.

.

27 grudnia 2013

Rozdział 12

Ku mojemu zdziwieniu, podczas gdy ja szykowałam się na śmierć, odruchowo zasłaniając twarz rękoma, tajemniczy włamywacz zaczął się śmiać.
Czyli nie ma zamiaru mnie zabić.
-Co do… - zaczęłam, przerywając w pół zdania, gdy go zobaczyłam. Otworzyłam usta ze zdziwienia, co mogło wyglądać dość dziwnie i komicznie.
Włamywacz okazał się być mężczyzną. Starszym ode mnie, ale o niewiele, może ze trzy lata. Miał brązowe włosy z lekko rudym odcieniem.
Tak jak ja.
Przeniosłam wzrok niżej. Jego oczy były… Niebieskoszare, niczym morze w nocy.
Takie jak moje.
Jedyne, co odróżniało go ode mnie, to figura. Chłopak był chudy, ja zaś dobrze zbudowana i wysportowana. Wyglądał raczej na typ maniaka komputerowego.
Ubrany był na czarno. Skórzana kurtka, dżinsy, adidasy, okulary przeciwsłoneczne zahaczone o kurtkę.
Spojrzałam jeszcze raz na jego twarz. Te rysy, lekko zadarty nos, owalna twarz, wysunięty do przodu podbródek… Tak, jakbym widziała w nim moją matkę, taką, jak ją zapamiętałam.
-Kim ty jesteś…? – spytałam oniemiała.
-Twoim bratem – odpowiedział rozbawiony. Poczucia humoru mu raczej nie brakowało.
-A tak serio? – Zaczynałam być zażenowana tym, co powiedział oraz całą zaistniałą sytuacją, a zainteresowanie naszym podobieństwem minęło w jednej chwili.
-No serio mówię. – Zaczął dusić się ze śmiechu.
Spiorunowałam go wzrokiem, co spowodowało, że przewrócił się na podłogę, tarzając po niej i śmiejąc jak wariat, dopiero, co wypuszczony z psychiatryka.
Skorzystałam z okazji i sięgnęłam po szlafrok leżący na krześle obok łóżka. Zarzuciłam go pośpiesznie na siebie i wstałam, podchodząc powoli do chłopaka.
-Posłuchaj, nie wiem, kim jesteś, czego chcesz i jak się tu dostałeś, ale jeśli masz zamiar przez cały czas sobie ze mnie głupio żartować, to możesz już wyjść – fuknęłam. Starałam się wyglądać na groźną, lecz chyba nie podziałało to na niego.
Mężczyzna wstał, patrząc mi cały czas w oczy i zbliżył się tak, że poczułam jego oddech na mojej twarzy. Odsunęłam go lekko palcem, robiąc kwaśną minę.
-Wiem, że jest to trochę dziwne, ale naprawdę jestem twoim bratem. Zmarszczyłam brwi.
-Mów dalej.
-Na imię mi Zavebe. Dokładniej Zavebe Morrow Anmael – przedstawił się dumnie.
Pajac.
-To jeszcze o niczym nie świadczy. Nie żartuj sobie ze mnie, mój ojciec nie miał wcześniej dzieci.
-Doprawdy?
-Zavebe… Bo tak ci na imię, prawda? Zavebe? – dopytałam się.
Krótkowłosy chłopak przytaknął, rozglądając się po pokoju, jakby czegoś szukał. Miałam wrażenie, że, mimo, iż był w nim jakieś pięć minut, już się zadomowił.
-Nie opowiadaj mi głupstw i od razu powiedz, o co ci chodzi. Jeśli w końcu nie wyrazisz się jasno i nie przedstawisz swojego problemu, zawołam moją babcię albo zadzwonię na policję – zakomunikowałam znużona.
-Ej, ej, spokojnie. – Podniósł ręce do góry, w geście poddania się. – Przecież ci nic nie zrobię. Próbuję ci wbić do głowy, że jesteś moją małą siostrzyczką, Niko Morrow. Mieliśmy wspólnego ojca i matkę. Tyle, że wychowywał mnie, na szczęście lub niestety, kto inny. Moją tak jakby drugą matką była Halszka.
-Co to w ogóle za imię…
-Ja nie wytykam ci dziwnego imienia twojej matki – warknął. Zadziwiła mnie jego zmienność humorów. – Znaczy się, naszej… A z resztą…
Wzruszyłam tylko na to ramionami i usiadłam obojętnie na krześle przy biurku. Próbowałam udawać, że nic nie obchodzi mnie jego gadka, lecz mówił to wszystko dość przekonująco. Mimo, iż chciałam by już mnie zostawił w spokoju, gdzieś w sercu poczułam pragnienie, by dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło temu dziwnemu człowiekowi.
Zavebe westchnął i przetarł twarz dłonią.
-Od początku. W przeciwieństwie do ciebie, ja wiem wszystko o moich rodzicach. W sumie, to o twoich także. Wstydzę się mego i twego ojca oraz matki i żałuję, tak bardzo żałuję, że byli to akurat oni…
-Stary, igrasz sobie. Mój ojciec był najwspanialszym i najukochańszym facetem na świecie, tak jak moja mama. Jeśli jest to prawda, w co nie wierzę, to nie masz prawa mówić, na Sidriela i Darlenę Morrow takich…
-Och, czyli wiesz mniej niż myślałem – przerwał mi, wyraźnie zasmucony.
-To znaczy?
-Nie byli tak dobrzy, jak ci się wydaje. Oddali mnie komuś innemu, rozumiesz? Nie chcieli mnie.
-Więc, jeśli już skończyłeś, możesz wyjść. Tam jest okno, a na dole drzwi. Jak ci wygodniej. – Wstałam i już miałam położyć się z powrotem do łóżka, gdy Zavebe znalazł się błyskawicznie obok mnie, trzymając mnie za łokieć tak, że nie miałam możliwości się położyć.
-Posłuchaj, Nika, nie po to łaziłem za tobą trzy lata, nie po to czekałem na właściwy moment ładnych parę lat, żebyś teraz mnie olała. Czy tego chcesz, czy nie, wysłuchasz mnie – powiedział to wręcz z nutą grozy w głosie. Przeraziłam się, serio. Mogłam nawet powiedzieć, że mój strach mnie zadziwiał. Nie pomyślałabym w życiu, że bałabym się kogoś takiego, będąc w swoim własnym domu, gdzie na parterze była moja babcia. Gdybym chciała, krzyknęłabym i babcia przyszłaby natychmiast, dzwoniąc na policję czy po Dagona.
Mój rozmówca puścił mnie, pozwalając opaść na łóżko. Usiadłam, przykrywając się kołdrą i czekałam, aż zacznie mówić. Wtedy chłopak usiadł obok mnie z uśmiechem, jak gdyby nigdy nic i oparł się o poduszki.
-Urodziłaś się, gdy miałem dwa lata. Byłem wtedy dzieckiem… Nie pamiętam z tego okresu nic… Ale jednak dowiedziałem się o tobie i naszych rodzicach. Od Halszki i trochę od samego Archanioła Michała, co było dla mnie lekkim zdziwieniem, no, bo po kija sam najważniejszy anioł miałby interesować się moim prywatnym życiem?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Chciałam zapytać, czy jest aniołem, lecz gdyby nie był tym, kim myślę, tylko na przykład gorliwym katolikiem, któremu Bóg wyznaczył drogę w życiu czy coś takiego, to bym się lekko wkopała.
 Może nawet poinformowanie człowieka o istnieniu aniołów jest karane czy coś… Chociaż, w sumie wiele ludzi wierzy w ich istnienie.
-Któregoś dnia, gdy siedziałem obok niego, rozmawiając o ciałach niebieskich, zapytał mnie, gdzie jest moja rodzina. Wiesz, co zrobiłem? Rozryczałem się. Ryczałem, jak szczeniak, przy obecnie największym panem świata. Co miałem mu powiedzieć? Moja matka i ojciec mnie zostawili? Oddali? Brzydziłem się nawet nazywać ich moimi rodzicami. Teraz już ten żal mi minął… Choć moją matką nazywać wolę Halszkę. To ona mnie przygarnęła, sprowadziła do Nieba i wychowywała na anioła.
Gdy dowiedziałem się od Halszki o tym, że oni mnie zostawili… Chciałem się zabić. No, ale cóż, trochę trudno aniołowi popełnić samobójstwo. W akcie desperacji poprosiłem nawet jednego z Archaniołów o to, by mnie zabił. Ale chyba żaden normalny anioł nie chciałby zostać zesłanym do Piekieł za zabójstwo. A tłumaczenie, że chciał pomóc byłoby trochę marne. Ja tam bym takiemu na pewno nie uwierzył.
Ale wracając do tematu, Michał powiedział, że moich rodziców… już nie ma. Zginęli. Że widział ich nawie, wędrujące po Raju. Tak, Nika, nasi rodzice bawią się teraz w Niebie. Są szczęśliwi. Szkoda, że nie można z nimi porozmawiać… Wtedy na pewno zapytałbym, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej…
A potem oznajmił, że najwyższy czas, bym poznał moją młodszą siostrę. Wiesz jak się tym zdziwiłem? Myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale on powiedział mi tylko: „Ameryka Północna, szukaj Niki Morrow”. Morrow, tylko tyle. Dowiedziałem się, że nasi rodzice to nawie, a moja siostra nazywa się Nika Morrow.
Tyle lat cię szukałem i w końcu znalazłem. Znalazłem cię, siostrzyczko! – zawołał i przytulił mnie, śmiejąc się.
-Wariat – szepnęłam oniemiała, powtarzając to sobie wciąż w myślach.
Wariat, wariat, wariat, wariat, wariat, wariat…
-Nadal mi nie wierzysz? Nie widzisz, jacy jesteśmy do siebie podobni? – zapytał zrozpaczony.
Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. Szczerze, to już chciałam mu uwierzyć, lecz pewna część mnie nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Na szczęście.
-Zaraz zawołam moją…
-Babcia! Tak, ona musi o tym wiedzieć! Zawołaj ją! – krzyknął uradowany.
-Ty od urodzenia jesteś taki… dziwny?
Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Zavebe rzucił się do drzwi, biegnąc na dół. Udałam się pośpiesznie za nim
-Zachowuj się spokojniej, pacanie! – zawołałam za nim, zbiegając za schodów w puchatych papciach i jedwabnym szlafroku.
Nie posłuchał mnie. Cóż, spodziewałam się tego.
Chłopak stanął przed drzwiami mojej babci, wahając się. Po upływie paru sekund ostatecznie zapukał, naciskając klamkę. Odchylił drzwi i wszedł do pokoju.
-Pani Muriel? – szepnął.
-Czy do ciebie normalnie nie dociera, co ktoś mówi? Odsuń się idioto! – Złapałam go za kołnierz kurtki i brutalnie szarpnęłam do tyłu. – Jeśli. Nie. Wyjdziesz. Z. Tego. Domu. W. Ciągu. Następnych. Dziesięciu. Sekund. Wezwę. Policję. I. Oskarżę. Cię. O. Napad!! – wycedziłam prze zaciśnięte zęby.
Zavebe podniósł ręce do góry i odsunął się pokornie. Odetchnęłam z ulgą, mając dość już tego człowieka oraz wszystkich innych istot pojawiających się nagle w moim pokoju. No, może z wyjątkiem istoty o skrzydłach czarnych, tak jak jego ciemne niczym bez gwiaździsta noc włosy.
-Nika?
Spojrzałam na babcię, stojącą w grubym, białym szlafroku w drzwiach swojego pokoiku. Była strasznie blada. Miała chude ręce, zapadnięte policzki i kościste palce. Czasami wyglądała jak śmierć. Także i w tamtym momencie.
Chłopak też na nią zerknął. Nie znał jej, oczywiście, ale uśmiechnął się i potulnie powiedział: „Dobry wieczór”.
-Zavebe? – spytała ledwo dosłyszalnie.
-A więc zna mnie pani? – Uśmiechnął się.
-Zavebe… - Wydawała się być zmieszana. Jej szare oczy zrobiły się wręcz białe, a ręce zaczęły się trząść. -Twoi rodzice tak się o ciebie bali… Tak się martwili…
Chłopakowi natychmiast głupkowaty uśmieszek spłynął z ust.
-Oni mnie zostawili… - burknął.
-Kochali cię. Nie wiem, co było tego przyczyną, ale robili to z miłości.
Obserwowałam całą tę scenę z niedowierzaniem. Moja babcia znała Zavebe oraz jego rodzinę, to było pewne. Tylko, dlaczego chłopak twierdził, że mamy wspólnych rodziców?
-Przepraszam bardzo, ale ten oto chłoptaś śmiał twierdzić, iż moja mama i mój tata są także jego ro…
-Tak – przerwała mi babcia, machając ręką, jakby chciała coś złapać.
W tamtym momencie szczęka mi opadła. Nie wierzyłam w to, co do mnie mówili. Ja nie miałam brata. Nie miałam. Nie docierało do mnie, że moi rodzice mogli być tak okrutni, by oddać swoje dziecko. Oddać jedno, gdy narodziło się drugie. Jaki człowiek mógł tak uczynić? Ja rozumiałam, że są zdesperowane, samotne matki, nastoletnie, czy starsze samotne, które nie potrafią zająć się dzieckiem i oddają je, ale moi rodzice? Przecież wychowali mnie, więc co za problem wychowywać dwójkę dzieci naraz?!
-Nie – szepnęłam, a w mojej głowie roiło się od tysięcy myśli. – Kolejna rzecz, o której mi nie powiedziałaś? Którą przede mną zataiłaś?!
-A jaka była pierwsza? – wtrącił zaciekawiony chłopak.
-Nika nie wiedziała, że istnieją anioły – powiedziała z uśmiechem.
-Babciu! – krzyknęłam.
Zavebe podszedł do mnie i, co mnie zaskoczyło, przytulił mnie. Był to taki jakby rodzinny przytulas, w którym nie było ni krzty romantyzmu czy innego uczucia.
-Nika, jesteś moją siostrą. Moją młodszą siostrą – szepnął, kołysząc mną lekko.
Zakryłam twarz dłońmi, trzęsąc się cała. Czy nie było to dla mnie zbyt wiele informacji, jak na taki krótki czas? Miałam nadzieję, że po tym wszystko się uspokoi i następne informacje, które odkryję, poczekają, aż ochłonę. Inaczej nie wiedziałam, co ze sobą bym wtedy zrobiła. Człowiek nie wytrzymuje takiego natłoku zdarzeń i informacji i zazwyczaj pęka. Popełnia samobójstwo, popada w depresję, alkoholizm, narkotyki i wiele więcej. Miałam nadzieję, że ja jestem silniejszym człowiekiem niż inni ludzie. Na pewno nie miałam zamiaru popełniać samobójstwa. Nigdy w życiu nawet o tym nie myślałam.
-Czy mogę już iść spać?
Starsza pani wydawała się być zdziwiona moim pytaniem.
-Oczywiście. Idź, dziecko, a ja porozmawiam trochę z chłopakiem. Ułóż sobie to wszystko w głowie i śpij spokojnie.
-Dobranoc, Nika.
Skinęłam głową i gdy Zavebe mnie puścił, pobiegłam do siebie z wdzięcznością.
Gdy weszłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i stałam tak w ciemnościach przez jakiś czas, trzymając jedną ręką klamkę, druga zaś podpierając się o drzwi.
Spojrzałam na moją prawą dłoń, owiniętą czystym bandażem i westchnęłam cicho, przypominając sobie, co spowodowało tę ranę.
Od momentu pojawienia się Amona w moim życiu, wszystko się zmieniło. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Porwanie Rosie, stracenie zaufania wśród większości szkolnych znajomych, przez ich zazdrość, napad Asbiela i narażenie życia Rosie… Ale miało to też swoje dobre strony. Pokochałam go. Kochałam Amona prawie od samego początku, tyle, że byłam nieświadoma tego uczucia. Poznałam prawdę o świecie aniołów, o moich rodzicach, poznałam brata, o którego istnieniu nie miałam najmniejszego pojęcia.
Rozmyślałam tak, stojąc nadal nieruchomo, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Nie bałam się, nawet, jeśli powinnam. I słusznie.
-Nika, wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą ciepły, męski głos.
-Tak, jak najbardziej.
Chłopak przyległ torsem do moich pleców, obejmując mnie w talii. Opierając brodę o moje ramię, stykał swój policzek z moim, na co uśmiechnęłam się. On także. Następnie ostrożnie zabrał moją dłoń z klamki, kładąc na swojej.
-Nie zagoiło się jeszcze?
-Nie.
Przejechał palcem delikatnie po bandażu i położył moją rękę na swoim policzku.
-Kim był ten chłopak? – zapytał powoli.
-Moim bratem.
Amon odwrócił mnie lekko tak, że znalazłam się przodem do niego.
-Bratem? – zapytał, niedowierzając.
Nadal mnie obejmował. Podziwiałam go, za ten spokój, podczas, gdy ja nie wytrzymując wszystkiego, po prostu to olewałam, lecz w mojej głowie toczyła się wielka bitwa myśli.
Wzruszyłam ramionami i zabrałam jego ciepłe ręce z mojej talii, po czym zrzuciłam bez krępacji szlafrok, odwieszając go z powrotem na krzesło. Podeszłam do łóżka i nachyliłam się, by poprawić poduszki i kołdrę. Nie zważałam na to, że byłam z chłopakiem sam na sam w swojej cienkiej, lawendowej koszuli nocnej.
-Tak, bratem. – Położyłam się, przykrywając kołdrą. – Dasz wiarę? Mam starszego braciszka. – Zaśmiałam się histerycznie.
-Jak to?
-Jest, albo był, aniołem. Moi rodzice oddali go komuś innemu… Rozumiesz? A ja ich kochałam…
Brunet pokręcił głową z niedowierzaniem, podchodząc do mojego łóżka. Przykucnął i patrząc mi głęboko w oczy zaczął głaskać po głowie.
Byłam mu wdzięczna za to, że przy mnie był. Działał na mnie uspokajająco, więc mogłam spokojnie zamknąć oczy, przytulić się do poduszki i zasnąć. Nie zrobiłam tego jednak.
-Amon…
-Tak? – Położył się zwinnym ruchem obok mnie.
-Kocham cię, wiesz? – wyznałam mu to. W końcu mu to powiedziałam. Byłam wręcz z siebie dumna, mimo, iż była to w miarę normalna rzecz, którą mówiło się swojej drugiej połówce parę razy dziennie. Przynajmniej przez większość osób.
Gdy chłopak przez jakiś czas nie reagował na to, co powiedziałam, zaczęłam myśleć.
Może nie jesteśmy parą? Może to w lesie… Może to nic nie znaczyło?
Byłam bliska płaczu. Zresztą często tak miałam w ostatnim czasie. Na szczęście nie zdążyłam się rozpłakać, bo Amon po dłuższym czasie milczenia odrzekł:
-Ja ciebie też, Nika. Ja ciebie też…
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. W tamtym momencie byłam szczęśliwa. Nawet bardzo. Mając przy sobie tak wspaniałego i cudownego chłopaka każda dziewczyna byłaby szczęśliwa. Miałam nadzieję, że to wszystko nie było tylko snem, z którego obudzę się z rana. Starałam się nie myśleć o smutnych rzeczach, mając Amona obok siebie, choć myśl o utracie go pojawiała się w mej głowie co chwilę w jego obecności.
W końcu udało mi się wyczyścić umysł i stworzyć półki na myśli. Te złe zamknęłam na klucz, zaś te dobre uwolniłam. Myślałam, więc o pięknej istocie, o aniele, będącym przy mnie.

O moim aniele. 





PS:
Wysłałam to opowiadanie (zmieściłam je w 30 str, parę wątków pousuwałam) na konkurs literacki w Słupsku. Wyniki będą w kwietniu, trzymajcie kciuki :D
Mam zamiar wydać tę książkę, więc jeśli zauważycie jakieś błędy, to proszę, byście mnie o tym powiadomili. Choć sprawdzam prawie codziennie wszystkie rozdziały, to czasem coś mi umyka :) A jak już sprawdzę i poprawię wszystko, czasem dodam coś nowego do starszych postów, więc kształcą się na lepsze.





21 grudnia 2013

Rozdział 11

Nazajutrz obudziło minie ciepło promieni słonecznych zza otwartego okna. Przekręciłam się na drugi bok, szczelniej okrywając kołdrą i zdałam sobie świadomość, że nie otwierałam tak szeroko okna ani nie odsłaniałam zasłon.
Wstałam gwałtownie, przypominając sobie, jak Asbiel przyznał się do włamania do mojego pokoju. Rozejrzałam się, lecz nikogo nie zastałam. Odetchnęłam z ulgą i chciałam z powrotem opaść na łóżko, lecz poczułam czyjś miarowy oddech na szyi.
Przeszedł mnie dreszcz i zaczęłam trząść się z przerażenia. Zamknęłam oczy, czekając na dalszy przebieg zdarzeń i poczułam wtedy mocny zapach znanych mi perfum.
-Amon? – zapytałam cicho.
Chłopak zaśmiał się i szturchnął mnie lekko w ramię.
Odwróciłam się i ujrzałam Amona, siedzącego po turecku.
-Głupi! Wiesz, jak się przestraszyłam?! – fuknęłam na niego.
Zaśmiał się tylko cicho. Odgłos ten przypominał dzwonki bawiące się na wietrze.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że siedzę obok niego ubrana tylko w koszulę nocną. Wstałam i pośpiesznie zarzuciłam na siebie szlafrok, leżący na oparciu krzesła przy biurku.
-Jak się tu dostałeś? – zapytałam, w międzyczasie obwiązując szlafrok aksamitnym sznurkiem.
-Skrzydła. I okno, łatwe do otwarcia z zewnątrz. Było uchylone, więc chwilę grzebania i gotowe. – Wyszczerzył zęby.
-A z jakiego powodu włamałeś się do mojego pokoju? – Podparłam ręce o biodra.
Amon zmierzył mnie od stóp do głów a ja jak zwykle zaczęłam się rumienić czując, jak ogarnia mnie wstyd i uczucie nieśmiałości.
-Chciałem zobaczyć, jak słodko śpisz – odparł, puszczając mi oko.
-Moja babcia zaraz będzie w domu. A z tego co mi wiadomo, to nie pała do ciebie sympatią.
-Przecież nawet na oczy mnie nie widziała…
-Wspomniałam jej o tobie. Nie spodobało jej się chyba twoje imię…
-Imię? – powtórzył, poruszywszy się niespokojnie.
-Albo nazwisko. – Uniosłam brwi, przypominając sobie słowa babci.
-Mówiła coś o mnie? O moim nazwisku? –Wstał, podszedł do mnie i złapał mnie delikatnie za ramiona.
-Nie… Amon, co się dzieje?
-Nic. – Uśmiechnął się, nadal trzymając obiema rękami moje ramiona. – Zapraszam cię dziś na spacer, zgodzisz się?
Serce zabiło mi szybciej. Właśnie tego od jakiegoś czasu pragnęłam. Ja i on, sami…
-Jasne, z wielką chęcią.
-Miałem taką nadzieję. – Puścił mnie, podszedł do okna, ustał na parapecie i skoczył.
Zszokowana podbiegłam do okna i wychylając się, spojrzałam na dół. Ku mojej uldze nikogo tam nie było.
Zwróciłam wzrok ku górze i ujrzałam ciemną, uskrzydloną postać, lecącą nad ciemnym lasem.
Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Uśmiechnęłam się do siebie, zamknęłam okno i ubrałam się w normalne ciuchy. Potem zbiegłam na dół, gdzie na kuchennym krześle siedziała białowłosa kobieta, rozmawiająca z Dagonem.
-Babciu! – zawołałam, po czym podbiegłam do niej i przytuliłam z całej siły.
-Dagon opowiedział mi o wszystkim. Wybaczysz mi to, że tyle czasu ukrywałam przed tobą tyle rzeczy?
Odsunęłam się od niej i szepnęłam „Oczywiście!”.
-Tak spokojnie to wszystko przyjęła? – zwróciła się do Dagiego.
-Jak pani widzi.
-Chciałam wam oznajmić, że… - zaczęłam niepewnie – Dziś wychodzę z Amonem. I nie chcę słyszeć żadnych złych rzeczy na jego temat.
-Ależ Nika… - Babcia zakryła usta rękoma.
-W ramach wynagrodzenia.
Białowłosa kobieta westchnęła, machnęła ręką w geście poddania się, po czym wstała i bez słowa poszła do swojego pokoiku.
-Ciebie to też dotyczy. –Skinęłam na chłopaka.
-Jasne… - odpowiedział smętnie. – Biorę walizy i jadę.
-Okej.
Podszedł, przytulił się i wyszedł na przedpokój. Zabrawszy walizki wyszedł z domu lekko trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze ryk silnika, po czym w domu oraz na zewnątrz zrobiło się przerażająco cicho.
Wszystko wróciło do normy.


Wieczorem do drzwi zapukał Amon. Zbiegłam pośpiesznie z piętra, by wyprzedzić babcię i otworzyłam mu drzwi.
-Cześć – przywitał mnie, trzymając dwa bukiety kwiatów. – To dla ciebie.
Odebrałam od niego ładnie ułożone krokusy, po czym zaprosiłam go do środka.
-Dzień dobry – przywitał moją babcię, wręczając jej malutkie gerbery.
-Dziękuję… - powiedziała lekko zbita z tropu.
Odebrałam od niej kwiatki i włożyłam razem z moimi do ciemnoniebieskiego wazonu, kładąc na środku stołu w salonie.
Skinąwszy na chłopaka ruszyłam w stronę wyjścia.
-Co więc jest celem tego jakże miłego spaceru? – zapytałam z uśmiechem.
-Tak tylko chciałem… Chciałem po prostu porozmawiać – odparł, chwytając się za szyję.
Znów coś ukrywa?
Spacerowaliśmy tak w stronę miasta, wsłuchując się w leśną ciszę.
-Chodzisz tu czasem sama?
-Tak, gdy chcę pobyć w samotności. Jest tu zawsze taki spokój…
-Faktycznie – stwierdził, dopiero to zauważając.
-Ile ty tak naprawdę masz lat?
-Szesnaście.
-Od jak dawna?
-Jest to właściwe pytanie. Bodajże od tysiąc dziewięćset dziewiętnastego.
- Dziewięćdziesiąt cztery lata… To tak, jakbyś miał teraz sto jedenaście lat. – Spuściłam głowę, wyobrażając sobie idącego przy mnie starszego pana.
-Nie martw się, nadal czuję się na siedemnastolatka. – Zaśmiał się.
-Zostałeś aniołem, gdy miałeś siedemnaście lat, czy jesteś nim od urodzenia?
-Od urodzenia byłem wychowywany na anioła… - powiedział ze wstrętem.
-Żałujesz?
-Tak – odpowiedział błyskawicznie. – Albo nie… - szepnął.
-Więc?
-Nie. Poznałem ciebie i moje życie nabrało kolorów. W końcu cieszę się, że jestem tym, czym jestem.
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Wiesz, że każdy kwiat ma swoje znaczenie? Każdy mówi o sobie co innego – zaczął z uśmiechem.
-Co mówią gerbery? – zapytałam z ciekawością.
-Doceniam cię i szanuję.
-Przekażę to mojej babci. – Puściłam mu oko.
-Twoja babcia doskonale o tym wie. Anioły lubią bawić się w przekazywanie uczuć, czy rozmowy poprzez darowanie sobie kwiatów. A pani Muriel tak wiele ma z nimi wspólnego…
-A krokusy?
-Daj mi siebie, szacunek i miłość.
Wtem chłopak, wykorzystując moje zdezorientowanie, delikatnie musnął palcami wewnętrzną część mojej ręki. Drgnęłam lekko i zmrużyłam oczy, czekając niecierpliwie na jego dalszy ruch. Amon po chwili splótł swoje palce z moimi i zatrzymał się, ciągnąc mnie delikatnie do siebie.
Nasze ciała stykały się prawie we wszystkich miejscach, przez co moje żebra mało co nie połamało szalejące serce.
W tamtym momencie trzęsłam się, nie wiem, czy ze strachu czy podniecenia ową sytuacją.
Chłopak objął mnie w talii wolną ręką i przyciągnął mocniej do siebie. Dzięki temu czułam pod warstwą materiału żar jego skóry. Pokochałam to uczucie ciepła, tak przypominające mi tego jakże cudownego chłopaka.
Stojąc nieruchomo obserwowałam, jak zbliża swą twarz do mojej, wpatrując się w moje usta. Wiedziałam, co chce zrobić. Od początku na to czekałam…
Ponagliłam go w myślach, nienawidząc go w tamtej chwili za to, że każe mi tyle czekać.
Przewróciłam oczami i wręcz rzuciłam się na niego, ale ten odsunął swoją twarz od mojej, szepcząc:
-Nie.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego. Chciałam zapytać, dlaczego nie, lecz poczułam dotyk jego ciepłych i miękkich warg na moich ustach. Musnął je i schylił się lekko, zaczynając ospale całować moją szyję.
Nie mogłam tyle czekać. Pociągnęłam go lekko za włosy, odchylając jego głowę do tyłu i wbiłam się w jego usta swoimi.
Całowaliśmy się długo i namiętnie, tak jak to sobie zawsze wyobrażałam. Chłopak trzymał rękę w moich włosach, a ja delikatnie jeździłam rękami po jego ciele. W tamtym momencie byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zapomniałam o całym świecie, o istnieniu aniołów i jakichkolwiek istot nadprzyrodzonych. Byłam wtedy dziewczyną, za którą tak bardzo tęskniłam. Za Niką, która miała normalną rodzinę. Za Niką, z normalnym życiem.
Gdy w końcu odkleiłam się od Amona, spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Daj mi siebie, szacunek i miłość – szepnął, odgarniając mi włosy z twarzy i chowając je sprawnie za uchem.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam głowę w jego szyję.
Kocham Cię. Kocham.


Jakiś czas później leżeliśmy na miękkiej ściółce. Głowę opierałam o tors chłopaka, obejmując go lewą ręką. On prawą podpierał swoją głowę, a lewą głaskał mnie po włosach.
-Nie chcę wiedzieć, jak wygląda Niebo… - powiedziałam niespodziewanie.
Amon uniósł brwi.
-Dlaczego?
-Mam je tutaj… I wszędzie, gdzie jesteś ty.
Chłopak uśmiechnął się smutno. Nie wiem, czemu, ale nie zapytałam o powód tego.
Resztę dnia spędziliśmy leżąc i spacerując po lesie.
Amon wydawał się być strasznie spięty, gdy opowiadałam mu o swoich rodzicach. On zaś opowiadał mi o swoich. Jego mama była człowiekiem, ojciec zaś Archaniołem. Zabił go inny Archanioł, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim, gdy miał sto dwadzieścia jeden lat. Jego mama zmarła, gdy miała siedemdziesiąt jeden lat, w tysiąc dziewięćset czterdziestym siódmym.
Zapamiętałam do końca życia opis jego matki: „Miała usta koloru krwi i oczy, które śmiały się do wszystkich ludzi. Nosiła sukienki w kolorze lilii i nigdy nie widziałem, by miała spięte włosy. Tak kochała wolność i życie… Ale niestety miało ono także swój kres. Widziałem, jak pewnego dnia zasnęła na bujanym krześle. Spała tak mocno i tak długo… I nigdy więcej już się nie obudziła.” Bardzo mnie to zasmuciło.


-Chcę być aniołem – powiedziałam, gdy mieliśmy już się żegnać.
Amon zmarszczył brwi.
-Nie. Nie pozwolę ci na to – warknął.
-Dlaczego…? Chcę być z tobą już na zawsze…
Chłopak odwrócił głowę w bok, zmieszany.
-Muszę już iść. Do zobaczenia. – Pocałował mnie delikatnie w policzek i ruszył z powrotem do siebie.
Weszłam do domu i zdjęłam buty.
-Babciu! – zawołałam.
Starsza kobieta zjawiła się błyskawicznie na przedpokoju.
-Tak?
Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też, dziecko. Ja ciebie też.
I poczułam łzy, gorące łzy, płynące mi po policzkach. Lecz nie ze smutku… Ale ze szczęścia.


Leżąc już umyta w łóżku, jak zwykle rozmyślałam o całym dniu. Wpatrywałam się w sufit, skupiając się na jednym punkcie i odłączając od świata rzeczywistego.
Wtem nagle usłyszałam skrzypnięcie otwieranego okna. Wstałam gwałtownie, zwracając wzrok w tamtą stronę. Otwarte było na oścież. Rozejrzałam się po pokoju, lecz nikogo, ani niczego nie dostrzegłam.
-Amon, to nie jest śmieszne… - szepnęłam.
Wstałam i podeszłam do okna, zamykając je i zasłaniając, po czym wróciłam niepewnie do łóżka.
Gdy trochę się uspokoiłam, kątem oka dostrzegłam cień wędrujący po ścianie. Sparaliżował mnie strach.
-Amon… Błagam cię, to nie jest śmieszne. – Drżałam. Drżałam na całym ciele, ze strachu. Wiedziałam, że nie był to Amon. I na pewno w pokoju nie byłam sama.
Usłyszałam zza kotary zasłon łóżka czyjeś kroki i byłam bliska płaczu.
Dlaczego, dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi?!
Odsunęłam się jak najdalej od lewej zasłony, patrząc na nią z przerażeniem.
Obserwowałam, jak powoli czyjaś ręka chwyta za brzeg kotary. Serce biło mi niemiłosiernie szybko. Myślałam, że za chwile zemdleje, czy padnę na zawał.
Amon, dlaczego cię tu nie ma…
Wtem człowiek szybkim ruchem odsłonił zasłonę.

-A kuku!





PS:
Nie miałam czasu ostatnio pisać, więc daję ten rozdział z lekkim opóźnieniem :P 
Następny dodam zapewne po Świętach, więc życzę wszystkim wesołych i wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku :)) 


5 grudnia 2013

Rozdział 10

Obudził mnie hałas, dobiegający gdzieś z daleka. Otworzyłam oczy i świat wokół mnie zaczął wirować. Jęknęłam i zamknęłam je z powrotem.
Uspokoiwszy się powoli zaczęłam przypominać sobie ostatnie zdarzenia, jakie miały miejsce w starym hoteliku.
Po chwili usiadłam na łóżku i odkryłam, że ubrana jestem w swoją koszulę nocną a na ręku i pięcie mam świeże bandaże. Zarumieniłam się i kuśtykając zeszłam powoli z piętra. Z daleka już słychać było kłócących się chłopaków.
-Przecież Asbiel powiedział jej już większość rzeczy! – powiedział Dagon, wymachując rękoma. Kręcił się po salonie niespokojnie raz co raz zerkając na siedzącego na kanapie Amona.
-Powinna wiedzieć wszystko. Może zechce być jedną z nas…
-Z n a s? Przecież jesteś Upadłym! – krzyknął złotowłosy. W furii kopnął nóżkę od stołu tak, że prawie się połamała.
Wstrzymałam oddech, powtarzając sobie w myślach przed sekundą wypowiedziane słowa. Z tego co pamiętałam, Upadły Anioł był zły…
-Upadłym? – spytałam ściszonym głosem.
Chłopcy odwrócili się jednocześnie. Na twarzy Dagona malowało się przerażenie, zaś Amon siedział nadal, spokojnie się we mnie wpatrując.
-Tak.
Wtedy przypomniało mi się coś i zapytałam panicznie:
-Gdzie jest Rosie?
-Śpi w gościnnym.
Odetchnęłam z ulgą, opierając się o ścianę.
-Więc, moje aniołki, może zechcecie mi co nieco wyjaśnić?
-Ja to zrobię – zakomunikował Amon, po czym zostawił Dagona samego. Wyszliśmy z domu, udając się powoli w stronę lasu.
-Więc? – ponagliłam go.
-Wpierw powiedz mi, czy dobrze się już czujesz i czy możesz bez przeszkód chodzić.
-Kuleję, ale dam radę.
-Dobrze… Więc chciałem ci wszystko wyjaśnić wtedy, u ciebie, lecz zadzwoniła Rosie i wszystko potoczyło się inaczej. Trochę już wiesz. Masz jakieś pytania do opowieści Asbiela? Słyszałem ją.
-Dlaczego Bóg uciekł? - zapytałam o to, co mnie w tamtym momencie najbardziej zaciekawiło.
Amon włożył ręce do kieszeni i spuścił głowę.
Weszliśmy do lasu.
-Był zmęczony. Ludzie powoli przestawali wierzyć w to, co jest prawdą, wymyślając coraz to nowe wierzenia. Tak przynajmniej przypuszczamy.
-Przypuszczamy…?
-Upadli.
-Ach… Dlaczego jesteś Upadłym?
Zawahał się, lecz po chwili powiedział:
-I tak byś nie uwierzyła.
-No dobrze, więc jak to jest, że Asbiel mógł znów być aniołem?
-Upadli to aniołowie, którzy sprzeciwili się lub popełnili grzech. Istnieje możliwość wrócenia do Nieba, jeśli anioł tego naprawdę mocno pragnie. Asbiel nie mógł przekonać twoich rodziców, by cię oddali, więc złamał zakaz. To trochę niesprawiedliwe, ale tak bywa. I chce teraz wrócić, wypełniając swoje zadanie. Podam ci przykład, jeśli ktoś zamorduje, musi ocalić jakiejś istocie życie, by wrócić.
-Teraz możesz wyjaśnić mi wszystko inne.
-Tak, więc, anioły. Anioły podzielone są na hierarchie, inaczej chóry.
Serafiny są przepełnione miłością bożą. Spełniają zachcianki Władcy i są Jego pupilkami. Przynajmniej były. Odeszły wraz z Panem.
Trony spełniają tylko i wyłącznie polecenia Boga, na wyższą metę. Teraz zajmują się własnymi sprawami.
Cherubiny wiedzą tyle, co sam Pan. Mają władzę nad ciałami niebieskimi.
Moce walczą z pojedynczymi Upadłymi.
Panowania pełnią jakby rolę sekretarzy.
Cnoty czynią cuda i opiekują się światem.
Archaniołowie spełniają najważniejsze zadania i mogą wydawać polecenia innym aniołom, prócz Tronów i Serafinów. Obecnie pełnią rolę najważniejszą w hierarchii.
Zwierzchności kierują państwami i narodami.
-A co robią Upadli?
-Spełniają zachcianki Szatana. Wyznaczonych jest parę ważniejszych Upadłych, którzy mogą robić z nami, co chcą. Najczęstszą ich rozrywką jest uśmiercanie innych Sług Diabła.
-A Szatan nie ma nic przeciwko temu, że jakiś Upadły chce wrócić do Nieba?
-Nie może mu tego zabronić.
-Jak wygląda Niebo i Piekło?
-Nie mogę powiedzieć. Sama prędzej czy później na pewno zobaczysz.
-Czy muszę zostać aniołem?
-Nie, możesz, jeśli tylko zechcesz.
-A aniołowie mają jakieś szczególne moce?
-Możemy latać, mamy wyostrzone zmysły, jesteśmy szybsi, silniejsi, mamy zdolność do regerowania się, możemy narzucić człowiekowi swoją wolę…
Spojrzałam na chłopaka oburzona.
-Ile razy tak mi zrobiłeś?
-Parę… Ale to nie ważne. Ty też tak nieraz robiłaś.
-Co?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie pamiętasz? Chociażby to, jak kazałaś nauczycielowi odwrócić wzrok.
-I posłuchał mnie?
Uśmiechnął się i przytaknął.
-Trochę mocy anielskiej masz, choć nie całą.
-A czy to prawda, że anioła nie można zabić?
-Uśmiercić anioła może tylko anioł wyższej hierarchii.
-Czyli Upadli nie mogą zabijać Archaniołów?
-To ta sama hierarchia. Mogą. Co jest trochę zabawne, bo gdy na przykład Moc zostanie Upadłym, to wskakuje na wyższy chór.
To wszystko wydawało mi się takie nierealne. Niczym sen. Miałam wrażenie, że za chwilę obudzę się i będę żyła normalnie, tak, jak przed spotkaniem Amona.
-Twoja babcia jest po stronie aniołów. Sama nim nie jest.
-Co…? Dlaczego mi nic nie powiedziała?
-Im mniej wiesz, tym mniej rzucasz się w oczy.
Szliśmy, udeptując miękką ściółkę i mijając gęsto rosnące dęby.
Rozmyślałam o zaistniałej sytuacji, raz, co raz zerkając na ciemnowłosego chłopaka.
Nasze relacje po tym wszystkim się zmienią? Jak będzie wyglądało moje dalsze życie? Czy Rosie o tym wszystkim wiedziała? – Te i wiele innych pytań szumiało mi w głowie.
Nagle poczułam, jak Amon chwyta mnie w pasie i odciąga do tyłu. Moje ciało przeszedł dreszcz.
Trzymał mnie tak chwilę w mocnym uścisku, po czym puścił, uśmiechając się łobuzersko.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Pajęczyna – wyjaśnił.
Uśmiechnęłam się i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
-A Dagon, jakim jest aniołem?
-Twoim Stróżem.
Zatrzymałam się. Zmarszczyłam brwi i nerwowo rozglądać się wokoło siebie. Ta wiadomość trafiła do mnie dopiero po chwili i poczułam jakbym oberwała w twarz.
Czyli nie jest on moim przyjacielem. Po prostu musi przy mnie być. Nie z własnej woli, lecz ze zwykłego przymusu. Te parę lat żyłam ze świadomością, że mam prawdziwego przyjaciela… Był moim bratem…
Amon przyglądał mi się smutnymi oczyma. Wyciągnął oczekująco rękę w moją stronę a ja odruchowo ją złapałam. Przyciągnął mnie lekko do siebie i posłusznie zbliżyłam się do chłopaka.
Nadal byłam lekko oszołomiona i załamana tą wiadomością.
-Nie martw się tym teraz, porozmawiasz z nim w domu – wyszeptał, opierając moją głowę na jego ramieniu. W policzek łaskotały mnie jego ciemne, niesforne włosy. Po chwili puścił moją rękę i objął mnie w talii. Poczułam ciepłe dłonie gładzące moje plecy przez materiał i odwzajemniłam uścisk, dodający mi otuchy.
Wyrzuciłam z głowy myśl o Dagonie, bo nie było teraz dla niej miejsca. Myślałam tylko o ciepłym ciele brązowookiego stykającym się z moim. Zapragnęłam zostać tak już zawsze i poprosiłam w myślach – błagam, nie puszczaj mnie!, ze szczerą nadzieją, że tak będzie.
-Nie możemy stać tak wieczność. – Zaśmiał się.
Poczułam przypływ ciepła na polikach i odsunęłam się od niego. Przez to, że niechcący narzucałam mu swoją wolę, wiedział, czego chciałam. Można było porównać to do wstydu, jakim mógł być stanie nago przed chłopakiem.
-Jaką w tym wszystkim ty odgrywasz rolę? – spytałam znienacka.
Zmrużył oczy i otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz natychmiast je zamknął rozmyślając się.
-Żadną. Spotkaliśmy się przez przypadek i tak już to wszystko się potoczyło. – Wsadził ręce do kieszeni i zostawił mnie w tyle, ruszając w stronę domu.
-Ach,  tak…
Zatrzymał się i powoli zerknął na mnie zza ramienia.
-W sumie, to cieszę się. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się, spuszczając wzrok, po czym podbiegłam do Amona, doganiając go.


W domu usiedliśmy w trójkę przy stole kuchennym.
-Chciałam cię zapytać, Dagon, jak to jest… Z nami… - zaczęłam, czując przypływającą falę gorąca oraz rozpaczy.
Dagon spojrzał na mnie zadziwiony i splótł oparte o blat dłonie.
-Słucham?
-Jesteś moim Aniołem Stróżem, tak? – zapytałam drżącym głosem.
-I co w związku z tym?
-Więc, opiekujesz się mną i jesteś zawsze obok, bo to twój obowiązek?
Miałam nadzieję, że nie usłyszę tego, czego tak bardzo się bałam.
-A czy o n musi przy tym być? – spytał szorstko, mierząc Amona chłodnym wzrokiem.
Udawane tolerowanie się minęło, a szkoda, było całkiem znośnie.
-Tak – odparł natychmiast chłopak, łapiąc mnie pod stołem za rękę i splatając nasze palce.
Ten gest dodał mi otuchy i większej pewności siebie, więc ponowiłam pytanie:
-Przyjaźnisz się ze mną, bo to twój obowiązek?
-Nie. Jesteś moją młodszą siostrzyczką i jestem wręcz oburzony, iż tak sądzisz – odpowiedział, przechylając głowę w prawo.
Wciągnęłam powoli powietrze i wypuściłam ze świstem.
-Ale na początku byłeś przy mnie nie z własnej woli, prawda?
-Na początku się poznawaliśmy. Natknąłem się na ciebie specjalnie i tyle. Reszta wyszła jak wyszła, zaprzyjaźniliśmy się. Jestem twoim prawdziwym przyjacielem i byłbym nawet, gdyby wywalili mnie z Nieba.
Jego słowa brzmiały dość przekonująco, więc jedyne, co mogłam zrobić w tamtej chwili to puścić rękę Amona, nie powiem, z żalem, podejść do jasnowłosego chłopaka, przytulić go z całej siły i wyszeptać „przepraszam”. Tak też zrobiłam.
Amon przyglądał się w milczeniu tej scenie, krzyżując ramiona i raz, co raz posyłając mi ciepły uśmiech.
 Za jego plecami znajdowało się okno, przez które widać było las i z daleka wystające zza niego białe wiatraki. Kręciły się szybko, jakby chciały się prześcignąć. Jakby toczyły ze sobą wieczną pogoń. Nawet one miały obrany już cel, a ja? Ja nie wiedziałam jeszcze, czego tak naprawdę chcę.
Żyłam każdą chwilą i nie oczekiwałam niczego, by się nie rozczarowywać. W tamtym momencie liczyło się dla mnie tylko i wyłącznie to, że były przy mnie dwie bliskie mi osoby. Osoby, dzięki którym odkryłam nowy świat, o którym wcześniej wiedziałam, lecz nie miałam pojęcia, iż jest on tak blisko mnie. Tak blisko ludzi.
-Czy ktoś, kogo znam jest także aniołem? – Odkleiłam się od Dagona i podeszłam do blatu, który rozciągał się wokół całej kuchni. Wzięłam jabłko i czekając na odpowiedź zatopiłam zęby w twardym i soczystym miąższu.
-Nie wiemy. Anioły potrafią bardzo dobrze wcielać się w postać ludzką.
Westchnęłam, odgryzając kolejny kawałek czerwonego owocu. Podparłam się łokciami, opierając plecy o blat i czekałam na kolejny przebieg zdarzeń.
Wiedziałam już chyba wszystko, co chciałam, lecz na pewno informacji o nadludzkich istotach było wiele więcej. Tyle, że nie miałam o nich pojęcia czy nie mogłam wiedzieć.
-Zaczyna się robić ciemno. Pójdę już zacząć pakować swoje rzeczy, jutro przyjeżdża twoja babcia. A nasz szanowny kolega chyba powinien już pójść, prawda? – zapytał retorycznie Dagon, naciskając na słowa „szanowny kolega”.
Spojrzałam z wyrzutami na blondyna, układającego niesforny kosmyk jasnych włosów za ucho.
-Racja – przytaknął mu Amon, wstając. Zasunął po sobie krzesło i poszedł w stronę korytarza, a ja za nim.
-Hej – rzucił w moją stronę, zaciskając rękę na klamkę.
Miałam już odpowiedzieć mu „cześć…”, lecz ten odwrócił się i niespodziewanie znalazł się błyskawicznie obok mnie.
Nim zdążyłam się zorientować, trzymał mnie w ramionach a ja obejmowałam go za szyję.
Poczułam znajomy mi zapach mocnych, męskich perfum i uśmiechnęłam się, nadając mu nazwę „Amon”.
Chwilę później stałam na ganku obserwując, jak oddala się od białego domu. Ode mnie.
Gdy zniknął mi z oczu odwróciłam się na pięcie i udałam do mojego przyjaciela.
-Co z Rosie? – zapytałam, stojąc w drzwiach pokoju gościnnego.
Dziewczyna leżała na ciemnobrązowym, dwuosobowym łóżku z zamkniętymi oczyma. Oddychała miarowo, co chwilę odwracając się na drugi bok.
Dagon po cichu, kucając wyjmował swoje ubrania z szafki, przekładając je do zielonej, sportowej torby.
-Powinna się za chwilę obudzić.
-Wiesz, że jeśli tylko chcesz możesz u nas zostać.
Uśmiechnął się do mnie wdzięcznie, lecz pokręcił głową.
Wtedy pomyślałam o czymś, co dziś także powinnam wiedzieć.
-Więc jak to jest z twoim domem? Dlaczego nigdy go nie widziałam?
-Jest zbudowany w stylu starej willi, ozdobionej wszelakimi postaciami aniołów. Poza tym leży na obrzeżach miasta, w przeciwnym kierunku do domu twojego kolegi. Nie uważałabyś to za dziwne? Skąd miałbym hajs na utrzymanie takiego domu, po co mi tyle anielskich twarzyczek na ścianach, jak wytrzymuję z taką niewielką ilością rzeczy i dlaczego moja lodówka jest wiecznie pusta? Czy te pytania nie trapiłyby cię po kres twego życia? – wyjaśnił, jak dla mnie niezbyt przekonującymi argumentami.
-Dlaczego mieszkacie podobnie i twoja lodówka jest pusta? I skąd masz kasę na utrzymanie?
-Mieszkamy podobnie, bo te parcele dostajemy w prezencie od Archaniołów. Taki tam drobiażdżek, przypominający, kim jesteśmy. Więc nie muszę płacić. I aniołowie nie jedzą. Nie muszą. Wystarczy nam, że wypijemy raz na miesiąc taki złoty płyn, wyglądem przypominający miód.
-A co, jeśli nie wypijecie?
-Umieramy.
Zmarszczyłam brwi, niespokojna.
-A gdy zabraknie wam tego płynu? – drążyłam temat.
-Nie może zabraknąć. Anioł dość często powinien odwiedzać Niebo i przy okazji uzupełniać zapasy.
-A Upadli?
-Podobnie. Różnica polega na tym, że Upadli nie muszą odwiedzać Piekła i chodzą po płyn, kiedy im się zachce.
-A co, jeśli któryś zapomni?
-Nie zapomni, uwierz. – Uśmiechnął się pod nosem. – Skutki bycia na głodzie są dość ostre.
-To znaczy? Jakie?
-Nie chciałabyś tego przeżywać.
Przeraziłam się.
Czy Amon kiedykolwiek tego doznał? Mam nadzieję, że nie…


Po jakimś czasie Rosie się w końcu obudziła. Dagon sprawił, niewiadomo jak, że nie pamiętała nic z całego dnia. Wcisnęłam jej bajeczkę, że przewróciła się po schodach, będąc u mnie po szkole i uderzyła dość mocno w głowę. Ku mojej uldze uwierzyła, choć była lekko zszokowana swoim niezdarstwem.
Usiedliśmy na kolację robioną przeze, mnie we trójkę przy stole w kuchni. Potem Dagon poszedł odwieść Rosie do domu, zostawiając mnie samą.
Usiadłam na spiralnych, drewnianych schodach łączących piętro z parterem i odgarnęłam włosy do tyłu. Opadły mi swobodnie na plecy, końcówkami dotykając łopatek.
Westchnęłam. Byłam zmęczona już tym natłokiem zdarzeń i informacji. Chciałam je wszystkie wyrzucić z głowy i mieć spokój, choć przez chwilę. Nie myśleć już o pięknych istotach z parą potężnych skrzydeł.
Ciekawe tylko, jakimi skrzydłami był obdarowany Amon. Nie miałam okazji ich jeszcze zobaczyć.

Jeszcze.





PS: 
Nominacji nie daję , nie bawię się w takie coś jednak (bo chciałam :) ) .