.

.

2 marca 2014

Rozdział 17

Znałam drogę, szłam więc szybko korytarzem.
Bałam się. Naprawdę, strasznie się bałam. Nie wiedziałam nawet, czego, bo nie miałam pojęcia, co tam zastanę.
W końcu dotarłam do dużego pomieszczenia. Weszłam do niego i ujrzałam…
-Kinez?!
Blondynka uśmiechnęła się cynicznie.
-Wiesz, zrobiłabym wszystko, by się ciebie pozbyć.
Zmarszczyłam brwi. Wtedy zza zasłony mroku wyszedł jakiś chłopak. Rozpoznałam szatyna, choć nie od razu.
-Co…? – szepnęłam.
Biryn podszedł do Kinez i objął ją za szyję, ocierając się policzkiem o jej włosy. Potem brutalnie przyciągnął ją do siebie i pocałował.
-Ekhem, czy ktoś mi w końcu powie…
-Co tu się dzieje? Otóż to bardzo proste. Ja mam pewną sprawę, Urho także, a Kinez na tym skorzysta. Nasza perełka trochę nam pomogła. Z kolei Biryn robił tylko to, co mu kazano – usłyszałam głos, dobiegający gdzieś zza mnie.
Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Asbiela i Urho. Na ubraniach obydwu przeważały ciemne kolory, dodając im nutki grozy.
Żałowałam wtedy, że jednak Zavebe ze mną nie poszedł.
-Kim ty jesteś, Urho? – spytałam, mrużąc oczy. Chciałam także zrobić krok do tyłu, ale wtedy wpadłabym na obejmujących się Biryn Biryna i Kinez.
Wiedziałam, czego chciał Asbiel. Bym stała się anielicą, a wtedy on będzie mógł być znów w Niebie.
Wtem Urho zrobił krok w bok i zza jego pleców wyłoniły się potężne, czarne skrzydła. Większe, niż jakiekolwiek widziałam. Czarne pióra lśniły i budziły we mnie strach, tak samo jak w Kinez, która schowała się w ramionach Biryna.
-Jestem Nocą, Złem, Płaczem, Ciemnością, Okrucieństwem – powiedział, patrząc gdzieś w bok.
-Upadłym.
-Jestem Panem Upadłych – poprawił mnie.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
Amon wiedział. Doskonale wiedział, kim jest Urho. Tylko dlaczego o niczym nie raczył mi powiedzieć?
-Jesteś Diabłem – wyszeptałam, kierując te słowa do siebie.
Jasnowłosy chłopak uśmiechnął się, nie powiem, że serdecznie, ale tak to wyglądało.
-I chcę, byś jako anielica zasiadła ze mną na tronie.
Wyszczerzyłam oczy jeszcze bardziej.
-Czy ty oszalałeś?!
-Nie masz wyboru. Jeśli chcesz żeby twoja babcia nadal żyła, zrobisz to.
Z trudem powstrzymywałam łzy, prosząc w my
ślach Amona o pomoc.
-Twój Amon ci nie pomoże. Chyba, że chcesz, by był torturowany do końca swego nędznego żywota. A zapewniam cię, pożyje jeszcze długo – odparł Urho. – Więc jak, pójdziesz ze mną, czy chcesz patrzeć jak twoja babcia kończy swój żywot?
Gorące łzy spłynęły mi po policzkach. Czułam, że nie miałam innego wyboru.
W tamtym momencie nie myśl o staniu się aniołem mnie przerażała, lecz to, że musiałam zrezygnować z Amona… dla Urho.
Albo i nie.
- Nigdy cię nie pokocham – syknęłam.
-Oh, zobaczymy.
- Obiecuję ci to. Będę tam, przy tobie tylko i wyłącznie z przymusu.
-Nie szkodzi.
-I nie zabronisz mi wtedy spotykać się z Amonem – powiedziałam z wahaniem.
Chłopak zmarszczył brwi i podszedł do mnie, składając skrzydła wzdłuż pleców i otaczając mnie ramieniem.
-Tak nie przystoi.
Zabrałam jego rękę z moich pleców i cofnęłam się o krok.
-Albo zrobimy inaczej. Amon zginie i nie będziesz już chciała się z nim widywać – odparł, dumny z siebie.
-Nie! – krzyknęłam przerażona – dobrze, dobrze, zrobię wszystko… - Gdy  już miałam zamiar się poddać, usłyszałam huk. Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Amona, o dziwo, wchodzącego do pomieszczenia przez sekundę wcześniej rozwaloną ścianę. Za nim wszedł Zavebe i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jego rozczochrane włosy, jakby właśnie przeszło tam tornado. Potem ujrzałam Dagona i… Abir. Przewróciłam oczami i powiedziałam do ekipy ratującej, w szczególności kierując to do Abir:
-Obeszłabym się bez was.
-Ho, ho, ho – zawołał Urho, przypominając w tamtym momencie Świętego Mikołaja. – Kogo ja widzę? Amon!
Ciemnowłosy chłopak wzdrygnął się i podszedł do mnie, odciągając mnie od Urho, Kinez, Asbiela oraz Biryna.
-W co ty się znów pakujesz? – szepnął, obejmując mnie od tyłu.
-Tu chodzi o moją…
-Babcię. Możemy uratować ją inaczej. W ogóle czego oni chcą?
-Nikę. Chcemy Nikę – poinformował jasnowłosy chłopak, strzepując niewidzialny pyłek z klapy marynarki. Wtedy zapadła cisza.
-Nie! – odparł stanowczo Zavebe, robiąc krok w przód. – Nie pozwolę, nie weźmiecie jej!
-Och, chcesz się przekonać? Co ty możesz zrobić, Zavebe? Jesteś mój. Tak samo jak Amon. Zrobię z wami co tylko zechcę. – Zaśmiał się szyderczo.
-Jestem jeszcze ja – przemówił Dagon.
-Aniołeczku, nie masz szans z Diabłem i dwoma Upadłymi. Nie jesteś nawet pół krwi Archaniołem. Jesteś nikim… A ty, Nika, też chcesz walczyć? Co może zrobić niedoszła anielica?
-Och, więc pierw gadasz, że mnie kochasz i chcesz być ze mną gdzieś tam, a potem masz czelność się ze mnie nabijać? – palnęłam, nadąsana. Miałam tendencje  do zachowywania się inaczej niż przystoi w niektórych sytuacjach.
W tamtym momencie oczy Urho nie wypełniała już groza, lecz były to oczy Urho, którego znałam i szczerze lubiłam. Jego twarz złagodniała a skrzydła zdematerializowały się w mgnieniu oka.
-Przecież jestem twoim przyjacielem, Nika. Twoim Urho – powiedział, wyraźnie zasmucony.
Przez chwilę uwierzyłam w iluzję, lecz gdy tylko poczułam mocniejszy uścisk Amona, jasnowłosy chłopak wrócił znów do swojej postaci.
-Na trzy uciekamy przez tę dziurę. Wtedy trzymaj się mnie mocno – szepnął mój anioł.
Nie miałam zbytnio innego wyboru, więc przytaknęłam.
-Na co czekamy? Nika, tym czynem zrobisz wiele dobrego. – Asbiel w końcu podniósł głos.
-Raz…
Uśmiechnęłam się cynicznie, patrząc ślepo na mężczyznę.
-Szybciej – syknęła Kinez, zniesmaczona.
-Dwa…
Wtedy Urho skinął na Biryna, a ten puścił dziewczyną i zaczął iść w moją stronę.
-Trzy.
Zamknęłam oczy, czując jak muskularne raniona podnoszą mnie, chwytając za nogi i plecy. A potem chłopak zaczął biec. I wszyscy inni także.
-Za nimi! – krzyknął Urho gdzieś z daleka.
-Jeszcze kawałek, szybciej, Zavebe!
Chwilę później poczułam powiew świeżego powietrza i z powrotem otworzyłam oczy. Byliśmy znów w lesie.
-Teraz trzymaj się mnie mocno – szepnął Amon, ocierając swój policzek o mój i odepchnąwszy się od ziemi, zamachał swymi potężnymi skrzydłami.
Byłam zachwycona i jego skrzydłami i lotem, lecz postanowiłam zachwycać się trochę później, gdy już będziemy bezpieczni.
-Amon, gdzie lecimy? – spytał Zavebe.
Chciałam spojrzeć na niego, lecz bałam się ruszyć obawiając się upadku.
-Do mojego domu. Tam pomyślimy co dalej.
-Ale tam nas znajdą!
-Nie martw się, nie znajdą – odparł chłopak z uśmieszkiem na ustach.
-Dziękuję – szepnęłam i pocałowałam Amona w noc, gdy już byliśmy bezpieczni na twardym gruncie.
Weszliśmy wszyscy do willi i usadowiliśmy się w salonie, gdzie byłam kiedyś z Rosie.
-To co dalej? – zaczął Dagon, opierający się o ścianę.
-Musimy jakoś odbić babcię – stwierdził Zavebe.
-To już wiemy. Tylko powiedz mi, jak?
-Chcieli mnie w zamian… - odparłam, lecz Amon przerwał mi stanowczo:
-Nie. Nie pozwolę ci na to za nic.
-Tu chodzi o moją babcię!
-Nie rozumiesz, że nie mogę cię stracić?! – krzyknął i walnął pięścią ścianę, zostawiając więcej niej wgniecenia.
-To może Nika po prostu zmieni się w anioła i odbijemy babcię, po czym uciekniemy?
-Nie – zaprzeczył znów brunet siadając na kanapie obok mnie.
-A to dlaczego? – spytałam ze zdziwieniem.
-Nie będziesz taka jak my. Nie możesz. Nie zasłużyłaś sobie na takie coś.
-No przecież to nic strasznego..
-Chcesz patrzeć, jak wszyscy, którzy coś dla ciebie znaczą umierają jeden za drugim? Chcesz tkwić pomiędzy życiem a śmiercią? Chcesz być taka już na zawsze? Nie mieć dzieci, nie starzeć się, nie siedzieć na ganku wypatrując powrotu swych pociech swego… męża?
-Chcę przeżyć całą wieczność z tobą – odparłam stanowczo, zerkając na przyglądającą się tej rozmowie Abir.
-I tak nas rozdzielą…
-Co? Dlaczego?
-Jestem Upadłym, nie pamiętasz?
Spuściłam głowę, nie chcąc już o tym rozmawiać.
-Idę do Borysa – oznajmiłam, wstając.
-Borys jest u siebie. – Dagon skinął głową w górę.
-Ach… Więc idę się przejść.
-Nie wychodź, Nika. – Amon złapał mnie za ramię. – Oni mogą czaić się na zewnątrz.
Westchnęłam.
-Mogę chociaż rozejrzeć się po domu?
Chłopak skinął głową i puścił mnie, pozwalając mi wyjść. Udałam się do sypialni. Idąc, miałam wrażenie, że te wszystkie anioły na obrazach podążają za mną wzrokiem.
W pokoju Amona ułożyłam się wygodnie na łóżku i obserwowałam firanki powiewające na wietrze. Drzwi od szklanego balkonu były otwarte, jakby zachęcały śnieżnobiałe firanki do wydostania się na zewnątrz, lecz te mimo szarpania się nie miały szans na wolność.
Leżałam tak i leżałam, myśląc o tym, co zrobić. Nie przychodziło mi do głowy nic, prócz poddania się… I to też postanowiłam uczynić. Ta decyzja pojawiła się znikąd, od tak. Lecz przed wykonaniem swego planu, prześwidrowałam spojrzeniem cały pokój, przywołując wspomnienia. Było ich może niewiele, za to każde na wagę złota.
Ocierając łzę łaskoczącą mój policzek wstałam pośpiesznie i wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem słyszałam, jak chłopcy i Abir dyskutowali zawzięcie o tym, co robić. Przeszłam cichutko obok uchylonych lekko drzwi od salonu i ubrawszy buty wybiegłam z willi.
Wokół mnie było cicho. Strasznie cicho. Nie słychać było trelu ptaków, stukania dzięcioła czy szumu liści na koronach potężnych drzew. Ta cisza mnie przerażała nawet bardziej, niż fakt, że idę wprost w objęcia Szatana.
Kierując się w stronę tak dobrze już znanego mi opuszczonego budynku wciąż wahałam się, czy oby robię dobrze. Ostatecznie przyjęłam, że jednak to jedyne wyjście na uratowanie mojej ukochanej babci…

Jakiś czas później, gdy zaczęło się ściemniać, byłam już na miejscu. O dziwo, w środku nie było tak, jak dotychczas. Wyglądało to naprawdę jak przyzwoity hotel. Tyle, że nikogo tam nie było.
Udawałam się pośpiesznie tam, gdzie zwykle. A oni nadal tam byli. Tyle, że siedzieli w jasnym pokoju w czerwonych fotelach.
-Witamy. – Urho wstał i błyskawicznie znalazł się obok mnie, chwytając mnie pod rękę i prowadząc do czerwonej kanapy.
Można byłoby pomyśleć, że są to zupełnie normalni i w porządku ludzie… Tyle, że prócz Kinez nie byli to ludzie a już w szczególności nie w porządku.
-Więc jednak zgodziłaś się zostać ze mną pod postacią anielicy?
Zawahałam się. Tak naprawdę to nie byłam pewna, czy naprawdę chcę to zrobić… W sumie to nie chciałam, nawet bardzo, ale inaczej nie mogłam. Spojrzałam z nienawiścią w oczach na blondyna, którego nienawidziłam z całego serca.
Może ta sytuacja miała, m u s i a ł a się zdarzyć. Może takie było moje przeznaczenie… Ale dlaczego? Czemu ktoś chciał dzięki temu zniszczyć mi życie? W sumie to mogłam się jeszcze wycofać…

Z lekkim wahaniem w głosie odpowiedziałam mu...




P.S
Ten rozdział pisałam dziś a zawsze byłam tak o dwa do przodu, więc trochę minie nim pojawi się następny... :)
+ Kto gra w lola albo chce zacząć? Przydałby mi się towarzysz/ towarzyszka do gier i gadania przy tym na Skype :D Wiek nie gra roli... Piszcie w komentarzach, jeśli chcielibyście ze mną pograć :) Nie gryzę !

7 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie . ;D Zazdroszczę talentu ;p

    http://vogueholiczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie...
    No po prostu kurwa no nie
    Jak moglaś skończyć w takim momencie ;_______;
    Ja sie poddaję no ;( Ja chce kolejny rozdzial plizzzz błagam no :(
    Ciekawość mnie normalnie zżera ale wytrwam do następnego ;*
    A ten był po prostu cudowny tylko dlaczego ona postąpiła tak pochopnie no ;( Jak mogła na to pozwolić :(
    Ale rozdział jest perfekcyjny,tylko jakby było wiecej opisów ytuacji i wgl zamiast dialogów,których nawaliłaś :P
    Btw,u mnie nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuuuuuuuuper c: zal mi Niki, biedna nie zasluzyla na to :c

    OdpowiedzUsuń
  4. extra chce juz kolejny biedna :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ej! skonczyc w takim momencie!? chce juz nastepny c:

      Usuń
  5. suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper czekam na cd
    zapraszam do mnie na prolog :
    http://zagubiona-przez-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń