.

.

21 grudnia 2013

Rozdział 11

Nazajutrz obudziło minie ciepło promieni słonecznych zza otwartego okna. Przekręciłam się na drugi bok, szczelniej okrywając kołdrą i zdałam sobie świadomość, że nie otwierałam tak szeroko okna ani nie odsłaniałam zasłon.
Wstałam gwałtownie, przypominając sobie, jak Asbiel przyznał się do włamania do mojego pokoju. Rozejrzałam się, lecz nikogo nie zastałam. Odetchnęłam z ulgą i chciałam z powrotem opaść na łóżko, lecz poczułam czyjś miarowy oddech na szyi.
Przeszedł mnie dreszcz i zaczęłam trząść się z przerażenia. Zamknęłam oczy, czekając na dalszy przebieg zdarzeń i poczułam wtedy mocny zapach znanych mi perfum.
-Amon? – zapytałam cicho.
Chłopak zaśmiał się i szturchnął mnie lekko w ramię.
Odwróciłam się i ujrzałam Amona, siedzącego po turecku.
-Głupi! Wiesz, jak się przestraszyłam?! – fuknęłam na niego.
Zaśmiał się tylko cicho. Odgłos ten przypominał dzwonki bawiące się na wietrze.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że siedzę obok niego ubrana tylko w koszulę nocną. Wstałam i pośpiesznie zarzuciłam na siebie szlafrok, leżący na oparciu krzesła przy biurku.
-Jak się tu dostałeś? – zapytałam, w międzyczasie obwiązując szlafrok aksamitnym sznurkiem.
-Skrzydła. I okno, łatwe do otwarcia z zewnątrz. Było uchylone, więc chwilę grzebania i gotowe. – Wyszczerzył zęby.
-A z jakiego powodu włamałeś się do mojego pokoju? – Podparłam ręce o biodra.
Amon zmierzył mnie od stóp do głów a ja jak zwykle zaczęłam się rumienić czując, jak ogarnia mnie wstyd i uczucie nieśmiałości.
-Chciałem zobaczyć, jak słodko śpisz – odparł, puszczając mi oko.
-Moja babcia zaraz będzie w domu. A z tego co mi wiadomo, to nie pała do ciebie sympatią.
-Przecież nawet na oczy mnie nie widziała…
-Wspomniałam jej o tobie. Nie spodobało jej się chyba twoje imię…
-Imię? – powtórzył, poruszywszy się niespokojnie.
-Albo nazwisko. – Uniosłam brwi, przypominając sobie słowa babci.
-Mówiła coś o mnie? O moim nazwisku? –Wstał, podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie za ramiona.
-Nie… Amon, co się dzieje?
-Nic. – Uśmiechnął się, nadal trzymając obiema rękami moje ramiona. – Zapraszam cię dziś na spacer, zgodzisz się?
Serce zabiło mi szybciej. Właśnie tego od jakiegoś czasu pragnęłam. Ja i on, sami…
-Jasne, z wielką chęcią.
-Miałem taką nadzieję. – Puścił mnie, podszedł do okna, ustał na parapecie i skoczył.
Zszokowana podbiegłam do okna i wychylając się, spojrzałam na dół. Ku mojej uldze nikogo tam nie było.
Zwróciłam wzrok ku górze i ujrzałam ciemną, uskrzydloną postać, lecącą nad ciemnym lasem.
Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Uśmiechnęłam się do siebie, zamknęłam okno i ubrałam się w normalne ciuchy. Potem zbiegłam na dół, gdzie na kuchennym krześle siedziała białowłosa kobieta, rozmawiająca z Dagonem.
-Babciu! – zawołałam, po czym podbiegłam do niej i przytuliłam z całej siły.
-Dagon opowiedział mi o wszystkim. Wybaczysz mi to, że tyle czasu ukrywałam przed tobą tyle rzeczy?
Odsunęłam się od niej i szepnęłam „Oczywiście!”.
-Tak spokojnie to wszystko przyjęła? – zwróciła się do Dagiego.
-Jak pani widzi.
-Chciałam wam oznajmić, że… - zaczęłam niepewnie – Dziś wychodzę z Amonem. I nie chcę słyszeć żadnych złych rzeczy na jego temat.
-Ależ Nika… - Babcia zakryła usta rękoma.
-W ramach wynagrodzenia.
Białowłosa kobieta westchnęła, machnęła ręką w geście poddania się, po czym wstała i bez słowa poszła do swojego pokoiku.
-Ciebie to też dotyczy. –Skinęłam na chłopaka.
-Jasne… - odpowiedział smętnie. – Biorę walizy i jadę.
-Okej.
Podszedł, przytulił się i wyszedł na przedpokój. Zabrawszy walizki wyszedł z domu lekko trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze ryk silnika, po czym w domu oraz na zewnątrz zrobiło się przerażająco cicho.
Wszystko wróciło do normy.


Wieczorem do drzwi zapukał Amon. Zbiegłam pośpiesznie z piętra, by wyprzedzić babcię i otworzyłam mu drzwi.
-Cześć – przywitał mnie, trzymając dwa bukiety kwiatów. – To dla ciebie.
Odebrałam od niego ładnie ułożone krokusy, po czym zaprosiłam go do środka.
-Dzień dobry – przywitał moją babcię, wręczając jej malutkie gerbery.
-Dziękuję… - powiedziała lekko zbita z tropu.
Odebrałam od niej kwiatki i włożyłam razem z moimi do ciemnoniebieskiego wazonu, kładąc na środku stołu w salonie.
Skinąwszy na chłopaka ruszyłam w stronę wyjścia.
-Co więc jest celem tego jakże miłego spaceru? – zapytałam z uśmiechem.
-Tak tylko chciałem… Chciałem po prostu porozmawiać – odparł, chwytając się za szyję.
Znów coś ukrywa?
Spacerowaliśmy tak w stronę miasta, wsłuchując się w leśną ciszę.
-Chodzisz tu czasem sama?
-Tak, gdy chcę pobyć w samotności. Jest tu zawsze taki spokój…
-Faktycznie – stwierdził, dopiero to zauważając.
-Ile ty tak naprawdę masz lat?
-Szesnaście.
-Od jak dawna?
-Jest to właściwe pytanie. Bodajże od tysiąc dziewięćset dziewiętnastego.
- Dziewięćdziesiąt cztery lata… To tak, jakbyś miał teraz sto jedenaście lat. – Spuściłam głowę, wyobrażając sobie idącego przy mnie starszego pana.
-Nie martw się, nadal czuję się na siedemnastolatka. – Zaśmiał się.
-Zostałeś aniołem, gdy miałeś siedemnaście lat, czy jesteś nim od urodzenia?
-Od urodzenia byłem wychowywany na anioła… - powiedział ze wstrętem.
-Żałujesz?
-Tak – odpowiedział błyskawicznie. – Albo nie… - szepnął.
-Więc?
-Nie. Poznałem ciebie i moje życie nabrało kolorów. W końcu cieszę się, że jestem tym, czym jestem.
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Wiesz, że każdy kwiat ma swoje znaczenie? Każdy mówi o sobie co innego – zaczął z uśmiechem.
-Co mówią gerbery? – zapytałam z ciekawością.
-Doceniam cię i szanuję.
-Przekażę to mojej babci. – Puściłam mu oko.
-Twoja babcia doskonale o tym wie. Anioły lubią bawić się w przekazywanie uczuć, czy rozmowy poprzez darowanie sobie kwiatów. A pani Muriel tak wiele ma z nimi wspólnego…
-A krokusy?
-Daj mi siebie, szacunek i miłość.
Wtem chłopak, wykorzystując moje zdezorientowanie, delikatnie musnął palcami wewnętrzną część mojej ręki. Drgnęłam lekko i zmrużyłam oczy, czekając niecierpliwie na jego dalszy ruch. Amon po chwili splótł swoje palce z moimi i zatrzymał się, ciągnąc mnie delikatnie do siebie.
Nasze ciała stykały się prawie we wszystkich miejscach, przez co moje żebra mało co nie połamało szalejące serce.
W tamtym momencie trzęsłam się, nie wiem, czy ze strachu czy podniecenia ową sytuacją.
Chłopak objął mnie w talii wolną ręką i przyciągnął mocniej do siebie. Dzięki temu czułam pod warstwą materiału żar jego skóry. Pokochałam to uczucie ciepła, tak przypominające mi tego jakże cudownego chłopaka.
Stojąc nieruchomo obserwowałam, jak zbliża swą twarz do mojej, wpatrując się w moje usta. Wiedziałam, co chce zrobić. Od początku na to czekałam…
Ponagliłam go w myślach, nienawidząc go w tamtej chwili za to, że każe mi tyle czekać.
Przewróciłam oczami i wręcz rzuciłam się na niego, ale ten odsunął swoją twarz od mojej, szepcząc:
-Nie.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego. Chciałam zapytać, dlaczego nie, lecz poczułam dotyk jego ciepłych i miękkich warg na moich ustach. Musnął je i schylił się lekko, zaczynając ospale całować moją szyję.
Nie mogłam tyle czekać. Pociągnęłam go lekko za włosy, odchylając jego głowę do tyłu i wbiłam się w jego usta swoimi.
Całowaliśmy się długo i namiętnie, tak jak to sobie zawsze wyobrażałam. Chłopak trzymał rękę w moich włosach, a ja delikatnie jeździłam rękami po jego ciele. W tamtym momencie byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zapomniałam o całym świecie, o istnieniu aniołów i jakichkolwiek istot nadprzyrodzonych. Byłam wtedy dziewczyną, za którą tak bardzo tęskniłam. Za Niką, która miała normalną rodzinę. Za Niką, z normalnym życiem.
Gdy w końcu odkleiłam się od Amona, spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Daj mi siebie, szacunek i miłość – szepnął, odgarniając mi włosy z twarzy i chowając je sprawnie za uchem.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam głowę w jego szyję.
Kocham Cię. Kocham.


Jakiś czas później leżeliśmy na miękkiej ściółce. Głowę opierałam o tors chłopaka, obejmując go lewą ręką. On prawą podpierał swoją głowę, a lewą głaskał mnie po włosach.
-Nie chcę wiedzieć, jak wygląda Niebo… - powiedziałam niespodziewanie.
Amon uniósł brwi.
-Dlaczego?
-Mam je tutaj… I wszędzie, gdzie jesteś ty.
Chłopak uśmiechnął się smutno. Nie wiem, czemu, ale nie zapytałam o powód tego.
Resztę dnia spędziliśmy leżąc i spacerując po lesie.
Amon wydawał się być strasznie spięty, gdy opowiadałam mu o swoich rodzicach. On zaś opowiadał mi o swoich. Jego mama była człowiekiem, ojciec zaś Archaniołem. Zabił go inny Archanioł, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim, gdy miał sto dwadzieścia jeden lat. Jego mama zmarła, gdy miała siedemdziesiąt jeden lat, w tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym.
Zapamiętałam do końca życia opis jego matki: „Miała usta koloru krwi i oczy, które śmiały się do wszystkich ludzi. Nosiła sukienki w kolorze lilii i nigdy nie widziałem, by miała spięte włosy. Tak kochała wolność i życie… Ale niestety miało ono także swój kres. Widziałem, jak pewnego dnia zasnęła na bujanym krześle. Spała tak mocno i tak długo… I nigdy więcej już się nie obudziła.” Bardzo mnie to zasmuciło.


-Chcę być aniołem – powiedziałam, gdy mieliśmy już się żegnać.
Amon zmarszczył brwi.
-Nie. Nie pozwolę ci na to – warknął.
-Dlaczego…? Chcę być z tobą już na zawsze…
Chłopak odwrócił głowę w bok, zmieszany.
-Muszę już iść. Do zobaczenia. – Pocałował mnie delikatnie w policzek i ruszył z powrotem do siebie.
Weszłam do domu i zdjęłam buty.
-Babciu! – zawołałam.
Starsza kobieta zjawiła się błyskawicznie na przedpokoju.
-Tak?
Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też, dziecko. Ja ciebie też.
I poczułam łzy, gorące łzy, płynące mi po policzkach. Lecz nie ze smutku… Ale ze szczęścia.


Leżąc już umyta w łóżku, jak zwykle rozmyślałam o całym dniu. Wpatrywałam się w sufit, skupiając się na jednym punkcie i odłączając od świata rzeczywistego.
Wtem nagle usłyszałam skrzypnięcie otwieranego okna. Wstałam gwałtownie, zwracając wzrok w tamtą stronę. Otwarte było na oścież. Rozejrzałam się po pokoju, lecz nikogo, ani niczego nie dostrzegłam.
-Amon, to nie jest śmieszne… - szepnęłam.
Wstałam i podeszłam do okna, zamykając je i zasłaniając, po czym wróciłam niepewnie do łóżka.
Gdy trochę się uspokoiłam, kątem oka dostrzegłam cień wędrujący po ścianie. Sparaliżował mnie strach.
-Amon… Błagam cię, to nie jest śmieszne. – Drżałam. Drżałam na całym ciele, ze strachu. Wiedziałam, że nie był to Amon. I na pewno w pokoju nie byłam sama.
Usłyszałam zza kotary zasłon łóżka czyjeś kroki i byłam bliska płaczu.
Dlaczego, dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi?!
Odsunęłam się jak najdalej od lewej zasłony, patrząc na nią z przerażeniem.
Obserwowałam, jak powoli czyjaś ręka chwyta za brzeg kotary. Serce biło mi niemiłosiernie szybko. Myślałam, że za chwile zemdleje, czy padnę na zawał.
Amon, dlaczego cię tu nie ma…
Wtem człowiek szybkim ruchem odsłonił zasłonę.

-A kuku!





PS:
Nie miałam czasu ostatnio pisać, więc daję ten rozdział z lekkim opóźnieniem :P 
Następny dodam zapewne po Świętach, więc życzę wszystkim wesołych i wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku :)) 


6 komentarzy:

  1. Co z tego że opóźniony, skoro jest niesamowity :O! Ale masz cudowny sposób pisania :) Biorę się za resztę rozdziałów i z niecierpliwością czekam na kolejne ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. kto to byl ?!?!?! czekam na cdn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz ale niestety jestem skazana na Krzyżaków i nie mam czasu zaczynać od początku ;/
    monomentume.blogspot.com
    ichmagfotografieren.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhuhu, świetny rozdział! Czekam na kolejny, obiecany po świętach :3 I wesołych świąt oraz szczęśliwego nowego roku !

    OdpowiedzUsuń
  5. Znałam kilka oceniających blogów, ale upadły. http://trochekrytyki.blogspot.com/ możesz sobie zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Bardzo miło się go czytało. Już nie mogę doczekać się następnego.
    Czekam z niecierpliwością, Pozdrawiam i zapraszam: http://oczywampira2.blogspot.com/ . (niedługo kolejny rozdział u mnie :) )

    OdpowiedzUsuń