.

.

13 lutego 2014

Rozdział 15

-Ach, tak? – Uniosłam brew.
-Kim ona jest? – zapytała słodkim głosem dziewczyna, podchodząc do nas.
-To moja Nika.
-Twoja? – Zmarszczyła brwi.
Zaczynało mi się to podobać. Wstałam powoli za pomocą Amona i splotłam z nim palce.
-Tak, moja.
-Miło mi cię poznać. – Wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyny. Spojrzałam na nią oczekująco, lecz ona zerknęła tylko na moją dłoń i wbiła we mnie cyniczne spojrzenie.
-Było miło i w ogóle, ale mamy przecież pewną sprawę do załatwienia, Amonie. – Na jej ustach pojawił się triumfalny uśmiech i nie zgasł, póki |Amon nie zerknął na Abir przepraszająco.
-Dokończymy to następnym razem, okej?
Gdy chciałam puścić już jego rękę, on chwycił ją mocniej i uśmiechnął się do siebie. Ciekawa byłam jak się z tego wytłumaczy.
Ciemnowłosa prychnęła i bez słowa odeszła w głąb lasu. Gdy tylko zniknęła nam z oczy wyszarpnęłam rękę z uścisku chłopaka i syknęłam:
-Kto to był?
-Nikt ważny.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i zaczęłam stanowczo iść przed siebie.
-Nika… - jęknął i pobiegł za mną. – Błagam cię, zostań ze mną. Przejmujesz się jakąś głupią dziewczyną a może teraz gdybyście się na mnie nie natknęli to leżałabyś w jakimś rowie czy opuszczonym budynku nieprzytomna czy martwa… Znów zdążyłaś się wpakować w kłopoty, nie rusza cię to?
Spiorunowałam go wzrokiem odwracając się tak szybko, że oberwałam w twarz końcówkami własnych włosów.
-Ty też już zdążyłeś wpakować się w kłopoty.
-Nika, też powinienem być zazdrosny gdy ty umawiałaś się z tamtym chłopakiem. Tyle, że bardziej byłem przerażony i wściekły, niż zazdrosny.
Prychnęłam, niezadowolona i zapytałam:
-Kto to był?
-Abir. Moja znajoma.
-Skąd?
-Z Piekła. – Uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam jak ten uśmiech zinterpretować.
-Upadła?
-Tak.
-Dlaczego tu była?
-A dlaczego ty byłaś z nim?
Zamilkłam. Spojrzałam na Amona przepraszająco. Było mi przykro za to, co zrobiłam i cała złość na chłopaka minęła w jednej chwili.
Jak można gniewać się na taką cudowną osobę?
Zrobiłam krok w jego stronę i odczekując chwilę rzuciłam się mu w ramiona mówiąc co chwilę „przepraszam, przepraszam, przepraszam”. Chłopak tulił mnie mocno, głaskając delikatnie po włosach. Czułam między nami pewną więź, sęk w tym, że nie umiałam odkryć, czy była to aby miłość. Z mojej strony była, bo kochałam go, może nie aż tak, bo dopiero się poznawaliśmy, ale jednak. Nie wiedziałam tylko jakie uczucie on żywił do mnie.
-Idziemy do mnie, czy chcesz już wracać? Jest dwudziesta.
-Wrócę już.
Amon odprowadził mnie pod drzwi mojego domu. Po drodze szliśmy trzymając się za ręce i rozmawialiśmy mało ważnych rzeczach.
Gdy dał mi buziaka w policzek na pożegnanie, szepnął:
-Następnym razem bądź ostrożniejsza.
Już miałam go skarcić, lecz gdy chciałam na niego spojrzeć, nikogo nie ujrzałam. O tym, że był tu przed chwilą świadczył tylko przyjemny zapach chłopaka unoszący się w powietrzu oraz ciepło po zetknięciu jego warg z moim polikiem. Uśmiechnęłam się i weszłam po schodkach na werandę, gdzie drzwi przede mną otworzył Zavebe.
-To twój chłopak? – spytał zaciekawiony.
-Nie ważne. – Machnęłam ręką i weszłam do domu, mijając chłopaka.
-Witam, chciałabyś może zjeść coś? – spytał Borys z kuchni.
Weszłam do jasnego pomieszczenia i zerknęłam na starszego pana krzątającego się po kuchni. Jeszcze niedawno było to ulubione zajęcie mojej babci. Westchnęłam.
Oparłam się o framugę drzwi i skrzyżowałam ręce na piersiach.
W moim życiu robiło się coraz dziwniej. Tęskniłam trochę za starym życiem, ale też cieszyłam się, że nowe osoby wprowadziły do niego trochę więcej kolorów.
-Co się dzieje? – Borys zerknął na mnie ze smutkiem w oczach.
-Ach, tak tylko… Zamyśliłam się. Nie, nie jestem głodna, dziękuję. Wiesz może, gdzie jest babcia?
-U siebie.
Skinęłam mu z wdzięcznością głową i udałam się do pokoiku mojej babci. Po drodze natknęłam się jeszcze na Zavebe.
-No ktoo too byył? Jesteście ze soobą? – jęknął, robiąc minę smutnego szczeniaczka, co mnie rozbawiło i zaczęłam dusić się ze śmiechu.
-N-ni… Nikt – wydusiłam, łapiąc się za brzuch i starając nie patrzeć na twarz chłopaka. Gdy już się uspokoiłam, wyjawiłam mu jedynie, że jest to bliska mi osoba i nic więcej nie mówiąc udałam się dalej, zostawiając go samego z kwaśną miną.
-Babciu… Mogę? – Otworzyłam lekko drzwi, wcześniej pukając.
-Proszę.
Siwa staruszka siedziała w swoim fotelu przy biurku i pisała coś w zeszycie, który widziałam już wcześniej.
-Co tam piszesz, babciu?
Kobieta zerknęła na mnie, powoli odwracając głowę a potem znów zwróciła wzrok na pożółkły notes. Patrząc z wyrazem bólu na twarzy zamknęła go i wzięła do ręki, po czym przyłożyła do ust, mówiąc coś. Wydawało mi się to strasznie dziwne, co chyba rzucało się w oczy, bo babcia widząc moją minę zmieszała się i pośpiesznie wyciągnęła zeszyt w moją stronę.
-Masz, przeczytaj. Może znajdziesz tam jakieś ciekawe informacje. Kto wie, może nawet jakieś ci się w życiu przydadzą?
Ostrożnie chwyciłam od babci Muriel zeszyt i podziękowałam jej szeptem.
Widząc, że staruszka odwraca się i zajmuje znów swoimi sprawami, wyszłam po cichu i zamknęłam drzwi.
Z babcią jakoś nigdy nie rozmawiałam długo. Zwykle dyskutowałyśmy o czymś, jeśli okazało się być ważną rzeczą. O błahostkach moja babcia nie rozmawiała. Gdy uważała, że skończyła już rozmawiać, zwykle zajmowała się znów czymś, co robiła wcześniej, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego rozmówcę.
Weszłam po schodach i udałam się do swojego pokoju.
Będąc już w nim, zamknęłam drzwi i usłyszałam… Ciszę. Co przyniosło mi wielką ulgę. Nie ciszę, dzwoniącą w uszach, tylko trel ptaków czy szum chwiejących się na wietrze drzew. Nikt nie czepiał się mnie o wszystko ani o nic nie wypytywał.
Usiadłam przy biurku i otworzyłam zeszyt. Na pierwszej stronie pismem kaligraficznym widniał napis „Anioły”.
Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy przewróciłam kartkę. Cała strona była ręcznie pisana tak, jak kiedyś książki, gdy nie znano jeszcze druku. Każda literka ułożona była równiutko i starannie. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś potrafił pisać ładniej niż maszyna.
Przeglądając strony, rzuciły mi się w oczy rysunki, także rysowane ręcznie. Przedstawiały one skrzydlate istoty, przypominające ludzi. Nie były one jednak zwykłymi ludźmi, z racji, iż każda istota była nieziemsko piękna, miała włosy do kostek, bez znaczenia czy była to płeć żeńska czy męska, a zza ich pleców wystawała para skrzydeł. Co dziwne, tylko na jednym malowidle uskrzydlony mężczyzna miał włosy lokowane, kończące się przy szyi. Wydawało się, że wpatrywał się we mnie intensywnie swoimi dużymi oczami. Miał na sobie luźną koszulę z trzema guzikami przy szyi, eleganckie spodnie i lakierki. Wyglądał na człowieka biznesu. Zerknęłam na podpis pod obrazkiem – „Archanioł Michał”. Wyszczerzyłam oczy.
Archanioł Michał?! Ten Michał?! Więc anioły, których które ślepo wierzą ludzie, także istnieją.
Przekartkowałam zeszyt do ostatniej strony, która była w samym środku zeszytu.

„Upadły anioł – pojęcie rozwinięte w myśl judaistycznej i chrześcijańskiej interpretacji księgi Henocha. Anioł, który radykalnie i nieodwołalnie sprzeciwił się Bogu, wykorzystując otrzymaną wolną wolę. Jest określany jako demon lub zły duch.

Amon Gadriel:
Powód bycia Upadłym – nieznany.
Wcześniejszy chór – Archanioł.
Spokrewnienie z rodziną – związanie z Niką.

Upadli nie muszą koniecznie być źli, jak rozgłasza to Niebo.
#Porozmawiać o tym z Michałem;
#Sprawdzić co piszą o Upadłych w księdze Henocha.”

Księga Henocha?
Zamknęłam błyskawicznie zeszyt, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Tak?
-Mogę? – spytał Zavebe.
-Wbijaj.
Chłopak wszedł i zamknąwszy za sobą drzwi, podszedł do mojego łóżka i położył się na nie.
Był dziwnie ubrany. Miał spodnie w stylu moro, białą koszulkę z nadrukiem przedstawiającym twarz jakiegoś człowieka i pomarańczową bransoletkę na lewym nadgarstku.
Chłopak położył się wszerz łóżka, kładąc ręce pod głowę i powiedział:
-Nie krępuj się, chodź!
-Ha, ha. – Wstałam i usiadłam obok niego.
Milczeliśmy przez zakiś czas, aż w końcu powiedziałam to, o czym myślałam przez dłuższy czas od poznania chłopaka:
-Skąd pewność, że jesteśmy rodzeństwem?
-Możemy zrobić test DNA, jeśli bardzo chcesz.
-Nie, nie, tylko zapytałam… - powiedziałam cicho, zastanawiając się, jakie pytanie jeszcze mu zadać. Zawsze, gdy byłam sama do głowy wpadało mi tysiące pytań, które mogłam zadać Zavebe, lecz w tamtym momencie wszystkie wyleciały mi z głowy.
-Jak wyglądało twoje życie po śmierci rodziców?
Zdziwiłam się tym pytaniem oraz faktem, iż mówienie o moich rodzicach przychodziło mi coraz łatwiej.
-Nic ciekawego. Chodziłam do szkoły, jeździłam na wycieczki ze znajomymi, często startowałam w biegach przełajowych czy w sztafetach. Sztafetach ty?
-Chce ci się tego słuchać? – spytał, patrząc pustym wzrokiem w biały sufit.
Przytaknęłam, więc zaczął opowiadać:
-Mieszkałem z Halszką w Niemczech. Żyliśmy dobrze. Mieliśmy duży dom i pełno pieniędzy. W szkole dostawałem bardzo dobre oceny i moim marzeniem było chodzić na studia i znaleźć dobrą pracę, dzięki której utrzymałbym żonę i dzieci. Ale od małego wiedziałem, że kiedyś w końcu stanę u bram Niebios, by służyć Bogu. Tak, więc ukończywszy gimnazjum, Halszka zaprowadziła mnie do góry. Michał, Archanioł Michał dał mi rolę Cherubina, tak na początek, choć wiedział, że byłem potężniejszym aniołem. W końcu miałem matkę Archanielicę. I robiłem to, co mi kazali. Byłem takim jakby, hm, przewodniczącym Cherubinów. W końcu okazałem się być świetnym pracownikiem, tak, że miałem ten zaszczyt zdawać relację najważniejszym aniołom. Wtedy dowiedziałem się o tobie – zakończył z wielkim westchnieniem.
-A co robiłeś jako Cherubin?
-Wszystko.
-Więc miałeś ciekawe życie – podsumowałam.
-Można tak powiedzieć.
-Czym są Nawie? Bo mówiłeś, że rodzice…
-To dusze zmarłych.
-Ach, tak… Idziemy pobiegać? – spytałam ni stąd ni zowąd.
Zobaczyłam zaskoczenie na twarzy chłopaka, a potem uśmiech.
-Jasne. Poczekam na ciebie na dole. – Wstał i wyszedł.
Przebrałam się w ciuchy przeznaczone wyłącznie do ćwiczeń i zeszłam na dół. Zavebe stał ubrany w dresy i czarną koszulkę oraz ciemne adidasy.
Biegliśmy powoli, rozmawiając o aniołach. Dowiedziałam się, że Zavebe zakochany był w pięknej anielicy, będącej Stróżem, lecz ta miała już innego, co złamało chłopakowi serce.
Uwielbiałam bieganie przed snem. Było to dla mnie przyjemną rzeczą, po której sen przychodził łatwo i wydawał się być lepszy niż zwykle. I po bieganiu człowiek wydawał się być szczęśliwszy.


Około 23.00 zadzwonił Dagon, pytając czy wszystko okej. Opowiedziałam mu o napadzie i o tym, że strasznie się na nim zawiodłam.
-Mam tego świadomość. Wiedziałem, że Amon ci pomoże. Nie mogłem być wtedy na Ziemi, przepraszam.
-Jak to nie mogłeś być na Ziemi?
-Mieliśmy małe zajście z Upadłymi… Wezwali mnie do Nieba.
-Ach, tak…
-Wybaczysz mi to, Nika? – spytał, wyraźnie żałując, że mi nie pomógł.
-Tak, oczywiście.
Rozmawialiśmy chwilę, a na koniec Dagi oznajmił, że mam jutro zaklepać mu dla niego czas po szkole.
Potem zadzwonił Amon. A jeszcze później Rosie, jakby wszyscy się zmówili, że zadzwonią w trójkę pod rząd.
Gdy skończyłam z wszystkimi rozmawiać, wybuchnęłam śmiechem i położyłam się zmęczona na łóżku.
Leżąc, poczułam chłodny powiew powietrza. Zadrżałam. Zerknęłam na okno. Było otwarte. Wstałam i zamknęłam je z uczuciem lekkiej paniki.
Potem podeszłam do biurka, wyjęłam z szafki książki na jutro do szkoły i położyłam na blat.
Gdy usiadłam na krześle, zobaczyłam jakąś białą kartkę pod zeszytem babci. Wyjęłam ją spod notatnika i zamarłam.
Zdanie koloru ciemnoczerwonego namalowane było farbą, jeszcze niewyschniętą. Coś w tym mnie przerażało. Nie sam napis, lecz energia pulsująca od papieru. Było w niej coś… Złowrogiego.
Gdy dotknęłam napisu, poczułam znajomą mi ciecz.
Krew.
A litery układały się w napis:
„Widzę Cię.”





P.S
No to jesteśmy już w połowie książki :D 
+ Z racji, iż nie mogę z niewiadomych mi przyczyn dać pasek stron na bloga, dodałam z boku na pasku dwa linki do dwóch stron w moim blogu :)