stołu w salonie.
Skinąwszy
na chłopaka ruszyłam w stronę wyjścia.
-Co
więc jest celem tego jakże miłego spaceru? – zapytałam z uśmiechem.
-Tak
tylko chciałem… Chciałem po prostu porozmawiać – odparł, chwytając się za
szyję.
Znów coś
ukrywa?
Spacerowaliśmy
tak w stronę miasta, wsłuchując się w leśną ciszę.
-Chodzisz
tu czasem sama?
-Tak,
gdy chcę pobyć w samotności. Jest tu zawsze taki spokój…
-Faktycznie
– stwierdził, dopiero to zauważając.
-Ile
ty tak naprawdę masz lat?
-Szesnaście.
-Od
jak dawna?
-Jest
to właściwe pytanie. Bodajże od tysiąc dziewięćset dziewiętnastego.
-
Dziewięćdziesiąt cztery lata… To tak, jakbyś miał teraz sto jedenaście lat. –
Spuściłam głowę, wyobrażając sobie idącego przy mnie starszego pana.
-Nie
martw się, nadal czuję się na siedemnastolatka. – Zaśmiał się.
-Zostałeś
aniołem, gdy miałeś siedemnaście lat, czy jesteś nim od urodzenia?
-Od
urodzenia byłem wychowywany na anioła… - powiedział ze wstrętem.
-Żałujesz?
-Tak
– odpowiedział błyskawicznie. – Albo nie… - szepnął.
-Więc?
-Nie.
Poznałem ciebie i moje życie nabrało kolorów. W końcu cieszę się, że jestem
tym, czym jestem.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało.
-Wiesz,
że każdy kwiat ma swoje znaczenie? Każdy mówi o sobie co innego – zaczął z
uśmiechem.
-Co
mówią gerbery? – zapytałam z ciekawością.
-Doceniam
cię i szanuję.
-Przekażę
to mojej babci. – Puściłam mu oko.
-Twoja
babcia doskonale o tym wie. Anioły lubią bawić się w przekazywanie uczuć, czy
rozmowy poprzez darowanie sobie kwiatów. A pani Muriel tak wiele ma z nimi
wspólnego…
-A
krokusy?
-Daj
mi siebie, szacunek i miłość.
Wtem
chłopak, wykorzystując moje zdezorientowanie, delikatnie musnął palcami
wewnętrzną część mojej ręki. Drgnęłam lekko i zmrużyłam oczy, czekając
niecierpliwie na jego dalszy ruch. Amon po chwili splótł swoje palce z moimi i
zatrzymał się, ciągnąc mnie delikatnie do siebie.
Nasze
ciała stykały się prawie we wszystkich miejscach, przez co moje żebra mało co
nie połamało szalejące serce.
W
tamtym momencie trzęsłam się, nie wiem, czy ze strachu czy podniecenia ową
sytuacją.
Chłopak
objął mnie w talii wolną ręką i przyciągnął mocniej do siebie. Dzięki temu
czułam pod warstwą materiału żar jego skóry. Pokochałam to uczucie ciepła, tak
przypominające mi tego jakże cudownego chłopaka.
Stojąc
nieruchomo obserwowałam, jak zbliża swą twarz do mojej, wpatrując się w moje
usta. Wiedziałam, co chce zrobić. Od początku na to czekałam…
Ponagliłam
go w myślach, nienawidząc go w tamtej chwili za to, że każe mi tyle czekać.
Przewróciłam
oczami i wręcz rzuciłam się na niego, ale ten odsunął swoją twarz od mojej,
szepcząc:
-Nie.
Zmarszczyłam
brwi, nie rozumiejąc tego. Chciałam zapytać, dlaczego nie, lecz poczułam dotyk
jego ciepłych i miękkich warg na moich ustach. Musnął je i schylił się lekko,
zaczynając
ospale całować moją szyję.
Nie
mogłam tyle czekać. Pociągnęłam go lekko za włosy, odchylając jego głowę do
tyłu i wbiłam się w jego usta swoimi.
Całowaliśmy
się długo i namiętnie, tak jak to sobie zawsze wyobrażałam. Chłopak trzymał
rękę w moich włosach, a ja delikatnie jeździłam rękami po jego ciele. W tamtym
momencie byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zapomniałam o całym
świecie, o istnieniu aniołów i jakichkolwiek istot nadprzyrodzonych. Byłam
wtedy dziewczyną, za którą tak bardzo tęskniłam. Za Niką, która miała normalną
rodzinę. Za Niką, z normalnym życiem.
Gdy
w końcu odkleiłam się od Amona, spojrzałam mu głęboko w oczy.
-
Daj mi siebie, szacunek i miłość – szepnął, odgarniając mi włosy z twarzy i
chowając je sprawnie za uchem.
Uśmiechnęłam
się i wtuliłam głowę w jego szyję.
Kocham Cię.
Kocham.
Jakiś
czas później leżeliśmy na miękkiej ściółce. Głowę opierałam o tors chłopaka,
obejmując go lewą ręką. On prawą podpierał swoją głowę, a lewą głaskał mnie po
włosach.
-Nie
chcę wiedzieć, jak wygląda Niebo… - powiedziałam niespodziewanie.
Amon
uniósł brwi.
-Dlaczego?
-Mam
je tutaj… I wszędzie, gdzie jesteś ty.
Chłopak
uśmiechnął się smutno. Nie wiem, czemu, ale nie zapytałam o powód tego.
Resztę
dnia spędziliśmy leżąc i spacerując po lesie.
Amon
wydawał się być strasznie spięty, gdy opowiadałam mu o swoich rodzicach. On zaś
opowiadał mi o swoich. Jego mama była człowiekiem, ojciec zaś Archaniołem.
Zabił go inny Archanioł, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim, gdy
miał sto dwadzieścia jeden lat. Jego mama zmarła, gdy miała siedemdziesiąt
jeden lat, w tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym.
Zapamiętałam
do końca życia opis jego matki: „Miała usta koloru krwi i oczy, które śmiały
się do wszystkich ludzi. Nosiła sukienki w kolorze lilii i nigdy nie widziałem,
by miała spięte włosy. Tak kochała wolność i życie… Ale niestety miało ono
także swój kres. Widziałem, jak pewnego dnia zasnęła na bujanym krześle. Spała
tak mocno i tak długo… I nigdy więcej już się nie obudziła.” Bardzo mnie to
zasmuciło.
-Chcę
być aniołem – powiedziałam, gdy mieliśmy już się żegnać.
Amon
zmarszczył brwi.
-Nie.
Nie pozwolę ci na to – warknął.
-Dlaczego…?
Chcę być z tobą już na zawsze…
Chłopak
odwrócił głowę w bok, zmieszany.
-Muszę
już iść. Do zobaczenia. – Pocałował mnie delikatnie w policzek i ruszył z
powrotem do siebie.
Weszłam
do domu i zdjęłam buty.
-Babciu!
– zawołałam.
Starsza
kobieta zjawiła się błyskawicznie na przedpokoju.
-Tak?
Podeszłam
do niej i przytuliłam ją mocno.
-Kocham
cię.
-Ja
ciebie też, dziecko. Ja ciebie też.
I
poczułam łzy, gorące łzy, płynące mi po policzkach. Lecz nie ze smutku… Ale ze
szczęścia.
Leżąc
już umyta w łóżku, jak zwykle rozmyślałam o całym dniu. Wpatrywałam się w
sufit, skupiając się na jednym punkcie i odłączając od świata rzeczywistego.
Wtem
nagle usłyszałam skrzypnięcie otwieranego okna. Wstałam gwałtownie, zwracając
wzrok w tamtą stronę. Otwarte było na oścież. Rozejrzałam się po pokoju, lecz
nikogo, ani niczego nie dostrzegłam.
-Amon,
to nie jest śmieszne… - szepnęłam.
Wstałam
i podeszłam do okna, zamykając je i zasłaniając, po czym wróciłam niepewnie do
łóżka.
Gdy
trochę się uspokoiłam, kątem oka dostrzegłam cień wędrujący po ścianie.
Sparaliżował mnie strach.
-Amon…
Błagam cię, to nie jest śmieszne. – Drżałam. Drżałam na całym ciele, ze
strachu. Wiedziałam, że nie był to Amon. I na pewno w pokoju nie byłam sama.
Usłyszałam
zza kotary zasłon łóżka czyjeś kroki i byłam bliska płaczu.
Dlaczego,
dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi?!
Odsunęłam
się jak najdalej od lewej zasłony, patrząc na nią z przerażeniem.
Obserwowałam,
jak powoli czyjaś ręka chwyta za brzeg kotary. Serce biło mi niemiłosiernie
szybko. Myślałam, że za chwile zemdleje, czy padnę na zawał.
Amon, dlaczego
cię tu nie ma…
Wtem
człowiek szybkim ruchem odsłonił zasłonę.
-A
kuku!
PS:
Nie miałam czasu ostatnio pisać, więc daję ten rozdział z lekkim opóźnieniem :P
Następny dodam zapewne po Świętach, więc życzę wszystkim wesołych i wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku :))
Co z tego że opóźniony, skoro jest niesamowity :O! Ale masz cudowny sposób pisania :) Biorę się za resztę rozdziałów i z niecierpliwością czekam na kolejne ;*
OdpowiedzUsuńkto to byl ?!?!?! czekam na cdn :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ale niestety jestem skazana na Krzyżaków i nie mam czasu zaczynać od początku ;/
OdpowiedzUsuńmonomentume.blogspot.com
ichmagfotografieren.blogspot.com
Uhuhu, świetny rozdział! Czekam na kolejny, obiecany po świętach :3 I wesołych świąt oraz szczęśliwego nowego roku !
OdpowiedzUsuńZnałam kilka oceniających blogów, ale upadły. http://trochekrytyki.blogspot.com/ możesz sobie zobaczyć.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Bardzo miło się go czytało. Już nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością, Pozdrawiam i zapraszam: http://oczywampira2.blogspot.com/ . (niedługo kolejny rozdział u mnie :) )