Odetchnęłam
z ulgą, dostrzegając Amona.
-Hej,
co tu robisz?
-Przyszedłem
porozmawiać… - odparł, rozglądając się na boki w poszukiwaniu czegoś.
Nie
zwracałam na to uwagi i zapytałam ciekawa;
-O
czym?
-O
niczym konkretnym – powiedział, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.
Mruknęłam
„aha” i spuściłam wzrok, czekając, aż zacznie rozmowę.
-Ktoś
na ciebie chyba czeka – stwierdził, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Zwrócił
wzrok w stronę, gdzie kilometr dalej stał mój dom.
-Przynajmniej
tak mi się wydaje – dodał, gdy już otworzyłam usta, by zapytać skąd może to
wiedzieć.
-Tak,
mój zaufany przyjaciel. W sumie to chciał cię kiedyś poznać…
Uśmiechnął
się tylko, wciąż na mnie nie patrząc i ruszył.
Spojrzałam
na chłopaka z niedowierzaniem i pobiegłam, doganiając go.
-Czemu
nie było cię w szkole? – zapytałam, przerywając ciszę.
-Prywatne
sprawa. Jak się nazywa twój znajomy? – Rzucił na mnie spojrzenie kątem oka.
-Dagon
Notter.
Uśmiechnął
się do siebie.
Z
daleka mogliśmy dojrzeć już biały, piętrowy dom, na którego ganku siedział
Dagon, wypatrując nas ze zmarszczonymi brwiami.
Podeszliśmy
do jasnowłosego chłopaka.
Amon
i Dagon stali chwilę twarzą w twarz z nienawistnym spojrzeniem.
-Znacie
się? – przerwałam ciszę.
-Nie
– odpowiedział Dagon, nie spuszczając wzroku z mojego towarzysza.
-Amon.
- Wyciągnął rękę w stronę mojego przyjaciela w geście powitania.
Dagon
zignorował to.
-Będę
u siebie – zwrócił się do mnie i poszedł do domu.
Byłam
zażenowana jego zachowaniem.
-Wszystko
gra? – zapytałam milczącego Amona.
-Jasne.
Wiesz, co, chyba pójdę już. Twój kolego wyraźnie za mną nie przepada. –
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, zadowolony z siebie.
-Nie
rozumiem jego zachowania… – zaczęłam tłumaczyć.
-Nic
się nie stało. Do zobaczenia w szkole.
Położył
rękę na moim ramieniu. Poczułam, że trzęsie się lekko. Był czymś zmartwiony…
Pomyślałam, że może z tego samego powodu, z jakiego nie było go w szkole, więc
nie chciałam pytać, o co chodzi.
-Amon…
Nie
chciałam, by jeszcze już odchodził.
Było
mi głupio za zachowanie Dagona, więc chciałam, czym prędzej uciec stamtąd, lecz
brakowało mi go, przez te dni nieobecności w szkole.
-Tak?
– Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Tęskniłam
– wypaliłam patrząc gdziekolwiek, byle nie na niego.
Zaśmiał
się.
-I
vice versa, madame. – Ukłonił się i odszedł
powolnym krokiem.
Zapragnęłam
go zatrzymać. Zawołać i poprosić, by został ze mną. Już na zawsze.
Lecz
stałam tak nieruchomo, patrząc ze smutkiem, jak odchodzi. Poczułam w tamtym
momencie zimne kłucie w sercu. Nie zrozumiawszy powodu tego uczucia, odwróciłam
się i weszłam po dwóch drewnianych schodkach na ganek.
Spojrzałam
jeszcze szybko za siebie. Nie zauważywszy już Amona, weszłam po cichu do domu.
-Dagon!
– zawołałam z przedpokoju, zdejmując buty.
Odpowiedziała
mi cisza.
-Dagon!
Usłyszałam
kroki w pokoju gościnnym, nade mną. Wyszedł i udał się korytarzem w stronę
schodów.
-Tak?
– zapytał, przechodząc do kuchni.
-Masz
mi może coś do wyjaśnienia?
Udałam
sięga nim.
Stanęłam
w drzwiach od kuchni, podpierając rękę na prawym biodrze i przenosząc ciężar
ciała na lewą nogę.
Jasnowłosy
chłopak wyjął jabłko z koszyka postawionego na stole, umył i wytarł w swoją
kremową koszulę, odsłaniając przy tym pępek i umięśniony brzuch.
-Co?
– zapytał, jak gdyby nigdy nic.
-Przestań
udawać, Dagon. O co ci chodzi z Amonem?
-
Nie będę przecież udawał, że go lubię.
-Wstydu
mi narobiłeś – skarciłam go.
-Wybacz,
ale raczej sobie, jak już. – Minął mnie, robiąc wolną ręką szopę z moich
włosów.
Warknęłam
na niego.
-Dlaczego
go nie lubisz? – zawołałam, udając się za nim.
-Nie
lubię tego typu lu… - zamyślił się – osób.
-Jakiego
typu?
-Nikuś,
nie męcz mnie i nie nadawaj już o nim. Mam go po prostu gdzieś. Chodź, lepiej
obejrzymy jakiś film. Ostatnio nie ma dnia, w którym byśmy się nie kłócili.
Przytaknęłam
smętnie.
Miał
rację. Zrobiło mi się przykro, że wciąż naskakiwałam tak na mojego przyjaciela.
Miał prawo przecież nie lubić, kogo mu się tylko podobało.
Usiedliśmy
więc przed telewizorem. Wzięłam pilot do ręki i bez wyrazu przerzucałam kanały
w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
-Było
– powiedział, odbierając mi pilot i przełączając wstecz.
Film
wydawał mi się skądś znajomy.
-Hej,
no nie przesadzasz? Romeo i Julia?
-Nie.
To jest bardzo ciekawe. I nie pozwalam ci przełączyć. – Wstał i położył pilot
na szafie, skąd nie udałoby mi się go dosięgnąć.
Parsknęłam
śmiechem. Zmuszona więc byłam, na oglądanie dobrze znanego mi dramatu
szekspirowskiego.
Śledziliśmy
zdarzenia w ciszy. W połowie filmu zachciało mi się spać, więc oparłam głowę o
ramię Dagona. Spojrzał na minie ciepło i zwrócił wzrok na ekran telewizora.
Gdy
główni bohaterowie popełnili samobójstwo, ku mojemu zdziwieniu Dagonowi
popłynęły z oczu łzy.
-Nie
wiedziałam, że jesteś taki wrażliwy. To jedna z tych twoich tajemnic?
-Nie,
po prostu nie było okazji bym ukazał wrażliwą część siebie – odparł, wycierając
łzy w koszulkę.
-Rozumiem,
że to co nosisz na sobie to szmatka, która służy ci jeszcze jako chusteczki
oraz ręcznik?
-Tak.
Jest wielofunkcyjna. – Zaśmiał się.
Pokiwałam
głową, z niedowierzeniem.
Resztę
dnia spędziliśmy w miłej atmosferze. Kiedyś codziennie było tak, radośnie,
przyjaźnie. Od niedawna coś się między nami zmieniło, z niewiadomych mi
przyczyn.
Czwartkowy
wieczór okazał się być ponury.
Usiadłam na biurku, opierając
głowę o szybę okna. Obserwowałam krople deszczu, które niczym łzy nieba ścigały
się po szklanej tafli.
Za oknem rozciągał się widok
na ciemny las. Korony drzew chwiały się groźnie na wietrze, jakby chcąc uciec
ze swego miejsca.
Skrzypienie otwieranych drzwi
pokoju zagłuszyło głośne dudnienie w rynnę oraz parapet, z zewnętrznej strony
okna.
-Co robisz?
Podskoczyłam, gdy usłyszałam
głos Dagona.
-Przestraszyłeś mnie… Nie
słyszałam jak wchodzisz.
-Przepraszam. Nudno jakoś,
więc…
-Dagi, zabierz mnie kiedyś do
swojego domu – przerwałam mu.
Stanął nieruchomo i wpatrywał
się we mnie paniczny wzrokiem.
-Wiesz, że to nie jest dla
mnie takie łatwe…
Westchnęłam i poklepałam
miejsce na biurku obok siebie, dając znak, by usiadł.
-Co robisz? – zapytał
ponownie, po wykonaniu mojego polecenia.
-Zebrało mi się na
przemyślenia.
-Jakie?
-Zauważyłam, że ten świat
jest dziwny. W ogóle wszystko jest dziwne. Nasze życie jest krótkie, więc
powinniśmy cieszyć się nim i korzystać z każdej okazji, choć czasem boimy się
zrobić coś, co przyniosłoby nam korzyści. Albo i nie. Lecz trzeba zawsze
próbować.
Jaka ja jestem głupia… Mówię
to, a robię przeciwnie. Ale mamy tak mało czasu… W ogóle czas jest dziwnym
zjawiskiem. Raz pędzi szybko, jak biegacz na zawodach, a innym razem leniwie
porusza się do przodu, niczym żółw – odparłam.
-Masz rację – powiedział po
chwili namysłu – przegapiamy tyle okazji, na powiedzenie lub zrobienie czegoś…
Więc muszę ci powiedzieć teraz, póki mogę i mam czas, że cieszę się, iż ciebie
mam. Zawsze już będziesz moją małą siostrzyczką, wiesz? – Spojrzał mi w oczy, w
których dostrzegłam ciepło.
Przytaknęłam.
-Nie wyobrażam sobie życia
bez mojego marudy. – Zaśmiałam się.
Osiemnastolatek wyszczerzył
zęby w uśmiechu i spojrzał za okno, po czym zaczął nucić jakąś melodię.
Rozpoznałam piosenkę Michaela
Smith`a – Friends i zaczęłam szeptem śpiewać słowa do melodii.
Dla
takich chwil warto żyć.
Tamtej nocy miałam koszmar.
Biegłam lasem, tym samym, co
wtedy, gdy gonił mnie psychicznie chory mężczyzna.
Lecz tym razem biegł za mną
ktoś inny.
Była to kobieta ze
śnieżnobiałymi skrzydłami i tego samego koloru, długiej szacie. Wydawało mi
się, że to anioł, lecz gdy przyjrzałam jej się uważniej, zawahałam się.
Znałam skądś te rude, gęste,
kręcone włosy i szare oczy, w których igrały radosne płomyki.
W oku zakręciła mi się łza.
Chciałam zatrzymać się, pobiec do niej, przytulić… Lecz jakaś tajemnicza siła
kazała mi dalej uciekać.
-Mamo! – zawołałam do niej,
roniąc gorące łzy.
-Nika, poczekaj, nie uciekaj
ode mnie! – krzyknęła.
Ku mojej rozpaczy kobieta
była coraz dalej, aż w końcu wyczerpana zatrzymała się.
Zza drzewa wyłonił się wtedy
nieznany mi mężczyzna. Złapał moją mamę za rękę i splótł z nią palce, po czym
rozłożył schowane za plecami, lśniące bielą skrzydła.
Nie widziałam jego twarzy, bo
obraz całkiem zamazał mi się od łez, lecz jednego byłam pewna. To nie był mój
ojciec.
-Chodźmy, Darleno –
powiedział, ciągnąc rudowłosą kobietę za sobą.
Mama pomachała mi,
uśmiechając się promiennie a ja w końcu się zatrzymałam. Patrzyłam, jak
odchodzą w przeciwnym kierunku i miałam ochotę zginąć. Nie widzieć już tego
wszystkiego. Zapomnieć. Odejść.
I zaczęłam się dusić. Nie
mogłam złapać powietrza. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłam, dławiąc
się.
Walczyłam jeszcze chwilę,
próbując oddychać, lecz poddałam się.
Nie czułam już niczego.
Pomyślałam z radością, że
umarłam, po czym obudziłam się, siadając gwałtownie i łapiąc z trudem
powietrze.
Poczułam, jakbym miała się
udusić, jednak po chwili zaczęłam miarowo, spokojnie oddychać.
Rozejrzałam się po ciemnym
pokoju, przyzwyczajając oczy do mroku.
Zdziwiło mnie to, że okno
było otwarte na oścież, a firany wywiewał wiatr na zewnątrz.
Pewnie Dagon otworzył –
pomyślałam, po czym opadłam na łóżko i zasnęłam, nie mając siły już go zamykać.
Ale super czekam na 8 rozdział.
OdpowiedzUsuńPiszesz takie super powieści. :)
Nic dodać, nic ująć, ja po prostu uwielbiam opowiadania, gdzie jest masa dialogów, bo przyjemniej się czyta!
OdpowiedzUsuńZapraszam na najnowszy post!
http://livpily.blogspot.com/
Genialne. Czekam na kolejne rozdziały :>
OdpowiedzUsuńhttp://borenium.blogspot.com/
Za dużo dialogów, a za mało opisów. Do tego ja bym zwęziła pole na tekst, żeby się lepiej czytało i wszystko ładniej wyglądało, bo takie rozciągnięte brzydko wygląda i źle się czyta :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, że błędnie zapisujesz dialogi to nie znalazłam innych błędów. Poprawnie zapisany dialog wygląda tak:
- Hej - uśmiechnęłam się do rodziny siedzącej przy stole.
- Witaj, kochanie - odwzajemnił mój uśmiech tata, a następnie wetknął nos w gazetę.
Mam nadzieję, że zauważyłaś jaki błąd popełniasz :)
Pozdrawiam Mila z the--end-of-love.blogspot.com/
Okej, poprawie błędy w dialogach, dzięki ;D Resztę przemyślę ;)
Usuńsuper dawaj jeszcze
Usuń