.

.

12 listopada 2013

Rozdział 5

Gdy się ocknęłam byłam zbyt przerażona i słaba, by otworzyć oczy. Zauważyłam jednak, że nie leżałam już na wilgotnej ściółce w lesie, lecz na miękkiej i wygodnej kanapie czy łóżku, przykryta ciepłym kocem.
Pomyślałam, że ten chory człowiek gdzieś mnie zaciągnął i będzie chciał mnie wykorzystać a potem sprzedać jako niewolnicę lub zabić i zamarłam.
Uspokoiłam się jednak, gdy poczułam czyjąś ciepłą dłoń na policzku a potem na włosach. Dłoń zapewne mężczyzny, bo większa niż kobieca, głaskała mnie delikatnie.
-Amon… - wyszeptałam.
Zauważyłam ze zdziwieniem, że mówienie sprawiało mi ból.
-Nie mów nic, odpoczywaj. Jesteś już bezpieczna – powiedział czule.
Pierwszy raz powiedział coś do mnie takim głosem. Pełnym troski. Spodobało mi się to.
Spróbowałam otworzyć oczy. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, ale po jakimś czasie dałam radę.
Było ciemno, ale rozpoznałam czerwone ściany i łóżko, na którym leżałam. Była to sypialnia Amona.
Chciałam wstać i podniosłam się gwałtownie, czego po chwili pożałowałam. Huknęło mi w głowie i poczułam, jakby ktoś próbował zmiażdżyć mi czaszkę. Krzyknęłam z bólu i opadłam z powrotem na łóżku.
-Nika! Leż! – Upomniał mnie Amon.
Siedział przy mnie i widziałam tylko zarys jego postaci.
-Amon… - wyszeptałam znów.
Tym razem przyszło mi to łatwiej i poczułam, jak powraca do mnie energia oraz siła.
-Tak? – zapytał i położył się obok mnie, podpierając głowę ręką, drugą zaś nadal głaskał mnie po głowie.
-Gdzie on jest?
-Policja go zabrała – odpowiedział szybko.
-Mówił, że jest istotą nadprzyrodzoną i Archaniołowie dali mu szansę jakąś, na coś… - powiedziałam, przypominając sobie.
-Umieszczą go pewnie w szpitalu psychiatrycznym. Nie myśl już o tym, spróbuj zapomnieć – powiedział poważnie.
Wtedy zrobiłam coś, czego nie planowałam. Pojawiło się we mnie pragnienie, które musiałam zaspokoić.
Usiadłam na łóżku, odwróciłam się w jego stronę i szybkim ruchem znalazłam się na nim. Oplotłam swoje nogi wokół jego i objęłam go za szyję, przytulając mocno. Czułam, jak drży. Wiedziałam, że był zdziwiony moim zachowaniem. Lecz ku mojemu zdziwieniu objął mnie i odwzajemnił uścisk.
-Już dobrze – szepnął mi do ucha, a ja poczułam, jak moje ciało przeszywają dreszcze.
Po pewnym czasie zaczęłam czuć się nieswojo w tej sytuacji i wyrwałam się z jego uścisku mrucząc „przepraszam”.
Moje oczy przyzwyczaiły się już do mroku i dostrzegłam jak chłopak się uśmiecha.
Zastanowiłam się.
-Czemu zemdlałam?
-Dostałaś w tył głowy gałęzią. Czujesz się już lepiej?
Zignorowałam jego pytanie.
-Czy dobrze słyszałam, ktoś lub coś z ł a m a ł o d r z e w o? – zapytałam z lekkim niedowierzaniem samej sobie.
-Musiałaś się przesłyszeć, nikt nie łamał drzew – odpowiedział śmiejąc się.
-Skąd się tam wziąłeś?
-Zobaczyłem cię z okna i przyszedłem. W samą porę.
-Tak, dziękuję…
-Po co chciałaś to przyjść? – zapytał z ciekawością.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie o koszulce, którą miałam mu oddać. Musiała wypaść mi z ręki, gdy rozmawiałam z tym mężczyzną…
-Kurcze, chyba zgubiłam twoją koszulkę… Miałam ci ją oddać, przepraszam… - Spuściłam głowę.
Amon podniósł się i usiadł tak jak ja, opierając się na podstawionych pod plecy poduszkach.
-Nie ma sprawy, mam takich na pęczki – odparł uśmiechając się ciepło.
-Wiesz… Musiałabym już iść… Babcia na mnie czeka już od czternastej…
-Jasne, jeśli już lepiej się czujesz.
-Dziękuję – powiedziałam znów – pomagasz mi dziś już drugi raz, ratujesz mi życie!
Uśmiechnął się, przenosząc wzrok na sufit.
-Nie ma za co, to mój obowiązek.
Zadziwiło mnie to, ale nie chciałam już prosić o wyjaśnienie.
Wstałam razem z Amonem i wyszliśmy z pokoju. Ze zdziwieniem odkryłam, że moje stopy są bose.
-Twoje trampki są na przedpokoju – zakomunikował, zauważając moją dezorientacje.
Faktycznie, moje czerwone trampki leżały równo ułożone przy ścianie obok czarnych, męskich adidasów. Ubrałam buty i miałam już się żegnać, lecz mój wybawca otworzył przede mną drzwi, wypuścił mnie i zamknął, także wychodząc.
-Wybierasz się gdzieś?
-Myślisz, że puściłbym cię teraz samą po tym wszystkim? – Przybrał poważny ton głosu.
-Jestem odpowiedzialna i umiem o siebie za…
-Jesteś głupiutka i lekkomyślna – przerwał mi.
Jego ton głosu był surowy.
Spuściłam głowę ze wstydem. Czułam się jak dziecko, którego złapano na podjadaniu cukierków i skarcono.
Szliśmy więc razem przez las.
-Myślisz, że mam powiedzieć babci o tym napadzie? – poradziłam się go.
-Nie – odpowiedział po chwili.
Zdziwiłam się.
-Jak to?
-Dla jej dobra… Byłaby przerażona. Skoro to twoja babcia, to jest pewnie w podeszłym wieku i wiele przerażających informacji by nie zniosła… Prawda?
To miało sens.
-Masz rację. Czyli według ciebie jestem głupia i lekkomyślna?
-Trochę. Chciałaś znów popełnić świadomie ten sam błąd. To nie było zbyt mądre.
Niechętnie przyznałam mu rację.
-Co myślisz o Rosie? – wypaliłam, żeby przerwać niezręczną ciszę.
-O Rosie? – zapytał zdziwiony.
-No tak, moją koleżankę.
W tamtej chwili pomyślałam, że fajnie byłoby, gdybyśmy zostali przyjaciółmi. Chociaż liczyłam na coś więcej.
-Jest w porządku. Dzielna dziewczyna – odparł bez wyrazu.
-A masz w ogóle kogoś?
-Nie!
Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że Amon tego nie zauważył.
-Ale Kinez pisała mi ostatnio rodziców liściku, na biologii, że jesteś jej chłopakiem i nie mam nawet oddychać tym samym powietrzem, co ty, bo mnie zamorduje.
Roześmiał się.
-Pogadam z nią o tym.
Nastała chwila ciszy.
-Twoich rodziców nie było nadal w domu?
-Co ci się zebrało na tyle pytań? – zapytał poirytowany.
-Wybacz, już milczę.
Pomyślałam wtedy o tym mężczyźnie. Byłam ciekawa, czy rzeczywiście zamkną go w szpitalu psychiatrycznym. Przypomniałam sobie, jak mówił o aniołach.
-Wierzysz w anioły?
Przystanął i popatrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem w oczach.
-Dlaczego pytasz?
-Bo ten człowiek mówił o nich… - odpowiedziałam zmieszana.
Chłopak mruknął coś w stylu „aha” i szliśmy dalej.
-Wierzę.
Zdziwiłam się. Większość osób, których znałam nie przyznawało się do tego, lub po prostu nie wierzyło. – A ty?
-Nie wiem… Wierzę w Boga, nie zastanawiałam się nad aniołami.
Westchnął.
-Twoja wiara jest bez sensu.
-Hej, ja nie obrażam twojego wierzenia! – Zdenerwowałam się.
-Ale ja nie obrażam niczego, tylko mówię – poinformował mnie niewzruszony.
-Amon… - szepnęłam, przypominając sobie szczegół, który wcześniej mi umknął.
-Tak? – zapytał, widząc moje przejęcie.
-Ten człowiek mówił o moich rodzicach… Że czemuś się sprzeciwili… Myślisz, że ich znał?
Nie wiedziałam w sumie, dlaczego wspominałam mu o moich rodzicach. Był to dla mnie temat tabu wśród znajomych. Czasami tylko rozmawiałam o tym z Dagonem czy z babcią.
Amon zamyślił się.
-Najprostszym rozwiązaniem jest uznanie, że ten psychicznie chory człowiek sam nie wiedział, co mówi. Nie sądzisz?
Przytaknęłam, by nie pogłębiać tego tematu. Było to bardzo prawdopodobne.


Amon odprowadził mnie prawie po sam dom. Chciał iść ze mną do końca, ale ostudziłam jego zapał, ze względu na babcię.
-To hej… Do jutra. Dziękuję za wszystko – wymamrotałam, obserwując swoje czubki butów.
-Do jutra. Myślę, że już dzisiaj nie będę musiał cię ratować – powiedział figlarnie.
Uśmiechnęłam się tylko i skierowałam w stronę domu. Odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć odchodzącego Amona, lecz już go tam nie było.
Ku mojemu zdziwieniu, na ganku siedział Dagon. Gdy tylko mnie ujrzał, wstał gwałtownie i błyskawicznie pokonał dzielącą nas drogę.
-Gdzie u diaska byłaś tyle czasu?! – krzyknął.
-Spuść z tonu… - fuknęłam.
-Szukałem cię wszędzie!
Złapał mnie za ramiona i potrząsnął. Pisnęłam z bólu, gdy swoimi mocnymi ramionami prawie zmiażdżył mi kości.
-Idioto! – krzyknęłam w furii.
Poluźnił uścisk i spojrzał na mnie, uspokajając się. W jego oczach zalśniły łzy, a już chwilę później tulił mnie delikatnie w ramionach.
-Przepraszam Nika, bałem się. Po prostu strasznie się o ciebie bałem.
Poczułam, jak jego łzy kapią mi na głowę i próbowałam się odsunąć. Nadaremno. Dopiero, gdy zauważył moje zmagania, puścił mnie.
-I z czego robisz taką aferę? Myślisz, że poszłam popełnić samobójstwo czy co? – zapytałam zażenowana.
-Nie, tylko… Tak długo cię nie było… Twoja babcia nic nie wiedziała, a na dodatek ten Amon… Pierwsza myśl, to to, że mógł ci coś zrobić…
-Dajcie wszyscy spokój z tym Amonem! Jest moim kolegą, ufam mu, nie wiem coście się tak do niego przyczepili! – Machnęłam ręką, a Dagon ledwie uniknął mojego niezamierzonego ciosu. Prychnęłam na niego i poszłam do domu.
Krzyknęłam, że jestem, informując moją babcię o opóźnionym powrocie i udałam się na piętro do swojego pokoju. Usłyszałam jeszcze, jak Dagon wchodzi do salonu i włącza telewizor. Był dla mnie jak brat, więc wszyscy go traktowali. Mógł robić u nas, co tylko chciał. Dziś wyjątkowo mnie to drażniło. Nie rozumiałam jego zachowania. Nie był przecież moją niańką.
Walnęłam plecak pod biurko i usiadłam na łóżku, odchylając śnieżnobiałą, czystą i pachnącą lawendą pościel, by jej nie pobrudzić. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Rosie. Nie chciałam zwlekać do wieczora, by przekazać jej, co mi się przytrafiło.
-Hej Rosie, możesz gadać? – zapytałam, ściszając ton głosu, by Dagon nie usłyszał tej historii.
-Jasne, mała, ale miałam zadzwonić wieczorem…
-Muszę ci coś szybko opowiedzieć.
Słyszałam, jak Rosie wstrzymuje oddech a potem wypuszcza powietrze ze świstem.
-No to dajesz.


Gdy już wszystko jej opowiedziałam, Rosie była tak samo zdziwiona i zdezorientowana jak ja, po czym obiecała, że wszystko obgadamy ponownie, gdy będzie w szkole.
Podskoczyłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju.
-Babcia? – zapytałam.
-Nie – odpowiedział Dagon zza drzwi.
-Właź – powiedziałam z niesmakiem.
Mój przyjaciel wszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka, a gdy skinęłam głową, usiał, odwrócony do mnie plecami.
-Więc byłaś u Amona… - zaczął szeptem, wpatrując się w podłogę.
-Podsłuchiwałeś? – zapytałam oburzona.
Przytaknął.
-Naprawdę mu ufasz?
-Tak. Przecież mnie uratował – odpowiedziałam chłodno.
Dagon westchnął i wyprostował się.
-Zapoznasz mnie z nim?
Spojrzałam na jego plecy zadziwiona.
-Mogę rozmawiać z tobą a nie z plecami?
-Wybacz. – Odwrócił się, kładąc tak jak ja.
-Mogę cię z nim zapoznać. Ale po co? Przecież jest tym złym – zapytałam, z naciskiem na słowo „złym”.
-Chcę ocenić, z kim zadaje się moja siostrzyczka. I podziękować mu. Słuszne były moje obawy, nie uważasz…? – Ułożył usta w nieudany uśmiech.
-Jasne – powiedziałam z pewnym podejrzeniem. – Juto dam ci znać, co i jak. Ale teraz wybacz, ale chcę się spakować i zrobić lekcje na jutro.
-Oczywiście. – Wstał i poszedł w stronę drzwi, zatrzymując się w połowie drogi – A co do tego przed domem… Przepraszam za swoje zachowanie.
I wyszedł, zostawiając mnie samą z głuchą ciszą. Usłyszałam, jak żegna się i wychodzi z domu.
Zeszłam na dół i udałam się w stronę pokoju babci. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam, jak pisze coś w starym zeszycie z pożółkłymi kartkami. Siedziała przy biurku, odwrócona do mnie plecami. Jej śnieżnobiałe włosy opadały bezwładnie na plecy, a krótsze kosmyki niesfornych włosów wpadały jej do oczu.
Byłam ciekawa, co tam pisze, ale stojąc tak dłuższą chwilę poczułam okropne uczucie, jakbym była zakradającym się bandytą.
Zapukałam dwa razy i weszłam do pokoju.
Był mały, w sam raz dla babci, która miała niewiele rzeczy. Oświetlało go światło słoneczne, wpadające do środka przez małe okienko. Ściany pomalowane były w kolorze jasnoniebieskim, przy których stały zupełnie niepasujące, białe meble.
Babcia przestała pisać i zamknęła zeszyt, po czym odwróciła się w moją stronę z uśmiechem.
-Jesteś głodna?
Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, bo pewnie starała się całe południe zrobić jakiś dobry obiad, podczas gdy wróciłam dopiero na podwieczorek.
-Nie, dziękuję… Chciałam przeprosić za spóźnienie. Coś mi wypadło.
Staruszka puściła mi porozumiewawczo oko, na co odpowiedziałam uśmiechem i poszłam z powrotem do siebie.


Tej nocy miałam dziwny sen.
Byłam w sypialni Amona, leżąc w samej bieliźnie, w kremowym łożu. Przyglądając się jego odkrytemu torsowi, zapytałam:
-Dlaczego śpisz teraz, a nie wieczorem?
Nie otwierając oczu objął mnie ręką i przyciągnął bliżej siebie.
-Bo jestem zmęczony. Nie tak jak wieczorem, gdy każdy idzie spać. Ja jestem zmęczony wszystkim, całym życiem, więc śpię teraz – odpowiedział półszeptem, ze smutkiem w głosie.
Nie zrozumiawszy jego słów uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, po czym pozwoliłam, by sen ten dobiegł końca a jego miejsce zajął następny.

2 komentarze:

  1. http://kajaxx.blogspot.com/ świetny blog ; >

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm a ja mam juz podejrzenie ... Tamten "psychopata" naprawde byl aniolem a Amon mu cos zrobil bo jest diablem i ci dwaj tak jakby sie o nia klova bo ona ma cos wspolnego z aniolami jest jakas archanielica cxy cos a Dagon to jej aniol stroz dlatego on i ta babcia tak zareagowlai na Amona wiedza ze jest diablem ... Dobrze podejrzewam ? ;)
    Pozdrawiam ( opowiadanie swietne )

    OdpowiedzUsuń