.

.

17 maja 2014

Hej :)

!!!!!!!!!!

Witam wszystkich, którzy pamiętają jeszcze o moim blogu. Nie oddawałam bardzo długo rozdziałów, bo było wiele poprawek i miałam parę innych zajęć. Ale z czego jestem dumna - skończyłam całą książkę :)

Opuszczam tego bloga. Ale nie zamierzam przestać publikować moje "dzieło" :P Po prostu przenoszę je na innego bloga, a mianowicie - http://skazaninawiecznosc.blogspot.com/


Tak więc zapraszam do obserwowania od początku pozmienianej leeko fabuły Skazanych na Wieczność :)





!!!!!!!!!!!

2 marca 2014

Rozdział 17

Znałam drogę, szłam więc szybko korytarzem.
Bałam się. Naprawdę, strasznie się bałam. Nie wiedziałam nawet, czego, bo nie miałam pojęcia, co tam zastanę.
W końcu dotarłam do dużego pomieszczenia. Weszłam do niego i ujrzałam…
-Kinez?!
Blondynka uśmiechnęła się cynicznie.
-Wiesz, zrobiłabym wszystko, by się ciebie pozbyć.
Zmarszczyłam brwi. Wtedy zza zasłony mroku wyszedł jakiś chłopak. Rozpoznałam szatyna, choć nie od razu.
-Co…? – szepnęłam.
Biryn podszedł do Kinez i objął ją za szyję, ocierając się policzkiem o jej włosy. Potem brutalnie przyciągnął ją do siebie i pocałował.
-Ekhem, czy ktoś mi w końcu powie…
-Co tu się dzieje? Otóż to bardzo proste. Ja mam pewną sprawę, Urho także, a Kinez na tym skorzysta. Nasza perełka trochę nam pomogła. Z kolei Biryn robił tylko to, co mu kazano – usłyszałam głos, dobiegający gdzieś zza mnie.
Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Asbiela i Urho. Na ubraniach obydwu przeważały ciemne kolory, dodając im nutki grozy.
Żałowałam wtedy, że jednak Zavebe ze mną nie poszedł.
-Kim ty jesteś, Urho? – spytałam, mrużąc oczy. Chciałam także zrobić krok do tyłu, ale wtedy wpadłabym na obejmujących się Biryn Biryna i Kinez.
Wiedziałam, czego chciał Asbiel. Bym stała się anielicą, a wtedy on będzie mógł być znów w Niebie.
Wtem Urho zrobił krok w bok i zza jego pleców wyłoniły się potężne, czarne skrzydła. Większe, niż jakiekolwiek widziałam. Czarne pióra lśniły i budziły we mnie strach, tak samo jak w Kinez, która schowała się w ramionach Biryna.
-Jestem Nocą, Złem, Płaczem, Ciemnością, Okrucieństwem – powiedział, patrząc gdzieś w bok.
-Upadłym.
-Jestem Panem Upadłych – poprawił mnie.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
Amon wiedział. Doskonale wiedział, kim jest Urho. Tylko dlaczego o niczym nie raczył mi powiedzieć?
-Jesteś Diabłem – wyszeptałam, kierując te słowa do siebie.
Jasnowłosy chłopak uśmiechnął się, nie powiem, że serdecznie, ale tak to wyglądało.
-I chcę, byś jako anielica zasiadła ze mną na tronie.
Wyszczerzyłam oczy jeszcze bardziej.
-Czy ty oszalałeś?!
-Nie masz wyboru. Jeśli chcesz żeby twoja babcia nadal żyła, zrobisz to.
Z trudem powstrzymywałam łzy, prosząc w my
ślach Amona o pomoc.
-Twój Amon ci nie pomoże. Chyba, że chcesz, by był torturowany do końca swego nędznego żywota. A zapewniam cię, pożyje jeszcze długo – odparł Urho. – Więc jak, pójdziesz ze mną, czy chcesz patrzeć jak twoja babcia kończy swój żywot?
Gorące łzy spłynęły mi po policzkach. Czułam, że nie miałam innego wyboru.
W tamtym momencie nie myśl o staniu się aniołem mnie przerażała, lecz to, że musiałam zrezygnować z Amona… dla Urho.
Albo i nie.
- Nigdy cię nie pokocham – syknęłam.
-Oh, zobaczymy.
- Obiecuję ci to. Będę tam, przy tobie tylko i wyłącznie z przymusu.
-Nie szkodzi.
-I nie zabronisz mi wtedy spotykać się z Amonem – powiedziałam z wahaniem.
Chłopak zmarszczył brwi i podszedł do mnie, składając skrzydła wzdłuż pleców i otaczając mnie ramieniem.
-Tak nie przystoi.
Zabrałam jego rękę z moich pleców i cofnęłam się o krok.
-Albo zrobimy inaczej. Amon zginie i nie będziesz już chciała się z nim widywać – odparł, dumny z siebie.
-Nie! – krzyknęłam przerażona – dobrze, dobrze, zrobię wszystko… - Gdy  już miałam zamiar się poddać, usłyszałam huk. Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Amona, o dziwo, wchodzącego do pomieszczenia przez sekundę wcześniej rozwaloną ścianę. Za nim wszedł Zavebe i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jego rozczochrane włosy, jakby właśnie przeszło tam tornado. Potem ujrzałam Dagona i… Abir. Przewróciłam oczami i powiedziałam do ekipy ratującej, w szczególności kierując to do Abir:
-Obeszłabym się bez was.
-Ho, ho, ho – zawołał Urho, przypominając w tamtym momencie Świętego Mikołaja. – Kogo ja widzę? Amon!
Ciemnowłosy chłopak wzdrygnął się i podszedł do mnie, odciągając mnie od Urho, Kinez, Asbiela oraz Biryna.
-W co ty się znów pakujesz? – szepnął, obejmując mnie od tyłu.
-Tu chodzi o moją…
-Babcię. Możemy uratować ją inaczej. W ogóle czego oni chcą?
-Nikę. Chcemy Nikę – poinformował jasnowłosy chłopak, strzepując niewidzialny pyłek z klapy marynarki. Wtedy zapadła cisza.
-Nie! – odparł stanowczo Zavebe, robiąc krok w przód. – Nie pozwolę, nie weźmiecie jej!
-Och, chcesz się przekonać? Co ty możesz zrobić, Zavebe? Jesteś mój. Tak samo jak Amon. Zrobię z wami co tylko zechcę. – Zaśmiał się szyderczo.
-Jestem jeszcze ja – przemówił Dagon.
-Aniołeczku, nie masz szans z Diabłem i dwoma Upadłymi. Nie jesteś nawet pół krwi Archaniołem. Jesteś nikim… A ty, Nika, też chcesz walczyć? Co może zrobić niedoszła anielica?
-Och, więc pierw gadasz, że mnie kochasz i chcesz być ze mną gdzieś tam, a potem masz czelność się ze mnie nabijać? – palnęłam, nadąsana. Miałam tendencje  do zachowywania się inaczej niż przystoi w niektórych sytuacjach.
W tamtym momencie oczy Urho nie wypełniała już groza, lecz były to oczy Urho, którego znałam i szczerze lubiłam. Jego twarz złagodniała a skrzydła zdematerializowały się w mgnieniu oka.
-Przecież jestem twoim przyjacielem, Nika. Twoim Urho – powiedział, wyraźnie zasmucony.
Przez chwilę uwierzyłam w iluzję, lecz gdy tylko poczułam mocniejszy uścisk Amona, jasnowłosy chłopak wrócił znów do swojej postaci.
-Na trzy uciekamy przez tę dziurę. Wtedy trzymaj się mnie mocno – szepnął mój anioł.
Nie miałam zbytnio innego wyboru, więc przytaknęłam.
-Na co czekamy? Nika, tym czynem zrobisz wiele dobrego. – Asbiel w końcu podniósł głos.
-Raz…
Uśmiechnęłam się cynicznie, patrząc ślepo na mężczyznę.
-Szybciej – syknęła Kinez, zniesmaczona.
-Dwa…
Wtedy Urho skinął na Biryna, a ten puścił dziewczyną i zaczął iść w moją stronę.
-Trzy.
Zamknęłam oczy, czując jak muskularne raniona podnoszą mnie, chwytając za nogi i plecy. A potem chłopak zaczął biec. I wszyscy inni także.
-Za nimi! – krzyknął Urho gdzieś z daleka.
-Jeszcze kawałek, szybciej, Zavebe!
Chwilę później poczułam powiew świeżego powietrza i z powrotem otworzyłam oczy. Byliśmy znów w lesie.
-Teraz trzymaj się mnie mocno – szepnął Amon, ocierając swój policzek o mój i odepchnąwszy się od ziemi, zamachał swymi potężnymi skrzydłami.
Byłam zachwycona i jego skrzydłami i lotem, lecz postanowiłam zachwycać się trochę później, gdy już będziemy bezpieczni.
-Amon, gdzie lecimy? – spytał Zavebe.
Chciałam spojrzeć na niego, lecz bałam się ruszyć obawiając się upadku.
-Do mojego domu. Tam pomyślimy co dalej.
-Ale tam nas znajdą!
-Nie martw się, nie znajdą – odparł chłopak z uśmieszkiem na ustach.
-Dziękuję – szepnęłam i pocałowałam Amona w noc, gdy już byliśmy bezpieczni na twardym gruncie.
Weszliśmy wszyscy do willi i usadowiliśmy się w salonie, gdzie byłam kiedyś z Rosie.
-To co dalej? – zaczął Dagon, opierający się o ścianę.
-Musimy jakoś odbić babcię – stwierdził Zavebe.
-To już wiemy. Tylko powiedz mi, jak?
-Chcieli mnie w zamian… - odparłam, lecz Amon przerwał mi stanowczo:
-Nie. Nie pozwolę ci na to za nic.
-Tu chodzi o moją babcię!
-Nie rozumiesz, że nie mogę cię stracić?! – krzyknął i walnął pięścią ścianę, zostawiając więcej niej wgniecenia.
-To może Nika po prostu zmieni się w anioła i odbijemy babcię, po czym uciekniemy?
-Nie – zaprzeczył znów brunet siadając na kanapie obok mnie.
-A to dlaczego? – spytałam ze zdziwieniem.
-Nie będziesz taka jak my. Nie możesz. Nie zasłużyłaś sobie na takie coś.
-No przecież to nic strasznego..
-Chcesz patrzeć, jak wszyscy, którzy coś dla ciebie znaczą umierają jeden za drugim? Chcesz tkwić pomiędzy życiem a śmiercią? Chcesz być taka już na zawsze? Nie mieć dzieci, nie starzeć się, nie siedzieć na ganku wypatrując powrotu swych pociech swego… męża?
-Chcę przeżyć całą wieczność z tobą – odparłam stanowczo, zerkając na przyglądającą się tej rozmowie Abir.
-I tak nas rozdzielą…
-Co? Dlaczego?
-Jestem Upadłym, nie pamiętasz?
Spuściłam głowę, nie chcąc już o tym rozmawiać.
-Idę do Borysa – oznajmiłam, wstając.
-Borys jest u siebie. – Dagon skinął głową w górę.
-Ach… Więc idę się przejść.
-Nie wychodź, Nika. – Amon złapał mnie za ramię. – Oni mogą czaić się na zewnątrz.
Westchnęłam.
-Mogę chociaż rozejrzeć się po domu?
Chłopak skinął głową i puścił mnie, pozwalając mi wyjść. Udałam się do sypialni. Idąc, miałam wrażenie, że te wszystkie anioły na obrazach podążają za mną wzrokiem.
W pokoju Amona ułożyłam się wygodnie na łóżku i obserwowałam firanki powiewające na wietrze. Drzwi od szklanego balkonu były otwarte, jakby zachęcały śnieżnobiałe firanki do wydostania się na zewnątrz, lecz te mimo szarpania się nie miały szans na wolność.
Leżałam tak i leżałam, myśląc o tym, co zrobić. Nie przychodziło mi do głowy nic, prócz poddania się… I to też postanowiłam uczynić. Ta decyzja pojawiła się znikąd, od tak. Lecz przed wykonaniem swego planu, prześwidrowałam spojrzeniem cały pokój, przywołując wspomnienia. Było ich może niewiele, za to każde na wagę złota.
Ocierając łzę łaskoczącą mój policzek wstałam pośpiesznie i wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem słyszałam, jak chłopcy i Abir dyskutowali zawzięcie o tym, co robić. Przeszłam cichutko obok uchylonych lekko drzwi od salonu i ubrawszy buty wybiegłam z willi.
Wokół mnie było cicho. Strasznie cicho. Nie słychać było trelu ptaków, stukania dzięcioła czy szumu liści na koronach potężnych drzew. Ta cisza mnie przerażała nawet bardziej, niż fakt, że idę wprost w objęcia Szatana.
Kierując się w stronę tak dobrze już znanego mi opuszczonego budynku wciąż wahałam się, czy oby robię dobrze. Ostatecznie przyjęłam, że jednak to jedyne wyjście na uratowanie mojej ukochanej babci…

Jakiś czas później, gdy zaczęło się ściemniać, byłam już na miejscu. O dziwo, w środku nie było tak, jak dotychczas. Wyglądało to naprawdę jak przyzwoity hotel. Tyle, że nikogo tam nie było.
Udawałam się pośpiesznie tam, gdzie zwykle. A oni nadal tam byli. Tyle, że siedzieli w jasnym pokoju w czerwonych fotelach.
-Witamy. – Urho wstał i błyskawicznie znalazł się obok mnie, chwytając mnie pod rękę i prowadząc do czerwonej kanapy.
Można byłoby pomyśleć, że są to zupełnie normalni i w porządku ludzie… Tyle, że prócz Kinez nie byli to ludzie a już w szczególności nie w porządku.
-Więc jednak zgodziłaś się zostać ze mną pod postacią anielicy?
Zawahałam się. Tak naprawdę to nie byłam pewna, czy naprawdę chcę to zrobić… W sumie to nie chciałam, nawet bardzo, ale inaczej nie mogłam. Spojrzałam z nienawiścią w oczach na blondyna, którego nienawidziłam z całego serca.
Może ta sytuacja miała, m u s i a ł a się zdarzyć. Może takie było moje przeznaczenie… Ale dlaczego? Czemu ktoś chciał dzięki temu zniszczyć mi życie? W sumie to mogłam się jeszcze wycofać…

Z lekkim wahaniem w głosie odpowiedziałam mu...




P.S
Ten rozdział pisałam dziś a zawsze byłam tak o dwa do przodu, więc trochę minie nim pojawi się następny... :)
+ Kto gra w lola albo chce zacząć? Przydałby mi się towarzysz/ towarzyszka do gier i gadania przy tym na Skype :D Wiek nie gra roli... Piszcie w komentarzach, jeśli chcielibyście ze mną pograć :) Nie gryzę !

Rozdział 16

-Amon?
-Tak, Nika?
-Ktoś u mnie był – oznajmiłam. Trzęsły mi się ręce tak, że z trudem trzymałam telefon przy uchu.
Ta kartka była albo głupim żartem, albo znów miałam kłopoty.
-Skąd wiesz?
-Przyjdź do mnie, błagam… - pisnęłam spanikowana.
-Za chwilę będę – rzucił pośpiesznie i rozłączył się.
Po upływie niecałej minuty zobaczyłam ciemną postać pukającą w szybę okna. Otworzyłam je i wpuściłam chłopaka do środka. Zdążyłam zobaczyć jeszcze parę jego kruczoczarnych skrzydeł ułożonych na plecach, znikających powoli.
Amon podszedł do mnie i przytulił mocno, głaszcząc po plecach.
-Co się stało?
Wskazałam mu kartkę, leżącą na biurku. Chłopak puścił mnie i podszedł do niej, po czym przejechał palcem po literze „e” i oblizał go.
-Krew zwierzęca.
-Bardzo pocieszające.
-W każdym razie to lepiej niż krew ludzka, prawda?
Przewróciłam oczami.
-Zastań i mnie na noc.
-Zavebe Zavebe Borys nie będą mieli nic przeciwko?
Zmarszczyłam brwi.
-Skąd niby…
-Już wiedzą, że ktoś ciebie jest – przerwał mi – Zavebe za chwilę pewnie będzie chciał przyjść i sprawdzić co i jak. Nie powiesz mu nic, nie wspomnisz o mnie ani słowem ani o tej kartce. Ja spróbuję zrobić coś, żeby przestał czuć moją obecność.
Przytaknęłam. Wtedy Amon wyskoczył przez okno. W tym samym czasie do pokoju wszedł Zavebe.
-Hej, puka się!
-Wybacz. Tak tylko chciałem sprawdzić, czy… Cię przestraszę. – Uśmiechnął się.
-Tandetne. Czego chcesz?
-Ktoś u ciebie był? – spytał, rozglądając się po pokoju.
-Dagon.
-Ach, tak. Nie musiał się już zwijać.
-Musiał. Chcę już zrobić lekcje i iść spać. – Zastosowałam metodę babci i zaczęłam robić lekcje.
Chłopak westchnął i powoli wyszedł z pokoju. Odczekałam chwilę i odwróciłam się w stronę okna, by zawołać ciemnowłosego chłopaka, lecz ten już siedział na moim łóżku.
-Nie czuje cię?
-Nie. Musimy pomyśleć, o co chodzi z tą kartką.
-Nie czujesz na przykład zapachu osoby, która to napisała?
-Nie jestem psem – warknął – poza tym czuję tylko anioły, a jeśli anioł umiał się zamaskować to nie umiem wyczuć niczego.
-Wybacz, po prostu myślałam… Nie chciałam, by to tak zabrzmiało…
-Wiem – zakończył rozmowę pocałunkiem.


Rano, następnego dnia Amon zostawił mi na poduszce obok karteczkę:
„Do zobaczenia w szkole.”
Uśmiechnęłam się tylko i wygramoliłam z lóżka.
Jedząc śniadanie rozmawiałam z Borysem. Opowiadał mi, jak to był kiedyś rycerzem, najlepszym za czasów średniowiecza. Gdy ludzie odkryli jego zdolność do błyskawicznej regeneracji i nieśmiertelność, musiał zakończyć swą działalność i zająć się czymś innym. Mówił też o osobach, którymi się opiekował. O tych, których lubił a także o tych, których uśmierciłby, gdyby mógł.
Starszy pan był nadzwyczaj energiczny. Latał po kuchni w tą i z powrotem, szykując mi drugie śniadanie do szkoły, którego nie chciałam, lecz Borys nalegał.
Zavebe za to nie okazał się być porannym ptaszkiem. Miał to po babci.


W szkole wszystko się zmieniło. Amona zapoznałam bardziej z Rosie. Polubili się. Każdą przerwę spędzałam w ich towarzystwie. I na każdej przechwytywałam spojrzenia zazdrosnych dziewczyn, gapiących się na moje splecione palce z palcami Amonem.
Urho chyba omijał mnie szerokim łukiem, albo zrobił się niewidzialny, bo nigdzie na szczęście go nie widziałam.
Ach, co ta miłość czyni z ludźmi…
Kinez wciąż chodziła nadęta. Od czasu do czasu rzucała złośliwe uśmieszki w stronę Amona, na co chłopak nie reagował. I bardzo dobrze.

Na wychowaniu fizycznym trener oznajmił, że niedługo będą biegu przełajowe w lesie, na kilometr dla dziewczyn a dwa dla chłopców. Oczywiście miałam zamiar wziąć w nich udział.
-Ja to cię podziwiam – powiedziała Rosie, sącząc zimną Pepsi przez słomkę. – Mi nigdy nie chciałoby się w ogóle tam iść, a co dopiero biegać.
Siedziałyśmy w stołówce szkolnej, jedząc wykupiony obiad. Składał się on z mojego ulubionego dania, a mianowicie kopytek ze śmietaną i cukrem. Drugie w kolejce było spaghetti, którego nie umieścili w szkolnym menu. Gdyby było, wykupiłabym chyba wszystkie obiady na cały rok szkolny.
Była to pierwsza przerwa, na której Amona z nami nie było. Powiedział, że musiał coś załatwić i zniknął, co jakoś szczególnie mnie nie dziwiło.
-Wiesz, to zależy od osoby. Wiele jest takich, co lubią się męczyć, ale też takie, co najchętniej nie ruszaliby dupy sprzed telewizora. – Wytknęłam język w stronę Rosie i nim zdążyły do niej dotrzeć moje słowa, wstałam, odnosząc talerze.
-Nie jestem no-life’m!
-Wiem, wiem, to było żartem.
Nienawidziłam stać w kolejkach. Ludzie zachowywali się okropnie. Przepychali się, szturchali, wyzywali. W tamtym momencie miałam okazję powąchać najsłodszy perfum świata od stojącej przede mną rudowłosej dziewczyny. O mało nie zemdlałam.
Wychodząc ze stołówki zaczepiła mnie Jinx, dziewczyna z mojej klasy.
-Nika, masz zgodę. Jutro trzeba oddać ją trenerowi.
-Dzięki. – Wzięłam od dziewczyny w niebieskich włosach kartkę i zginając ją na pół schowałam do kieszeni spodni.
-Co tam masz?
Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie od tyłu.
-Zgodę.
-Na co?
-Biegi.
-Moja zdolna dziewczynka. – Pocałował mnie w ucho i puścił. – Będę mógł przyjść i popatrzeć?
-Jasne. Możesz wziąć ze sobą Rosie, samej by się na pewno jej nie chciało przyjść – westchnęłam.
-Zobaczę co da się zrobić. Chodź, mamy chemię.
Gdy doszliśmy do klasy zabrzmiał dzwonek. Weszliśmy do sali, gdzie zawsze było strasznie zimno i gdyby nie ciepło bijące od ciemnowłosego chłopaka siedzącego obok mnie to pewnie bym zamarzła.
Tamtego dnia akurat zaczął szwankować dzwonek i raz, co raz zacinał się, uparcie chcąc dzwonić. I akurat na chemii dzwonek ten zaczęli naprawiać, więc nie słychać było nic prócz głośnego „dryyyyyyyyyyyyyń”. Siedząc tak w ławce czułam się strasznie dziwnie, a po jakimś czasie zaczęłam zastanawiać się, czy to nie oby alarm przeciwpożarowy. Nikt nie mógł skupić się na zrozumieniu słów profesora. W sumie to nikt nawet go nie słyszał. A gdy po upływie piętnastu męczących minut zapadła błoga cisza, zaczęliśmy normalną lekcję.


Po szkole Dagon przyszedł po mnie do domu. Spędziliśmy dzień na mieście, wariując. Brakowało mi tego, nawet bardzo.


Cztery następne dni upłynęły szybko i nic ciekawego się nie wydarzyło. O Abir nie usłyszałam ani słowa, zresztą tak samo jak o Urho. Wciąż szumiało mi w głowie pytanie, kim naprawdę był ten chłopak. Niestety zapowiadało się na to, że już nigdy nie dowiem się prawdy.
Był więc piątek, siedemnastego września. Od początku roku szkolnego upłynęły ponad dwa tygodnie.
Dziwiło mnie to, że Borys całe dnie spędzał u nas jak członek rodziny, a w nocy znikał nie wiadomo gdzie. Zapytałam będąc w kuchni, gdzie tak znika, na co odparł:
-Każdy ma swoje tajemnice, Nika.
Westchnęłam tylko głośno i poszłam przebrać się w strój do biegania. W końcu za godzinę, na szesnastą miałam stawić się w wyznaczonym miejscu gdzieś w głębi lasu otaczającego nasz dom. W międzyczasie zadzwoniłam do Dagona.
-Hej, będziesz?
-A Amon będzie?
-Chyba…
-To będę, ale mnie nie zobaczysz.
-Ej!
-Muszę już lecieć – odparł pośpiesznie i usłyszałam sygnał zakończonego połączenia.
Pół godziny przed szesnastą zameldowałam się u trenera o dziwnym nazwisku – Tupak a następnie udałam się w poszukiwanie kogoś znajomego. Wszyscy, Wszyscy osób było dużo, biegali we wszystkie strony rozwalając specjalnie, lub niespecjalnie, taśmę przyklejoną do drzew, która miała wyznaczyć nam trasę.
Na Rosie natknęłam się… przy bufecie. Na jej widok parsknęłam śmiechem.
-Hej, zostaw coś innym.
Dziewczyna spojrzała w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami, lecz gdy mnie rozpoznała uśmiechnęła się i odeszła od stolika z jedzeniem.
-Nikt nie je a szkoda, żeby się zmarnowało. Poza tym sportowcy muszą dbać o linię, czy coś takiego. – Machnęła ręką i wyrzuciła do kosza na śmieci plastikowy kubek z napisem „Coca Cola”. – Cóż za strzał.
Westchnęłam rozbawiona zachowaniem mojej koleżanki, po czym rozejrzałam się.
-Amon z tobą nie przyszedł? – spytałam zaniepokojona.
-A, no właśnie, niespodzianka! Ruszyłam cztery litery sprzed telewizora i przyszłam sama!
-Więc Amon…
-Tu jesteś! – zawołał ktoś za mną.
Odwróciłam się i ujrzałam ciemnowłosego chłopaka. Uśmiechnęłam się radośnie, lecz gdy zobaczyłam, kto stoi obok niego, uśmiech zniknął mi z ust.
-Abir – syknęłam.
-Spotkałem ją po drodze i pomyślałem, że może… - zaczął Amon, uciekając wzrokiem i przejeżdżając ręką po włosach z tyłu głowy, lecz gdy zorientował się, że zaczęłam powoli iść w przeciwną stronę zamilkł i podszedł do mnie.
-Znowu? Znowu to samo? Abir chciała cię przeprosić i życzyć wygranej.
Przewróciłam oczami. Nie chciałam znów zachować się jak idiotka więc wróciłam do Rosie i Abir, obserwujące w milczeniu tę scenę.
Amon dołączył do nas i szturchnął zniesmaczoną Abir w ramię.
-No, więc, ten… - zaczęła, mrużąc słodko oczka – chciałam cię przeprosić za kłopoty ostatnim razem.
Uniosłam brew.
-Wybaczcie, ale muszę iść kogoś poszukać. Rosie, pomożesz mi? – Pociągnęłam ją za łokieć, nim zdążyła odpowiedzieć.
Gdy już oddaliłyśmy się od Amona i Abir, dziewczyna zapytała:
-Była już między tobą a tą lalą jakaś spina? Czemu mi nic nie mówiłaś?
-A czemu ty nie mówisz mi o tobie i Zavebe?
-Bo… Ech, nie ważne, dobra. Kogo chciałaś poszukać?
-Dagona.
-Nie widziałam go tu, może zapomniał czy coś…
-Hej wam! – Jak na zawołanie przed nami pojawił się jasnowłosy chłopak,
-Czyli jednak się nie ukrywasz? – spytałam, na co Dagon jedynie się uśmiechnął.
-Hej, Nika, a Zavebe nie będzie?
-Chyba nawet nie wie, że mam biegi.
-Lepiej do niego zadzwonię. – Dziewczyna wyjęła czarny telefon z torebki i w tym samym momencie z głośników rozbrzmiał głos:
-Uwaga! Licealistki proszone są na start!
-Trzymajcie kciuki! – powiedziałam i pobiegłam na start.
Rozgrzałam się szybko i ustawiłam na linii wykonanej z taśmy klejącej.
-Na miejsca, gotowi, start!
Usłyszałam strzał z pistoletu i wystartowałam razem z ośmioma innymi dziewczynami z naszego liceum. Znałam tylko jedną z nich – Jinx.
Trasa na początku była dość łatwa. Udeptana ścieżka, którą szłam zazwyczaj do miasta, prowadziła prosto i biegło się nią beza problemów. Jedyną wkurzającą rzeczą były gałęzie drzew czy krzaków, drapiące ciało.
Potem trasa skręcała w lewo, gdzie biec musiałyśmy przez ściółkę i wystające z ziemi gdzieniegdzie konary. Szło mi dość dobrze z racji, iż często tu biegałam.
Przed przejściem do innego terenu jedna z dziewczyn potknęła się i jej koleżanka musiała pomóc jej wrócić, dzięki czemu zostałyśmy w siódemkę.
Cały czas starałam się biec w tym samym tempie, co dawało mi przewagę, ale też w pewnych momentach zostawałam w tyle.
W połowie drogi byłam daleko przed dziewczynami, więc przyśpieszyłam, by nie mogły mnie już dogonić. Biegłam tak zmęczona i zmachana, gdy nagle zza drzewa wyskoczył… Zavebe. Nie zdążyłam wyhamować i wpadłam z krzykiem na chłopaka. Runęliśmy na ziemię tak, ze znalazłam się na nim przygniatając go.
-Wybacz – pisnęłam, wstając niezdarnie – muszę iść.
-Nie! – Chłopak zatrzymał mnie, łapiąc za łokieć – szybko, porwali babcię!
Stałam tak chwilę, wpatrując się w Zavebe.
-Żartujesz, prawda? – spytałam z wahaniem.
-Nie! Chodź, szybko! – zawołał spanikowany, ciągnąc lekko w stronę domu.
Przeklęłam w myślach i warknęłam:
-Znowu coś nie tak, do cholery, nie wyrabiam już!
-Chodź!
-Zawołajmy może Amona i Dagona, pomogą nam. – Chciałam już odwrócić się i iść na start, lecz Zavebe pociągnął mnie za ramię i odparł:
-Nika, nie ma czasu! Oni mogą zrobić coś babci!
Zamilkłam i pobiegliśmy jak najszybciej się dało.
Gdy z daleka ujrzałam nasz dom, przeraziłam się. Drzwi były wywarzone a okna powybijane. Wbiegłam szybko do domu. I ujrzałam tam chaos. Wszystko było zniszczone. Telewizor leżał w kawałkach na podłodze, kanapa była porozrywana, naczynia w kuchni leżały rozbite na podłodze, ściany przesiąknięte były zapachem dymu a gdzieniegdzie widać było przypaloną tapetę.
Zamarłam, gdy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Gdy odwróciłam się, z ulgą dostrzegłam Borysa. Miał on krew na koszulce, choć jego rany były niczym draśnięcie szpilką. Po chwili nie było ich już w ogóle. Widać było, że opadał z sił po walce, lecz nie przejmował się sobą, bo wciąż poważał:
-Muriel…
A gdy spojrzał na mnie swymi załzawionymi oczami odparł:
-Broniłem jej, ale nie dałem rady. Nie miałem z nimi szans…
-Z kim? Co się stało? Dlaczego babcia?!
-Broniłem jej, broniłem… - powtarzał, jakby majaczył.
Podbiegłam do Zavebe i złapałam go za ramiona.
-Co się tu stało?!
-Włamali się do domu, gdy tylko wyszłaś. Nie znam żadnego z nich, a było ich tam pięciu. Upadli. Walczyliśmy z nimi, ale porwali babcię i znikli… - odpowiedział zrozpaczony.
Upadłam na kolana, nie zważając na szkło, wbijające mi się w kolana. Spojrzałam bez wyrazu na krew spływającą z moich kolan na biały dywanik, po czym ukryłam twarz w dłoniach przeklinając siebie.
Wtedy usłyszałam czyjś głos:
-Nika, przyjdź do mnie, to oddam ci babcię…
Zerknęłam na zdezorientowanego Zavebe, którego głos rozbrzmiewający w całym domu wyraźnie przeraził.
-Co? – szepnęłam.
-Pamiętasz, gdzie była Rosie? Czekam do wieczora.
I zapadła mrożąca krew w żyłach cisza.
Rozpoznałam ten głos. Głos, który sprawiał, że moje ciało przeszywały dreszcze.
-Co? Gdzie była Rosie? – spytał Zavebe.
-Nie ma czasu, potem ci wyjaśnię. – Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.
-Hej, Borysie, nie idź za nami. Zostań tu, lub wróć na górę, by się uspokoić.
I wyszliśmy.
Zaprowadziłam… brata, tak, już nauczyłam się być jego siostrą. Więc zaprowadziłam go przed ruinę, gdzie kiedyś Asbiel przetrzymywał Rosie. To tam właśnie dowiedziałam się o aniołach.
-Co to za rudera? – spytał, patrząc na ruinę.
-Tu Asbiel trzymał kiedyś Rosie.
-Ale ona nigdy…
-Nie pamięta tego – przerwałam mu – na szczęście. To stąd mam tę bliznę. – Pokazałam mu prawą dłoń.
-Więc chodźmy.
-Nie – zaprzeczyłam.
-Co?

-To moja sprawa. Moja i jego – odparłam i stanowczym krokiem, ze złością w oczach wkroczyłam w mrok.




P.S
Kurde, dopiero teraz ogarnęłam , że wcześniej wrzuciłam dwa rozdziały naraz... Teraz już to rozdzieliłam + wrzucam zaraz od razu nowy rozdział. 

13 lutego 2014

Rozdział 15

-Ach, tak? – Uniosłam brew.
-Kim ona jest? – zapytała słodkim głosem dziewczyna, podchodząc do nas.
-To moja Nika.
-Twoja? – Zmarszczyła brwi.
Zaczynało mi się to podobać. Wstałam powoli za pomocą Amona i splotłam z nim palce.
-Tak, moja.
-Miło mi cię poznać. – Wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyny. Spojrzałam na nią oczekująco, lecz ona zerknęła tylko na moją dłoń i wbiła we mnie cyniczne spojrzenie.
-Było miło i w ogóle, ale mamy przecież pewną sprawę do załatwienia, Amonie. – Na jej ustach pojawił się triumfalny uśmiech i nie zgasł, póki |Amon nie zerknął na Abir przepraszająco.
-Dokończymy to następnym razem, okej?
Gdy chciałam puścić już jego rękę, on chwycił ją mocniej i uśmiechnął się do siebie. Ciekawa byłam jak się z tego wytłumaczy.
Ciemnowłosa prychnęła i bez słowa odeszła w głąb lasu. Gdy tylko zniknęła nam z oczy wyszarpnęłam rękę z uścisku chłopaka i syknęłam:
-Kto to był?
-Nikt ważny.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i zaczęłam stanowczo iść przed siebie.
-Nika… - jęknął i pobiegł za mną. – Błagam cię, zostań ze mną. Przejmujesz się jakąś głupią dziewczyną a może teraz gdybyście się na mnie nie natknęli to leżałabyś w jakimś rowie czy opuszczonym budynku nieprzytomna czy martwa… Znów zdążyłaś się wpakować w kłopoty, nie rusza cię to?
Spiorunowałam go wzrokiem odwracając się tak szybko, że oberwałam w twarz końcówkami własnych włosów.
-Ty też już zdążyłeś wpakować się w kłopoty.
-Nika, też powinienem być zazdrosny gdy ty umawiałaś się z tamtym chłopakiem. Tyle, że bardziej byłem przerażony i wściekły, niż zazdrosny.
Prychnęłam, niezadowolona i zapytałam:
-Kto to był?
-Abir. Moja znajoma.
-Skąd?
-Z Piekła. – Uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam jak ten uśmiech zinterpretować.
-Upadła?
-Tak.
-Dlaczego tu była?
-A dlaczego ty byłaś z nim?
Zamilkłam. Spojrzałam na Amona przepraszająco. Było mi przykro za to, co zrobiłam i cała złość na chłopaka minęła w jednej chwili.
Jak można gniewać się na taką cudowną osobę?
Zrobiłam krok w jego stronę i odczekując chwilę rzuciłam się mu w ramiona mówiąc co chwilę „przepraszam, przepraszam, przepraszam”. Chłopak tulił mnie mocno, głaskając delikatnie po włosach. Czułam między nami pewną więź, sęk w tym, że nie umiałam odkryć, czy była to aby miłość. Z mojej strony była, bo kochałam go, może nie aż tak, bo dopiero się poznawaliśmy, ale jednak. Nie wiedziałam tylko jakie uczucie on żywił do mnie.
-Idziemy do mnie, czy chcesz już wracać? Jest dwudziesta.
-Wrócę już.
Amon odprowadził mnie pod drzwi mojego domu. Po drodze szliśmy trzymając się za ręce i rozmawialiśmy mało ważnych rzeczach.
Gdy dał mi buziaka w policzek na pożegnanie, szepnął:
-Następnym razem bądź ostrożniejsza.
Już miałam go skarcić, lecz gdy chciałam na niego spojrzeć, nikogo nie ujrzałam. O tym, że był tu przed chwilą świadczył tylko przyjemny zapach chłopaka unoszący się w powietrzu oraz ciepło po zetknięciu jego warg z moim polikiem. Uśmiechnęłam się i weszłam po schodkach na werandę, gdzie drzwi przede mną otworzył Zavebe.
-To twój chłopak? – spytał zaciekawiony.
-Nie ważne. – Machnęłam ręką i weszłam do domu, mijając chłopaka.
-Witam, chciałabyś może zjeść coś? – spytał Borys z kuchni.
Weszłam do jasnego pomieszczenia i zerknęłam na starszego pana krzątającego się po kuchni. Jeszcze niedawno było to ulubione zajęcie mojej babci. Westchnęłam.
Oparłam się o framugę drzwi i skrzyżowałam ręce na piersiach.
W moim życiu robiło się coraz dziwniej. Tęskniłam trochę za starym życiem, ale też cieszyłam się, że nowe osoby wprowadziły do niego trochę więcej kolorów.
-Co się dzieje? – Borys zerknął na mnie ze smutkiem w oczach.
-Ach, tak tylko… Zamyśliłam się. Nie, nie jestem głodna, dziękuję. Wiesz może, gdzie jest babcia?
-U siebie.
Skinęłam mu z wdzięcznością głową i udałam się do pokoiku mojej babci. Po drodze natknęłam się jeszcze na Zavebe.
-No ktoo too byył? Jesteście ze soobą? – jęknął, robiąc minę smutnego szczeniaczka, co mnie rozbawiło i zaczęłam dusić się ze śmiechu.
-N-ni… Nikt – wydusiłam, łapiąc się za brzuch i starając nie patrzeć na twarz chłopaka. Gdy już się uspokoiłam, wyjawiłam mu jedynie, że jest to bliska mi osoba i nic więcej nie mówiąc udałam się dalej, zostawiając go samego z kwaśną miną.
-Babciu… Mogę? – Otworzyłam lekko drzwi, wcześniej pukając.
-Proszę.
Siwa staruszka siedziała w swoim fotelu przy biurku i pisała coś w zeszycie, który widziałam już wcześniej.
-Co tam piszesz, babciu?
Kobieta zerknęła na mnie, powoli odwracając głowę a potem znów zwróciła wzrok na pożółkły notes. Patrząc z wyrazem bólu na twarzy zamknęła go i wzięła do ręki, po czym przyłożyła do ust, mówiąc coś. Wydawało mi się to strasznie dziwne, co chyba rzucało się w oczy, bo babcia widząc moją minę zmieszała się i pośpiesznie wyciągnęła zeszyt w moją stronę.
-Masz, przeczytaj. Może znajdziesz tam jakieś ciekawe informacje. Kto wie, może nawet jakieś ci się w życiu przydadzą?
Ostrożnie chwyciłam od babci Muriel zeszyt i podziękowałam jej szeptem.
Widząc, że staruszka odwraca się i zajmuje znów swoimi sprawami, wyszłam po cichu i zamknęłam drzwi.
Z babcią jakoś nigdy nie rozmawiałam długo. Zwykle dyskutowałyśmy o czymś, jeśli okazało się być ważną rzeczą. O błahostkach moja babcia nie rozmawiała. Gdy uważała, że skończyła już rozmawiać, zwykle zajmowała się znów czymś, co robiła wcześniej, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego rozmówcę.
Weszłam po schodach i udałam się do swojego pokoju.
Będąc już w nim, zamknęłam drzwi i usłyszałam… Ciszę. Co przyniosło mi wielką ulgę. Nie ciszę, dzwoniącą w uszach, tylko trel ptaków czy szum chwiejących się na wietrze drzew. Nikt nie czepiał się mnie o wszystko ani o nic nie wypytywał.
Usiadłam przy biurku i otworzyłam zeszyt. Na pierwszej stronie pismem kaligraficznym widniał napis „Anioły”.
Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy przewróciłam kartkę. Cała strona była ręcznie pisana tak, jak kiedyś książki, gdy nie znano jeszcze druku. Każda literka ułożona była równiutko i starannie. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś potrafił pisać ładniej niż maszyna.
Przeglądając strony, rzuciły mi się w oczy rysunki, także rysowane ręcznie. Przedstawiały one skrzydlate istoty, przypominające ludzi. Nie były one jednak zwykłymi ludźmi, z racji, iż każda istota była nieziemsko piękna, miała włosy do kostek, bez znaczenia czy była to płeć żeńska czy męska, a zza ich pleców wystawała para skrzydeł. Co dziwne, tylko na jednym malowidle uskrzydlony mężczyzna miał włosy lokowane, kończące się przy szyi. Wydawało się, że wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi dużymi oczami. Miał na sobie luźną koszulę z trzema guzikami przy szyi, eleganckie spodnie i lakierki. Wyglądał na człowieka biznesu. Zerknęłam na podpis pod obrazkiem – „Archanioł Michał”. Wyszczerzyłam oczy.
Archanioł Michał?! Ten Michał?! Więc anioły, których które ślepo wierzą ludzie, także istnieją.
Przekartkowałam zeszyt do ostatniej strony, która była w samym środku zeszytu.

„Upadły anioł – pojęcie rozwinięte w myśl judaistycznej i chrześcijańskiej interpretacji księgi Henocha. Anioł, który radykalnie i nieodwołalnie sprzeciwił się Bogu, wykorzystując otrzymaną wolną wolę. Jest określany jako demon lub zły duch.

Amon Gadriel:
Powód bycia Upadłym – nieznany.
Wcześniejszy chór – Archanioł.
Spokrewnienie z rodziną – związanie z Niką.

Upadli nie muszą koniecznie być źli, jak rozgłasza to Niebo.
#Porozmawiać o tym z Michałem;
#Sprawdzić co piszą o Upadłych w księdze Henocha.”

Księga Henocha?
Zamknęłam błyskawicznie zeszyt, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Tak?
-Mogę? – spytał Zavebe.
-Wbijaj.
Chłopak wszedł i zamknąwszy za sobą drzwi, podszedł do mojego łóżka i położył się na nie.
Był dziwnie ubrany. Miał spodnie w stylu moro, białą koszulkę z nadrukiem przedstawiającym twarz jakiegoś człowieka i pomarańczową bransoletkę na lewym nadgarstku.
Chłopak położył się wszerz łóżka, kładąc ręce pod głowę i powiedział:
-Nie krępuj się, chodź!
-Ha, ha. – Wstałam i usiadłam obok niego.
Milczeliśmy przez zakiś czas, aż w końcu powiedziałam to, o czym myślałam przez dłuższy czas od poznania chłopaka:
-Skąd pewność, że jesteśmy rodzeństwem?
-Możemy zrobić test DNA, jeśli bardzo chcesz.
-Nie, nie, tylko zapytałam… - powiedziałam cicho, zastanawiając się, jakie pytanie jeszcze mu zadać. Zawsze, gdy byłam sama do głowy wpadało mi tysiące pytań, które mogłam zadać Zavebe, lecz w tamtym momencie wszystkie wyleciały mi z głowy.
-Jak wyglądało twoje życie po śmierci rodziców?
Zdziwiłam się tym pytaniem oraz faktem, iż mówienie o moich rodzicach przychodziło mi coraz łatwiej.
-Nic ciekawego. Chodziłam do szkoły, jeździłam na wycieczki ze znajomymi, często startowałam w biegach przełajowych czy w sztafetach. Sztafetach ty?
-Chce ci się tego słuchać? – spytał, patrząc pustym wzrokiem w biały sufit.
Przytaknęłam, więc zaczął opowiadać:
-Mieszkałem z Halszką w Niemczech. Żyliśmy dobrze. Mieliśmy duży dom i pełno pieniędzy. W szkole dostawałem bardzo dobre oceny i moim marzeniem było chodzić na studia i znaleźć dobrą pracę, dzięki której utrzymałbym żonę i dzieci. Ale od małego wiedziałem, że kiedyś w końcu stanę u bram Niebios, by służyć Bogu. Tak, więc ukończywszy gimnazjum, Halszka zaprowadziła mnie do góry. Michał, Archanioł Michał dał mi rolę Cherubina, tak na początek, choć wiedział, że byłem potężniejszym aniołem. W końcu miałem matkę Archanielicę. I robiłem to, co mi kazali. Byłem takim jakby, hm, przewodniczącym Cherubinów. W końcu okazałem się być świetnym pracownikiem, tak, że miałem ten zaszczyt zdawać relację najważniejszym aniołom. Wtedy dowiedziałem się o tobie – zakończył z wielkim westchnieniem.
-A co robiłeś jako Cherubin?
-Wszystko.
-Więc miałeś ciekawe życie – podsumowałam.
-Można tak powiedzieć.
-Czym są Nawie? Bo mówiłeś, że rodzice…
-To dusze zmarłych.
-Ach, tak… Idziemy pobiegać? – spytałam ni stąd ni zowąd.
Zobaczyłam zaskoczenie na twarzy chłopaka, a potem uśmiech.
-Jasne. Poczekam na ciebie na dole. – Wstał i wyszedł.
Przebrałam się w ciuchy przeznaczone wyłącznie do ćwiczeń i zeszłam na dół. Zavebe stał ubrany w dresy i czarną koszulkę oraz ciemne adidasy.
Biegliśmy powoli, rozmawiając o aniołach. Dowiedziałam się, że Zavebe zakochany był w pięknej anielicy, będącej Stróżem, lecz ta miała już innego, co złamało chłopakowi serce.
Uwielbiałam bieganie przed snem. Było to dla mnie przyjemną rzeczą, po której sen przychodził łatwo i wydawał się być lepszy niż zwykle. I po bieganiu człowiek wydawał się być szczęśliwszy.


Około 23.00 zadzwonił Dagon, pytając czy wszystko okej. Opowiedziałam mu o napadzie i o tym, że strasznie się na nim zawiodłam.
-Mam tego świadomość. Wiedziałem, że Amon ci pomoże. Nie mogłem być wtedy na Ziemi, przepraszam.
-Jak to nie mogłeś być na Ziemi?
-Mieliśmy małe zajście z Upadłymi… Wezwali mnie do Nieba.
-Ach, tak…
-Wybaczysz mi to, Nika? – spytał, wyraźnie żałując, że mi nie pomógł.
-Tak, oczywiście.
Rozmawialiśmy chwilę, a na koniec Dagi oznajmił, że mam jutro zaklepać mu dla niego czas po szkole.
Potem zadzwonił Amon. A jeszcze później Rosie, jakby wszyscy się zmówili, że zadzwonią w trójkę pod rząd.
Gdy skończyłam z wszystkimi rozmawiać, wybuchnęłam śmiechem i położyłam się zmęczona na łóżku.
Leżąc, poczułam chłodny powiew powietrza. Zadrżałam. Zerknęłam na okno. Było otwarte. Wstałam i zamknęłam je z uczuciem lekkiej paniki.
Potem podeszłam do biurka, wyjęłam z szafki książki na jutro do szkoły i położyłam na blat.
Gdy usiadłam na krześle, zobaczyłam jakąś białą kartkę pod zeszytem babci. Wyjęłam ją spod notatnika i zamarłam.
Zdanie koloru ciemnoczerwonego namalowane było farbą, jeszcze niewyschniętą. Coś w tym mnie przerażało. Nie sam napis, lecz energia pulsująca od papieru. Było w niej coś… Złowrogiego.
Gdy dotknęłam napisu, poczułam znajomą mi ciecz.
Krew.
A litery układały się w napis:
„Widzę Cię.”





P.S
No to jesteśmy już w połowie książki :D 
+ Z racji, iż nie mogę z niewiadomych mi przyczyn dać pasek stron na bloga, dodałam z boku na pasku dwa linki do dwóch stron w moim blogu :)

24 stycznia 2014

Rozdział 14

Najbardziej irytowało mnie to, że Amon na każdym kroku upomniał mnie : „rób to, nie rób tamtego, uważaj na to, nie pomiń tego, nie ruszaj tamtego, nie idź tam, idź tu” i tym podobne.
-Czemu ciągle mi coś wypominasz? Umiem o siebie zadbać, wiesz? – powiedziałam z wyrzutami.
-Jesteś delikatną istotą, Nika. Nie chcę, by znów stało ci się coś złego. – Spojrzał na moją rękę, gdzie po ranie została dość duża, okrągła blizna.
Przewróciłam tylko oczami, poirytowana. Niby szłam z żywym cudem trzymającym mnie za rękę i każda dziewczyna zauważając Amona wzdychała rozmarzona, ale dla mnie ten spacer był wręcz męczący.
Gdy chciałam skręcić w jakiś spokojniejszy zaułek, Amon powiedział:
-Nika, nie pójdziesz tam. Nie widzisz, że jest to zbyt cicha i podejrzana ulica?
-Dla ciebie każda ulica jest cicha i podejrzana! W każdym zaułku czai się zło i wszyscy ludzie chcą mnie zabić! Czy mógłbyś w końcu przestać traktować mnie jak dziecko?! – krzyknęłam, robiąc niezłe widowisko.
Amon podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Balleza, spokojnie – szepnął mi do ucha.
Wtedy złość zgromadzana we mnie od jakichś dwóch godzin wyszła na zewnątrz:
-Zostaw mnie! Idź już sobie! Nie chcę już nigdzie z tobą iść! Nawet nie mamy gdzie, bo przecież nigdzie nie mogę chodzić!
Amon spojrzał na mnie i dostrzegłam ból w jego oczach. W normalnej sytuacji zaczęłabym przepraszać chłopaka i wycofałabym te jadowite słowa, lecz w tamtym momencie po prostu odwróciłam się na pięcie i z zaciśniętymi pięściami ruszyłam przed siebie.
-Nika, czekaj! – zawołał za mną błagalnie.
Nie posłuchałam go i szłam dalej stanowczym krokiem. Miałam nadzieję, że Amon pójdzie za mną i zacznie normalnie się zachowywać, po czym dokończymy nasz spacer w normalnej, miłej atmosferze, lecz chłopak zrezygnował z gonienia mnie i po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Świetnie.
Chodząc tak samotnie po zatłoczonych uliczkach, dotarło do mnie jak głupio i beznadziejnie postąpiłam. Zachowałam się jak rozpieszczone dziecko, które nie dostało lizaka.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, zastanawiając się, czy zadzwonić do Amona czy też nie. Z racji, iż byłam uparta, nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza i okazywać uległość. Za to weszłam w kontakty i wybrałam ostatnio zapisany przeze mnie numer.
-Tak? – usłyszałam. Przez chwilę wahałam się, czy nie rozłączyć się i zapomnieć o sprawie, czy też zrobić Amonowi na złość i kontynuować rozmowę.
-Tu Nika.
-Ach, Nika! Czekałem na twój telefon. Co u ciebie słychać?
-W sumie nic. – Włożyłam rękę do kieszeni spodni i zagryzłam nerwowo wargę. – Miałbyś dla mnie trochę czasu?
-Zawsze, o każdej porze! Kiedy i gdzie?
-Za dziesięć minut w kawiarni koło dworca?
-Jasne! – zawołał uradowany. –To do zoba…
-Urho - przerwałam mu – tylko proszę cię, nie rób sobie nadziei na nic.
-Dobrze, do zobaczenia.
I rozłączyłam się, wzdychając głośno. Nie miałam pojęcia, czy Amon jest typem zazdrośnika, ale w końcu trzeba było to sprawdzić.
Udałam się powolnym krokiem w stronę kawiarni. W drodze myślałam jeszcze, czy to aby dobry pomysł, bym spotkała się z chłopakiem, w towarzystwie którego ostatnim razem nie czułam się zbyt dobrze. Gdy dotarłam na miejsce, o dziwo, czekał już na mnie przystojny, zielonooki chłopak.
-Urho.
-Nika. Ślicznie wyglądasz. – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Pomijając fakt, iż ubrałam dziś najgorsze ciuchy, jakie mam i wyglądam jak siedem nieszczęść, to dziękuję – zaśmiałam się.
-Ty zawsze wyglądasz ślicznie. – Otworzył przede mną szklane drzwi, zapraszając do środka.
Zajęliśmy dwuosobowy stolik w cichym i ustronnym rogu sali. Co dziwne, gdy przechodziliśmy do stolika wszystkie osoby zwracały wzrok w stronę jasnowłosego chłopaka z zafascynowaniem. Urho widząc to uśmiechał się tylko rozbawiony.
-Więc, co cię natchnęło, by się ze mną spotkać, kwiatuszku? – spytał, patrząc mi w oczy.
Zaczęłam żałować w tamtym momencie niektórych decyzji.
-Urho, nie możemy po prostu spędzić czas jako… Jako p r z y j a c i e l e?
Chłopak strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego rękawa bluzki. Potem spojrzał na mnie, opierając się łokciami o szklany stolik i zakrywając dłońmi usta.
W sali zrobiło się cicho, jakby wszystkie osoby z niecierpliwością oczekiwały odpowiedzi. W sumie to ta odpowiedź i tak nie sprawiałaby mi żadnej różnicy. Myślami wciąż byłam przy ciemnowłosym chłopaku. Ściskając telefon w ręku pod stolikiiem czekałam, aż zadzwoni. Zaczynałam żałować, że zrobiłam mu taką scenę i uciekłam. I byłam strasznie rozczarowana tym, że Amon tak łatwo odpuścił.
Wtem Urho położył obydwie ręce na moją, położoną na stoliku i odpowiedział:
-Ależ my przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Przyjaciele nie mówią do siebie; kwiatuszku, słoneczko, kochanie i tym podobne.
-Wiem.
Zerknęłam na niego. Uśmiechał się serdecznie. Zastanawiałam się nad tym, czy możliwe jest, że dziś spędzimy ze sobą miły dzień, czy okaże się on powtórką z rozrywki.
-Ale w końcu nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co cię natchnęło, by się ze mną znów spotkać?
-Ach, tak, tylko… Zamówimy coś? – spytałam zmieszana.
-A jednak coś cię trapi – powiedział, obserwując zieloną, papierową chusteczkę, którą darł na kawałeczki. Stwierdzenie to było raczej skierowane do siebie, więc milczałam, a on kontynuował: – Możesz mi zaufać. Czy stało się coś z tym twoim ukochanym?
-Nie, nie. Skąd ten pomysł? – Uśmiechnęłam się nerwowo.
-Czyli tak – powiedział polowi odchylając się do tyłu – jeśli nie chcesz to oczywiście nie naciskam. Co ci zamówić? – Sięgnął menu i zaczął czytać na głos listę.
-Zamówię sobie latte macchiato. – Już chciałam wyjąć swoje pieniądze na kawę, lecz chłopak wstał pośpiesznie i podszedł do baru. W międzyczasie zerknęłam na wyświetlacz telefonu.
Nic. Żadnych wiadomości od Amona.
Postanowiłam szczerze polubić Urho. Albo przynajmniej spróbować. Pierwszym krokiem było wyłączenie telefonu, by nie kusiło mnie by sprawdzać co chwilę by przypadkiem się nie odezwał i skupić się na zielonookim chłopaku.
Stał przy ladzie dyskutując o czymś z kelnerką. Kobieta była niska, miała długie, falowane włosy i śliczny, słodki uśmieszek. Opierała się o blat, zakręcając kosmyk włosów na palec. Flirtowała z nim. Zabolało mnie to. Nie miałam pojęcia, dlaczego. Przecież nie mogłam być zazdrosna o n i e g o! Nie żywiłam do Urho żadnego uczucia.
W tamtej chwili zaczęłam myśleć:
W sumie Urho jest całkiem fajny, gdy chce. Przystojny jest na pewno, nikt temu nie zaprzeczy. Widać, że wielu dziewczynom się podoba. Ciekawe… Ciekawe jak to byłoby z nim… być.
Nie! Nigdy! Jakim prawem mogłam chociażby o tym pomyśleć?! Jestem samolubną i okropną istotą! Będąc z jednym zapominam o moim ukochanym Amonie… Trzeba mi psychiatry.
-Proszę dla pani latte macchiato – powiedział Urho, wybudzając mnie z transu. Ustawił przede mną kawę i usiadł na swoim miejscu z kawałkiem ciasta.
-Dzięki, ile ci oddać?
-Ale ta kawa była droga… - Zagryzłam wargę. Nie lubiłam takich sytuacji. Czułam się tak, jakbym kogoś wykorzystywała.
-Hm, więc możemy powiedzieć, że jest to dla ciebie taki skromny prezencik ode mnie.
Westchnęłam. Ani odrobinę mi to nie pomogło. Zamiast tego wzięłam różową słomkę i zaczęłam niezręcznie sączyć napój.
Chłopak spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i spytał:
-Coś nie tak, Niki?
Niki?
-Wszystko w porządku. Czemu tak na mnie powiedziałeś?
-Nie mogę?
-Możesz. Po prostu nikt tak na mnie nie mówi.
-A więc jestem wyjątkowy. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chcesz spróbować mojego ciasta? Jest przepyszne.
-Nie, dziękuję, jest małe, zjedz sobie spokojnie.
Faktycznie wyglądało apetycznie. Chciałam spróbować, lecz znów byłoby mi głupio. Taka już byłam.
-A więc, zamówię ci takie samo…
-Nie! – pisnęłam.
Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony i na czystą łyżeczkę nałożył mi kawałek. Pochylił się nad stolikiem, kierując powoli łyżeczkę w moją stronę. Zaśmiałam się i pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym przejęłam od niego łyżeczkę. Ciasto było dobre. Domyśliłam się, że był to 3bit.
Oddałam chłopakowi sztuciec, wycierając go wpierw chusteczką. Ten uśmiechnął się do mnie, zapytał czy dobre, na co odpowiedziałam, że przepyszne, po czym tą samą zaczął jeść.
W kawiarni posiedzieliśmy jeszcze jakieś pół godziny, rozmawiając o wszystkim, co nam przyjdzie do głowy. Co mnie ucieszyło - nie mówiliśmy nic o sobie.
Raz, co raz w sali słychać było nasz napad śmiechu. Musiałam przyznać, że co, jak co, ale miał o poczucie humoru. I okazał się być całkiem fajnym kolegą.
Potem wyszliśmy do parku. Przebiec się. Urho także lubił biegać, co mile mnie zaskoczyło. Biegliśmy więc truchcikiem, wydeptaną ścieżką po publicznym parku. Tamtego dnia nie było w nim zbyt wiele ludzi, co wyszło mi tylko na dobre. Gdyby było tam wiele osób, wstydziłabym się biegać.
Rozmawialiśmy znów o wszystkim i o niczym. Urho zaczął skarżyć się na politykę, co wciąż mnie rozbawiało. Wiedziałam, że wymyśla wciąż co nowe śmieszne teksty, by mnie rozbawić. Czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie.
Było tak fajnie, lecz jednak wszystko, co piękne szybko się kończy. A mianowicie, gdy wyszliśmy z parku, Urho zatrzymał się i podszedł do mnie tak, że nasze ciała prawie stykały się we wszystkich miejscach.
-Nika… - wyszeptał czule.
-T… Tak?
-Nadal ci się nie podobam, prawda? – spytał, hamując mi drogę ucieczki i otoczywszy mnie rękoma, oparł o latarnię.
Słyszałam w głowie alarm SOS, lecz ja, jak to ja, głupia, nadal stałam nieruchomo.
-Urho, lubię cię, ale nie tak, jakbyś chciał.
Chłopak przycisnął mnie swoim ciałem do latarni tak, że nie mogłam prawie w ogóle się ruszyć. Musnął wargami moje ucho i szepnął:
-Jesteśmy sobie przeznaczeni, Nika. Ty i ja. Razem. Przecież wiesz, że idealnie do siebie pasujemy. Kocham cię, Nika…
-Zostaw mnie! – krzyknęłam, próbując się oswobodzić.
-Nie drzyj się – syknął, łapiąc mnie za nadgarstki tak mocno, że łzy poleciały mi po polikach mimo woli.
-Dobrze, tylko błagam, puść mnie… - jęknęłam.
Posłuchał. Lecz gdy tylko przymierzyłam się do ucieczki, chwycił mnie brutalnie za ramię.
-Gdzie się wybierasz? Idziemy – zakomunikował ze złośliwym uśmieszkiem na ustach i pociągnął mnie w stronę obrzeży miasta. W kierunku domu Amona. Próbowałam wyszarpnąć się z jego uścisku, lecz każdy ruch sprawiał mi tylko ogromny ból. Miał przerażająco dużo siły. Postanowiłam więc chociaż z nim porozmawiać.
-Urho, dlaczego to robisz?
-Co robię? – warknął. Jego przyjazne nastawienie zmieniło się błyskawicznie, gdy tylko wyszliśmy z parku. Nie rozumiałam tego.
-Ciągniesz mnie gdzieś siłą.
-Zobaczysz.
Miałam cichą nadzieję, że Amon będzie w domu i wyczuje moją obecność czy coś takiego…
-Nie możemy załatwić tego spokojnie? Przepraszam, jeśli cię ura…
-Zamknij się. Jeśli nie będziesz moja z własnej woli, to wymuszę to na tobie.
Przeraziłam się nie na żarty. Zaczęłam błagać Amona w myślach, by mi pomógł. Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Mogłam wpłynąć przecież na chłopaka.
Zostaw mnie – rozkazałam.
Nic się nie stało. Nadal szliśmy ścieżką w stronę lasu.
Rozkazuję, byś zostawił mnie w spokoju!
Nadal nic się nie działo. Zdziwiłam się. Przy najbliższej okazji musiałam porozmawiać o tym z Amonem czy Dagonem.
Dagon! Przecież jest moim Stróżem! Więc… Czemu go tu nie ma?
Zdziwiłam się. Skoro Dagon był moim Aniołem Stróżem, jego obowiązkiem było strzeżenie mnie od złego. A przecież nie znajdywałam się jakoś w dobrej i bezpiecznej sytuacji.
Dagi… Przecież musisz mi pomóc…
Wtem na skraju lasu ujrzałam ciemnowłosą postać z jakąś dziewczyną. Zatrzymałam się zbita z tropu. Urho szarpnął mnie, bym się ruszyła, lecz ja nie drgnęłam. Zerknął na mnie i poluźnił uścisk, po czym zwrócił wzrok tam, gdzie patrzyłam się ja. Gdy zauważył dwie postaci ponownie mnie szarpnął i siłą zaczął ciągnąć w drugą stronę. Próbowałam się oswobodzić, lecz nie dałam rady i przewróciłam się. Urho chwycił mnie za włosy i podniósł brutalnie. Zaczęłam piszczeć i chłopak zakrył mi usta ręką.
Nie byłam pewna, czy ten chłopak wkraczający do lasu, to Amon. Nie zrobiłby mi takiego czegoś. Nie mógłby być z inną dziewczyną. Nie mogliby iść do niego do domu.
Chyba...
-Pomocy! – krzyknęłam do nich, gdy po ugryzieniu jasnowłosego chłopaka odwrócili rękę ten odskoczył na chwilę.
Obydwoje odwrócili się zdezorientowani. Wtedy Urho zacisnął mi rękę na gardle i zaczął powoli dusić.
-Jeszcze raz… Szepniesz… Choć… Słówko… To cię… Uduszę!
-Zostaw ją! – usłyszałam głośny ryk.
Ciemnowłosy chłopak podbiegł do Urho i chwycił go za szyję, zmuszając do tego, by mnie puścił.
Ciemnowłosa dziewczyna pisnęła cicho, kryjąc się za drzewem.
Gdy Urho puścił mnie, zaczęłam łapczywie łapać oddech, opadając na trawę. Spojrzałam wtedy na Amona. Stał twarzą w twarz z Urho, oddychając ciężko. Jasnowłosy chłopak zaśmiał się tylko, po czym zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, a jego śmiech odbijał się wciąż echem pomiędzy drzewami.
Milczeliśmy tak wszyscy jakiś czas, dopóki Amon nie podszedł do mnie. Uklęknął i podniósł mnie, opierając o siebie.
-Nic ci nie jest? – zapytał, zmartwiony. Nim zdążyłam odpowiedzieć, chwycił mnie za podbródek i obejrzał dokładnie moją szyję.
-Wszystko w porządku, możesz mnie zostawić.
-Masz siną szyję. Nie boli cię?
-Nie – syknęłam.
Chłopak spojrzał mi w oczy i zapytał:
-Co się dzieje?
-Kim ona jest? – Skinęłam głową w stronę dziewczyny opierającej się o drzewo. Stała, przypatrując się nam w milczeniu. Była piękna. Miała ubraną czerwoną suknię, przypominającą te ze średniowiecza. Na szyi wisiał jej potężny, krwistego koloru klejnot, nałożony na złoty łańcuszek. Włosy miała ciemne, niczym niebo nocą, spływające jej falami po plecach aż do pasa. Wyraz twarzy miała tajemniczy, można byłoby powiedzieć nawet, że była przeradzająca.

-To Abir.




P.S
Za dużo gram w lola i nie ma czasu dodawać rozdziały :D A co dopiero je rozsyłać... Więc błagam Cię, osobo czytająca, byś przekazał/a mojego bloga chociaż jednej osobie, którą on zainteresuje. 
+Postanowiłam sobie, że nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod ostatnio dodanym postem nie będzie przynajmniej dziesięć komentarzy od dziesięciu różnych osób, nie wliczając w to moich komentarzy :))