Nazajutrz
wstałam chwilę przed tym, gdy zadzwonił budzik, informując mnie, że jest za dziesięć
siódma. Miałam czterdzieści minut na wyszykowanie się do szkoły i około pół
godziny na dojście do niej.
Chciałam
przypomnieć sobie, o czym śniłam, lecz ostatnie resztki snu rozwiały się wraz z
przebudzeniem.
Wzięłam
szybki prysznic, ubrałam delikatną koszulkę, w kolorze lilii, o rękawkach
zakończonych rozcięciem i białe rurki, po czym zeszłam do kuchni.
Moja
babcia jeszcze spała, więc starałam się stawiać kroki najciszej jak się da i
nie hałasować przy robieniu śniadania.
Cały
czas w głowie miałam stary zeszyt mojej babci. Zastanawiałam się, co mogło tam
być.
Wiersze?
Historie?
Gdy
wchodziłam do liceum, myśl o tajemniczym zeszycie zniknęła. Zastąpiła ją
niecierpliwość. Chciałam, by była już druga lekcja. Polski. Ciekawa byłam, jaka
teraz relacja zaistnieje między mną a Amonem.
Zniecierpliwiona
udałam się pod salę 20, gdzie nie zastałam Amona. Chwilowo skazana byłam na
samotne siedzenie pod salą.
Gdy
czekałam, przyszła Kinez wraz ze swoimi koleżankami, Carmen i nieznaną mi
jeszcze ciemnowłosą dziewczyną. Przeszły koło mnie, ćwierkając pobudzone i
ustały przed drzwiami sali. Nie miałam jak na razie ciekawszego zajęcia, więc
zaczęłam przysłuchiwać się ich ploteczkom.
-Mała,
chyba żartujesz… Przecież nie widzisz, że Amon się tobą nie interesuje? – zapytała
Kinez ciemnowłosa dziewczyna.
-Pff.
Interesuje, tylko tego po prostu nie okazuje. Nie znasz się na facetach… Nie
mówiłam ci, że już zaprosił mnie na randkę? – pochwaliła się Kinez.
Poczułam
bolesne ukłucie w sercu i zapragnęłam, by nie była to prawda.
-Ja
tam nie wiem… Przecież ta… - ściszyła głos – Nika…
-Stul
pysk… Nawet nie chcę o niej słyszeć, rozumiesz, Pamela?! Łasi się do mojego
chłopaka… Kiedyś ją zamorduję – zakomunikowała Kinez.
Zapadła
cisza. Odwróciłam się w stronę trójki dziewczyn i odkryłam, że spoglądają na
mnie nienawistnym wzrokiem. Po chwili spojrzały na korytarz za mną, a ja z
ciekawością skierowałam wzrok w tamtą stronę.
Amon
szedł niepewnie w naszą stronę. Kinez pomachała mu, kusząco zagryzając wargę,
na co uśmiechnął się sceptycznie i usiadł obok mnie.
Nigdy
nie zapomnę miny Kinez Zone, gdy to zobaczyła. Zrobiła się wręcz sina na
twarzy, warknęła i trzymając się za końcówki rękawów swojego niebieskiego
swetra obróciła się na pięcie, po czym odeszła na drugi koniec korytarza szybkim
krokiem, a za nią podążyły zdezorientowane Carmen i Pamela.
Po
tym byłam pewna, że Amon nie umówił się z nią na żadną randkę.
Ciemnowłosy
chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie, nie zwracając uwagi na oburzoną
blondynkę z obstawą.
-Hej
– przywitał się.
-Cześć
– powiedziałam nieco mniej radośnie.
-Wszystko
okej? Nie musiał cię nikt ratować? – zapytał, udając złośliwość.
Wytknęłam
mu język i zaprzeczyłam.
-Rozmawiałeś
z Kinez o waszych relacjach?
-Tak.
Czemu pytasz?
-Mówiła,
jak to wam przeszkadzam, oraz, że zaprosiłeś ją na randkę. – Zaśmiałam się.
Amon
pokręcił głową rozbawiony.
-Ona
mnie rozbraja… Poczekaj chwilę. – Wstał chwiejnie i podążył w stronę odwróconej
do niego plecami jasnowłosej dziewczyny. Schował ręce w kieszeni swoich
ciemnych dżinsów i spuścił głowę, pozwalając kosmykom włosów opadać mu na oczy.
Dzięki temu wyglądał groźnie i odważnie.
Carmen
i Pamela odeszły od Kinez, na jej rozkaz. „Samica alfa” odwróciła się i
zachwiała, po czym padła w ramiona chłopaka. Ten złapał ją i delikatnie pomógł
wrócić na miejsce. Byłam pewna, że zrobiła to specjalnie.
Podziękowała
mu, uśmiechając się słodko, po czym zaczęli o czymś dyskutować.
Dziewczyna
przez chwilę miała szyderczy uśmieszek na ustach i przymrużone oczy. Widać
było, że nie mówiła niczego miłego dla chłopaka.
W
pewnym momencie Amon cofnął się o krok, przecząco kręcąc głową. Nie widziałam
jego twarzy, bo był odwrócony do mnie tyłem, lecz wiedziałam, że był
zdezorientowany. Powiedział coś jeszcze, odwrócił się na pięcie i ze spuszczoną
głową zaczął iść w moją stronę, zostawiając Kinez samą, ze zdziwieniem
wypisanym na twarzy.
Chciałam
zapytać go, co się stało, lecz minął mnie bez słowa, udając się w stronę
schodów łączących piętra liceum.
Kątem
oka rzuciłam raz jeszcze spojrzenie na Kinez, poprawiającą włosy i rozmawiającą
z koleżankami, po czym zabrzmiał dzwonek. Wstałam, zarzuciłam plecak na ramię i
weszłam do sali wraz z resztą klasy.
Amon
przyszedł chwilę po dzwonku. Usiadł na swoje miejsce, nie zaszczycając mnie
chociażby spojrzeniem, co bardzo mnie zasmuciło.
Następny
był język angielski. Całą godzinę lekcyjną praktycznie przeleżałam na ławce.
Amon ani razu się nie odezwał, czy na mnie spojrzał. Między nami ni stąd ni
zowąd pojawił się gruby, masywny mur, dzielący nas.
Każda
minuta ciągnęła się w nieskończoność. Nie miałam ochoty słuchać nauczyciela i
myślałam już tylko o powrocie do domu.
Ostatnimi
dwoma godzinami było wychowanie fizyczne. Z racji, iż zapomniałam stroju do
ćwiczeń, mogłam wrócić do domu, ale nie miałam na razie zamiaru.
Usiadłam
na trybunach w miejscu, gdzie nie było mnie widać.
Amon
stał, podpierając się o drabinki, przymocowane na całej długości ściany.
Rozmawiał z jasnowłosym, niższym od niego o głowę chłopakiem z czarną koszulką.
Obok
niego na drążku podciągał się chłopak, o którym opowiadała mi Rosie, Ve. Gdy
podciągnął się pięć razy, zszedł i ustąpił miejsca Amonowi. Ten chwycił drążek
oburącz i odepchnął się lekko od ziemi. Podciągnął się raz, bez żadnego
wysiłku. Drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy… Za siedemnastym razem
podciągnął się wolniej, ale nie było widać po nim żadnej oznaki zmęczenia.
Następnym razem podciągnął się do połowy i puścił drążek. Zauważyłam, że był
tak silny, jak Dagon.
Powiedział
coś chłopakowi z czarną koszulką i znów oparł się o drabinki. Rozejrzał się w
około i minął wzrokiem moją kryjówkę. Zmarszczył brwi i znów spojrzał w moją
stronę. Wpatrywał się tak przez jakiś.
Cholera no,
zauważył mnie…
Wstałam
wtedy zmieszana i szybkim krokiem zeszłam po schodach hali sportowej. Minęłam
ochronę i wyszłam z budynku.
Następnego
dnia w szkole czułam się samotna. Nie było ani Rosie, ani Amona.
Kinez
za każdym razem, gdy przechodziła obok mnie, zadzierała wysoko głowę, jakby z
wywyższeniem. Uśmiechałam się wtedy do niej cynicznie, by nie okazać mojej
trwogi.
Żałowałam,
że nie miałam w telefonie zapisanego numeru Amona. Mogłabym zadzwonić do niego
i zapytać, czemu nie przyszedł do szkoły i co wynikło z wczorajszej rozmowy z
Kinez. Myślałam nawet, by pójść znów do niego, lecz nie chciałam się narzucać.
Może miał mnie już dość.
Nieobecność
bliskich mi dwóch osób wpłynęła korzystnie na moje relacje z niektórymi
osobami. Zakolegowałam się z Lisą Chunrey oraz Arleną Toren. Lisa, chociaż była
uważana za klasowego kujona, okazała się całkiem fajną dziewczyną, z którą
można pogadać na wszelkie tematy. Z kolei Arlena była niską, rudowłosą
dziewczyną, która zarażała energią i swoim poczuciem humoru wszystkich wokół.
Resztę klasy poznałam, z czego nie jestem zbytnio zadowolona. Połowa osób z niewiadomych
przyczyn traktowała mnie oschle.
Po
powrocie do domu musiałam zostać jakiś czas sama, z racji, iż moja babcia udała
się w odwiedziny do swojej siostry. Podczas trzech dni jej nieobecności miałam
zamiar zaprosić do siebie Dagona na noc. W sumie sam mi to zaproponował.
Za
zgodą babci przeniósł w walizce swoje niezbędne rzeczy i rozpakował je w pokoju
gościnnym.
-Hej,
jak w szkole? – zapytał, usłyszawszy jak wchodzę do domu.
Siedział
na kremowej kanapie w salonie, przerzucając kanały w telewizji.
-A
ty nie masz za dobrze? – Uniosłam brwi.
Podeszłam
do telewizora i wyłączyłam go, na co chłopak zrobił smutną minę.
-Nie.
Przydałby się popcorn lub cokolwiek, co można pochrupać – powiedział z
uśmiechem.
-Ty
bezczelny jesteś wiesz?
-Wiem.
– Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Pokręciłam
z niedowierzaniem głową i udałam się na górę.
W
pokoju zrzuciłam plecak z ramion i usiadłam przy biurku, by odrobić lekcje.
Nie
zdążyłam nawet wyjąć zeszytów z plecaka, gdy do pokoju wszedł Dagon.
-Mała,
jak tam Amon?
Zadziwiło
mnie jego pytanie.
-Nijak.
Nie było go dzisiaj w szkole.
-Więc
nie powiedziałaś mu, że chcę go poznać? – Spojrzał na mnie kątem oka.
-I
tak bym nie powiedziała, bo o tym zapomniałam.
-Ach
tak… Szkoda. Naprawdę byłem ciekawy, jaki jest.
Nastała
chwila ciszy, w czasie, której Dagon podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim.
Wstałam
z krzesła i usiadłam obok blondyna.
-Mogę
ci o nim opowiedzieć – zaproponowałam po chwili namysłu.
Uśmiechnął
się zachęcająco i oparł się o dużą poduszkę.
-Więc…
Chcesz wygląd czy charakter?
-I
to i to.
-Hm…
Jest dobrze zbudowany, wysoki, z czarnymi prostymi włosami, prawie sięgającymi
ramion. Niektóre kosmyki włosów opadają mu niesfornie na jego oczy. Gdyby się przyjrzeć, tęczówki i
źrenice przybierają jeden odcień, jedną barwę... Chodzi przeważnie w koszulach. A co do
charakteru… Jest tajemniczy, wyrozumiały, pomocny, uparty, uroczy… - Zaczęłam
wspominać wszystkie chwile, które z nim spędziłam. Było ich niewiele, lecz
każda wyjątkowa.
-Nika,
czy ty się oby nie zakochałaś? – zapytał z dziwnym wyrazem na twarzy. Wydawało
się, że był przerażony.
-Nie
– zaprzeczyłam, wahając się przez chwilę.
Rozpogodził
się.
-Nie
chcę mieć konkurencji. – Zaśmiał się.
Zmarszczyłam
nos i walnęłam go lekko małą, białą poduszką.
-Hej,
czy to oznacza wojnę?
Zamiast
odpowiedzi, dostał ponownie w brzuch.
Wziął
drugą i wymierzył mi cios w ramię. Zaczęła się bitwa na poduszki.
Co
chwilę słuchać było śmiech i krzyk. Bawiliśmy się tak około pół godziny, po
czym padliśmy zmęczeni na łóżko.
Dagon
odwrócił się w moją stronę.
-Nika,
chciałbym porozmawiać o twoich rodzicach – oznajmił delikatnie, półszeptem.
Te
słowa były dla mnie jak cios wymierzony w twarz. Moje ciało przeszły dreszcze,
a do oczu napłynęły łzy.
Chłopak
zauważył to, jednak patrzył na mnie poważnie, nie wyrażając ni krzty skruchy.
Otarł
mi rękawem łzę, płynącą po policzku i uśmiechnął się ciepło.
-Nie
uważasz, że w końcu trzeba?
-Masz
rację… Tylko wiesz, że to dla mnie trudne…
-Wiem.
Westchnęłam,
biorąc się w garść.
-Więc,
o czym chcesz rozmawiać? – zapytałam, obawiając się odpowiedzi.
-Jak
pamiętasz rodziców?
Zastanowiłam
się.
-Pamiętam
ich uśmiechniętych, szczęśliwych. Bardzo się kochali. Byli lubiani, wśród
sąsiadów, ludzi z pracy. Moja mama miała przyjaciela, dużo mi o nim opowiadała,
chociaż nie widziałam go nigdy. Wiem, że nazywał się Asbiel. Mój tata nie miał
zaufanego przyjaciela. Chociaż, nie, miał… Moją mamę. Ale w ogóle, po co mam to
mówić, skoro znałeś i pamiętasz lepiej moich rodziców? – Zapytałam z wyrzutem.
-Chciałem
usłyszeć twoją wersję. Nika… Wiesz, kto ich zabił?
Obudziło
się we mnie wspomnienie. Widziałam wszystko, jakbym tam była. U babci. Gdy
niczego jeszcze nie wiedziałam.
Łzy
zaczęły kapać mi na spodnie.
Spojrzałam
na Dagona. Wpatrywał się we mnie niewzruszony, czekając na odpowiedź.
-Przecież
dobrze o tym wiesz! Po co przywołujesz tamte wspomnienia?! – krzyknęłam.
-Nie
wiesz, kto to był, prawda? – naciskał.
-Nie!
I nie chcę wiedzieć! Wyjdź! Idź stąd! – Wpadłam w furię.
Dagon
wstał i posłusznie wyszedł z pokoju.
Wtuliłam
głowę w poduszkę, tłumiąc odgłos płaczu.
Po
jakimś czasie zasnęłam, wyczerpana.
Gdy
wstałam, budzik wskazywał 5.30. Miałam jeszcze dużo czasu, ale wolałam na
spokojnie spakować się do szkoły i odrobić lekcje.
Gdy
skończyłam, udałam się po cichu do pokoju gościnnego. Uchyliłam lekko drzwi i
ujrzałam śpiącego Dagona. Uśmiechnęłam się i weszłam. Wyjęłam zeszyt z szafki
pod oknem i wyrwałam kartkę. Wzięłam do ręki długopis chłopaka i nabazgrałam
pośpiesznie „Przepraszam,
nie powinnam, ale spróbuj mnie zrozumieć”,
po czym zeszłam do kuchni, by zrobić sobie śniadanie.
Po
zjedzeniu wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w ciemną koszulę w kratkę,
dżinsy i trampki, po czym poszłam do salonu, by włączyć telewizor. Na wyjście
miałam jeszcze dwadzieścia minut, a do szkoły mi się raczej nie śpieszyło.
Piątkowy
dzień nie należał do najlepszych. Nadal nie było Amona i Rosie, a Kinez uwzięła
się na mnie. Przechodziła specjalnie koło mojej ławki, by zrzucić mi zeszyt,
czy zabrać i połamać długopis.
Nie
miałam zamiaru się na niej mścić, nie chciałam upaść tak nisko jak ona, więc
pozwoliłam, by uszło jej to na sucho.
Po
jakimś czasie, gdy zauważyła, że mnie to nie rusza, ku mojej uldze zaprzestała
złośliwych zaczepek.
Na
przerwie zadzwoniłam do Rosie.
-Hej,
jak się czujesz? – zapytałam.
-Już
jest okej, ale do końca tygodnia mam zwolnienie. Nie spieszno mi do szkoły. A
ty?
-Nienajlepiej.
Brakuje mi cię. Mogę dziś wpaść? – zapytałam z nadzieją na spotkanie z kumpelą.
-Wpaść
niezbyt, bo tego syfu w jeden dzień nie ogarnę. – Zaśmiała się. – Ale możemy
się spotkać na mieście.
-Park?
-Pizzeria?-
zapytała błagalnie.
Uśmiechnęłam
się.
-I
ty się dziwisz, że nie możesz schudnąć?
-Czepiasz
się.
Zadzwonił
dzwonek, oznajmujący koniec przerwy.
-Chyba
nie masz zbytnio wyboru i czasu się kłócić, z tego, co słyszę. Zwiewaj na
lekcje, nasza pizzeria o szesnastej, papa.
-Hej
– pożegnałam się.
Schowałam
telefon do kieszeni i udałam się na niemiecki.
W
domu przepakowałam książki na piątek do szkoły, zostawiłam kartkę Dagonowi,
którego nie zastałam, że idę do pizzerii i udałam się w stronę miasta.
Równo
o szesnastej spotkałam się z Rosie.
-Hej,
zamawiamy? Ale tu apetycznie pachnie… - Wciągnęła nosem zapach świeżego ciasta
na pizzę.
Pokiwałam
głową.
-Ja
tu się stęskniłam za moją Rosie, a ta tylko o jedzeniu.
-No
przecież nie widziałyśmy się jeden i pół dnia!
-To
co, dla mnie była to wieczność. – Zmarszczyłam nos z niesmakiem.
-Oj
tam, lepiej mów, jaką chcesz pizzę. Oczywiście wiem, że Hawai, ale wypada zapytać.
– Uśmiechnęła się promiennie.
-Hawai.
Rosie
podeszła do kelnera i zamiast podać zamówienie, zaczęła z nim flirtować.
Gdy
w końcu zamówiła naszą ulubioną pizzę, wróciła do stolika z radosnym piskiem.
-Wziął
mój numer!
-Ty
jesteś niemożliwa… Już nie podoba ci się Ve? Amon? – zapytałam ciekawa
odpowiedzi.
-Ach,
z wyglądu. Ten kelner miał w sobie coś przyciągającego… - oznajmiła, okręcając
wokół palca kosmyk swoich brązowych włosów.
-Jak
każdy, dla ciebie, Rosie.
Gdy
przyszła zamówiona pizza, dziewczyna pochłonęła swoją połowę z niesamowitą
szybkością, po czym podjadła moje dwa kawałki.
-Hej,
to nie sprawiedliwe… Ty miałaś swoje cztery, dla mnie były tylko dwa! –
Fuknęłam na nią.
-Jesteś
sportowcem, musisz jeść mniej – objaśniła. – A właśnie, kiedy idziesz biegać?
Zastanowiłam
się, wycierając usta chusteczką.
-W
sumie to nie wiem. Dawno nie biegałam, nie mam do tego na razie głowy. Ciągle
jest jakaś robota.
-To
chodź, pójdziemy do ciebie, spalimy te kalorie z pizzy. Jogging.
Zdumiałam
się. Rosie nie była zbytnio fanką sportu, ale przytaknęłam, po czym wyszłyśmy z
pizzerii.
Przebiegłyśmy
kawałek, rozmawiając, plotkując i śmiejąc się raz po raz.
Przed
lasem, dzielącym miasto i mój dom, Rosie zatrzymała się zmachana.
-Nika,
ja lecę, nie mam już siły – wysapała.
Uśmiechnęłam
się. Mnie ten przebiegnięty kawałek drogi ani trochę nie zmęczył.
Przytuliłam
ją na pożegnanie i ruszyłam ścieżką wijącą się przez las, do domu.
Szłam
tak, przyglądając się mijanym przeze mnie drzewom, gdy usłyszałam za sobą
czyjeś kroki. Sparaliżował mnie strach. Błagałam w myślach, by sytuacja z
napadem się nie powtórzyła.
Odwróciłam
się w stronę postaci, kroczącej w moją stronę…
Super! Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńJeden KLIK i już jesteś u mnie!