Gdy
się ocknęłam byłam zbyt przerażona i słaba, by otworzyć oczy. Zauważyłam
jednak, że nie leżałam już na wilgotnej ściółce w lesie, lecz na miękkiej i
wygodnej kanapie czy łóżku, przykryta ciepłym kocem.
Pomyślałam,
że ten chory człowiek gdzieś mnie zaciągnął i będzie chciał mnie wykorzystać a
potem sprzedać jako niewolnicę lub zabić i zamarłam.
Uspokoiłam
się jednak, gdy poczułam czyjąś ciepłą dłoń na policzku a potem na włosach.
Dłoń zapewne mężczyzny, bo większa niż kobieca, głaskała mnie delikatnie.
-Amon…
- wyszeptałam.
Zauważyłam
ze zdziwieniem, że mówienie sprawiało mi ból.
-Nie
mów nic, odpoczywaj. Jesteś już bezpieczna – powiedział czule.
Pierwszy
raz powiedział coś do mnie takim głosem. Pełnym troski. Spodobało mi się to.
Spróbowałam
otworzyć oczy. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, ale po jakimś czasie dałam
radę.
Było
ciemno, ale rozpoznałam czerwone ściany i łóżko, na którym leżałam. Była to
sypialnia Amona.
Chciałam
wstać i podniosłam się gwałtownie, czego po chwili pożałowałam. Huknęło mi w głowie
i poczułam, jakby ktoś próbował zmiażdżyć mi czaszkę. Krzyknęłam z bólu i
opadłam z powrotem na łóżku.
-Nika!
Leż! – Upomniał mnie Amon.
Siedział
przy mnie i widziałam tylko zarys jego postaci.
-Amon…
- wyszeptałam znów.
Tym
razem przyszło mi to łatwiej i poczułam, jak powraca do mnie energia oraz siła.
-Tak?
– zapytał i położył się obok mnie, podpierając głowę ręką, drugą zaś nadal
głaskał mnie po głowie.
-Gdzie
on jest?
-Policja
go zabrała – odpowiedział szybko.
-Mówił,
że jest istotą nadprzyrodzoną i Archaniołowie dali mu szansę jakąś, na coś… -
powiedziałam, przypominając sobie.
-Umieszczą
go pewnie w szpitalu psychiatrycznym. Nie myśl już o tym, spróbuj zapomnieć –
powiedział poważnie.
Wtedy
zrobiłam coś, czego nie planowałam. Pojawiło się we mnie pragnienie, które
musiałam zaspokoić.
Usiadłam
na łóżku, odwróciłam się w jego stronę i szybkim ruchem znalazłam się na nim.
Oplotłam swoje nogi wokół jego i objęłam go za szyję, przytulając mocno.
Czułam, jak drży. Wiedziałam, że był zdziwiony moim zachowaniem. Lecz ku mojemu
zdziwieniu objął mnie i odwzajemnił uścisk.
-Już
dobrze – szepnął mi do ucha, a ja poczułam, jak moje ciało przeszywają
dreszcze.
Po
pewnym czasie zaczęłam czuć się nieswojo w tej sytuacji i wyrwałam się z jego
uścisku mrucząc „przepraszam”.
Moje
oczy przyzwyczaiły się już do mroku i dostrzegłam jak chłopak się uśmiecha.
Zastanowiłam
się.
-Czemu
zemdlałam?
-Dostałaś
w tył głowy gałęzią. Czujesz się już lepiej?
Zignorowałam
jego pytanie.
-Czy
dobrze słyszałam, ktoś lub coś z ł a m a ł o d r z e w o? – zapytałam z lekkim
niedowierzaniem samej sobie.
-Musiałaś
się przesłyszeć, nikt nie łamał drzew – odpowiedział śmiejąc się.
-Skąd
się tam wziąłeś?
-Zobaczyłem
cię z okna i przyszedłem. W samą porę.
-Tak,
dziękuję…
-Po
co chciałaś to przyjść? – zapytał z ciekawością.
Dopiero
wtedy przypomniałam sobie o koszulce, którą miałam mu oddać. Musiała wypaść mi
z ręki, gdy rozmawiałam z tym mężczyzną…
-Kurcze,
chyba zgubiłam twoją koszulkę… Miałam ci ją oddać, przepraszam… - Spuściłam
głowę.
Amon
podniósł się i usiadł tak jak ja, opierając się na podstawionych pod plecy
poduszkach.
-Nie
ma sprawy, mam takich na pęczki – odparł uśmiechając się ciepło.
-Wiesz…
Musiałabym już iść… Babcia na mnie czeka już od czternastej…
-Jasne,
jeśli już lepiej się czujesz.
-Dziękuję
– powiedziałam znów – pomagasz mi dziś już drugi raz, ratujesz mi życie!
Uśmiechnął
się, przenosząc wzrok na sufit.
-Nie
ma za co, to mój obowiązek.
Zadziwiło
mnie to, ale nie chciałam już prosić o wyjaśnienie.
Wstałam
razem z Amonem i wyszliśmy z pokoju. Ze zdziwieniem odkryłam, że moje stopy są
bose.
-Twoje
trampki są na przedpokoju – zakomunikował, zauważając moją dezorientacje.
Faktycznie,
moje czerwone trampki leżały równo ułożone przy ścianie obok czarnych, męskich
adidasów. Ubrałam buty i miałam już się żegnać, lecz mój wybawca otworzył
przede mną drzwi, wypuścił mnie i zamknął, także wychodząc.
-Wybierasz
się gdzieś?
-Myślisz,
że puściłbym cię teraz samą po tym wszystkim? – Przybrał poważny ton głosu.
-Jestem
odpowiedzialna i umiem o siebie za…
-Jesteś
głupiutka i lekkomyślna – przerwał mi.
Jego
ton głosu był surowy.
Spuściłam
głowę ze wstydem. Czułam się jak dziecko, którego złapano na podjadaniu
cukierków i skarcono.
Szliśmy
więc razem przez las.
-Myślisz,
że mam powiedzieć babci o tym napadzie? – poradziłam się go.
-Nie
– odpowiedział po chwili.
Zdziwiłam
się.
-Jak
to?
-Dla
jej dobra… Byłaby przerażona. Skoro to twoja babcia, to jest pewnie w podeszłym
wieku i wiele przerażających informacji by nie zniosła… Prawda?
To
miało sens.
-Masz
rację. Czyli według ciebie jestem głupia i lekkomyślna?
-Trochę.
Chciałaś znów popełnić świadomie ten sam błąd. To nie było zbyt mądre.
Niechętnie
przyznałam mu rację.
-Co
myślisz o Rosie? – wypaliłam, żeby przerwać niezręczną ciszę.
-O
Rosie? – zapytał zdziwiony.
-No
tak, moją koleżankę.
W
tamtej chwili pomyślałam, że fajnie byłoby, gdybyśmy zostali przyjaciółmi.
Chociaż liczyłam na coś więcej.
-Jest
w porządku. Dzielna dziewczyna – odparł bez wyrazu.
-A
masz w ogóle kogoś?
-Nie!
Uśmiechnęłam
się, mając nadzieję, że Amon tego nie zauważył.
-Ale
Kinez pisała mi ostatnio rodziców liściku, na biologii, że jesteś jej
chłopakiem i nie mam nawet oddychać tym samym powietrzem, co ty, bo mnie
zamorduje.
Roześmiał
się.
-Pogadam
z nią o tym.
Nastała
chwila ciszy.
-Twoich
rodziców nie było nadal w domu?
-Co
ci się zebrało na tyle pytań? – zapytał poirytowany.
-Wybacz,
już milczę.
Pomyślałam
wtedy o tym mężczyźnie. Byłam ciekawa, czy rzeczywiście zamkną go w szpitalu
psychiatrycznym. Przypomniałam sobie, jak mówił o aniołach.
-Wierzysz
w anioły?
Przystanął
i popatrzył na mnie z ogromnym zdziwieniem w oczach.
-Dlaczego
pytasz?
-Bo
ten człowiek mówił o nich… - odpowiedziałam zmieszana.
Chłopak
mruknął coś w stylu „aha” i szliśmy dalej.
-Wierzę.
Zdziwiłam
się. Większość osób, których znałam nie przyznawało się do tego, lub po prostu
nie wierzyło. – A ty?
-Nie
wiem… Wierzę w Boga, nie zastanawiałam się nad aniołami.
Westchnął.
-Twoja
wiara jest bez sensu.
-Hej,
ja nie obrażam twojego wierzenia! – Zdenerwowałam się.
-Ale
ja nie obrażam niczego, tylko mówię – poinformował mnie niewzruszony.
-Amon…
- szepnęłam, przypominając sobie szczegół, który wcześniej mi umknął.
-Tak?
– zapytał, widząc moje przejęcie.
-Ten
człowiek mówił o moich rodzicach… Że czemuś się sprzeciwili… Myślisz, że ich
znał?
Nie
wiedziałam w sumie, dlaczego wspominałam mu o moich rodzicach. Był to dla mnie
temat tabu wśród znajomych. Czasami tylko rozmawiałam o tym z Dagonem czy z
babcią.
Amon
zamyślił się.
-Najprostszym
rozwiązaniem jest uznanie, że ten psychicznie chory człowiek sam nie wiedział,
co mówi. Nie sądzisz?
Przytaknęłam,
by nie pogłębiać tego tematu. Było to bardzo prawdopodobne.
Amon
odprowadził mnie prawie po sam dom. Chciał iść ze mną do końca, ale ostudziłam
jego zapał, ze względu na babcię.
-To
hej… Do jutra. Dziękuję za wszystko – wymamrotałam, obserwując swoje czubki
butów.
-Do
jutra. Myślę, że już dzisiaj nie będę musiał cię ratować – powiedział
figlarnie.
Uśmiechnęłam
się tylko i skierowałam w stronę domu. Odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć
odchodzącego Amona, lecz już go tam nie było.
Ku
mojemu zdziwieniu, na ganku siedział Dagon. Gdy tylko mnie ujrzał, wstał
gwałtownie i błyskawicznie pokonał dzielącą nas drogę.
-Gdzie
u diaska byłaś tyle czasu?! – krzyknął.
-Spuść
z tonu… - fuknęłam.
-Szukałem
cię wszędzie!
Złapał
mnie za ramiona i potrząsnął. Pisnęłam z bólu, gdy swoimi mocnymi ramionami
prawie zmiażdżył mi kości.
-Idioto!
– krzyknęłam w furii.
Poluźnił
uścisk i spojrzał na mnie, uspokajając się. W jego oczach zalśniły łzy, a już
chwilę później tulił mnie delikatnie w ramionach.
-Przepraszam
Nika, bałem się. Po prostu strasznie się o ciebie bałem.
Poczułam,
jak jego łzy kapią mi na głowę i próbowałam się odsunąć. Nadaremno. Dopiero,
gdy zauważył moje zmagania, puścił mnie.
-I
z czego robisz taką aferę? Myślisz, że poszłam popełnić samobójstwo czy co? –
zapytałam zażenowana.
-Nie,
tylko… Tak długo cię nie było… Twoja babcia nic nie wiedziała, a na dodatek ten
Amon… Pierwsza myśl, to to, że mógł ci coś zrobić…
-Dajcie
wszyscy spokój z tym Amonem! Jest moim kolegą, ufam mu, nie wiem coście się tak
do niego przyczepili! – Machnęłam ręką, a Dagon ledwie uniknął mojego
niezamierzonego ciosu. Prychnęłam na niego i poszłam do domu.
Krzyknęłam,
że jestem, informując moją babcię o opóźnionym powrocie i udałam się na piętro
do swojego pokoju. Usłyszałam jeszcze, jak Dagon wchodzi do salonu i włącza
telewizor. Był dla mnie jak brat, więc wszyscy go traktowali. Mógł robić u nas,
co tylko chciał. Dziś wyjątkowo mnie to drażniło. Nie rozumiałam jego
zachowania. Nie był przecież moją niańką.
Walnęłam
plecak pod biurko i usiadłam na łóżku, odchylając śnieżnobiałą, czystą i
pachnącą lawendą pościel, by jej nie pobrudzić. Wyciągnęłam telefon i wybrałam
numer Rosie. Nie chciałam zwlekać do wieczora, by przekazać jej, co mi się
przytrafiło.
-Hej
Rosie, możesz gadać? – zapytałam, ściszając ton głosu, by Dagon nie usłyszał
tej historii.
-Jasne,
mała, ale miałam zadzwonić wieczorem…
-Muszę
ci coś szybko opowiedzieć.
Słyszałam,
jak Rosie wstrzymuje oddech a potem wypuszcza powietrze ze świstem.
-No
to dajesz.
Gdy
już wszystko jej opowiedziałam, Rosie była tak samo zdziwiona i zdezorientowana
jak ja, po czym obiecała, że wszystko obgadamy ponownie, gdy będzie w szkole.
Podskoczyłam,
gdy usłyszałam pukanie do drzwi od mojego pokoju.
-Babcia?
– zapytałam.
-Nie
– odpowiedział Dagon zza drzwi.
-Właź
– powiedziałam z niesmakiem.
Mój
przyjaciel wszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka, a gdy
skinęłam głową, usiał, odwrócony do mnie plecami.
-Więc
byłaś u Amona… - zaczął szeptem, wpatrując się w podłogę.
-Podsłuchiwałeś?
– zapytałam oburzona.
Przytaknął.
-Naprawdę
mu ufasz?
-Tak.
Przecież mnie uratował – odpowiedziałam chłodno.
Dagon
westchnął i wyprostował się.
-Zapoznasz
mnie z nim?
Spojrzałam
na jego plecy zadziwiona.
-Mogę
rozmawiać z tobą a nie z plecami?
-Wybacz.
– Odwrócił się, kładąc tak jak ja.
-Mogę
cię z nim zapoznać. Ale po co? Przecież jest tym złym – zapytałam, z naciskiem
na słowo „złym”.
-Chcę
ocenić, z kim zadaje się moja siostrzyczka. I podziękować mu. Słuszne były moje
obawy, nie uważasz…? – Ułożył usta w nieudany uśmiech.
-Jasne
– powiedziałam z pewnym podejrzeniem. – Juto dam ci znać, co i jak. Ale teraz
wybacz, ale chcę się spakować i zrobić lekcje na jutro.
-Oczywiście.
– Wstał i poszedł w stronę drzwi, zatrzymując się w połowie drogi – A co do
tego przed domem… Przepraszam za swoje zachowanie.
I
wyszedł, zostawiając mnie samą z głuchą ciszą. Usłyszałam, jak żegna się i
wychodzi z domu.
Zeszłam
na dół i udałam się w stronę pokoju babci. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam,
jak pisze coś w starym zeszycie z pożółkłymi kartkami. Siedziała przy biurku,
odwrócona do mnie plecami. Jej śnieżnobiałe włosy opadały bezwładnie na plecy,
a krótsze kosmyki niesfornych włosów wpadały jej do oczu.
Byłam
ciekawa, co tam pisze, ale stojąc tak dłuższą chwilę poczułam okropne uczucie,
jakbym była zakradającym się bandytą.
Zapukałam
dwa razy i weszłam do pokoju.
Był
mały, w sam raz dla babci, która miała niewiele rzeczy. Oświetlało go światło
słoneczne, wpadające do środka przez małe okienko. Ściany pomalowane były w
kolorze jasnoniebieskim, przy których stały zupełnie niepasujące, białe meble.
Babcia
przestała pisać i zamknęła zeszyt, po czym odwróciła się w moją stronę z
uśmiechem.
-Jesteś
głodna?
Ogarnęły
mnie wyrzuty sumienia, bo pewnie starała się całe południe zrobić jakiś dobry
obiad, podczas gdy wróciłam dopiero na podwieczorek.
-Nie,
dziękuję… Chciałam przeprosić za spóźnienie. Coś mi wypadło.
Staruszka
puściła mi porozumiewawczo oko, na co odpowiedziałam uśmiechem i poszłam z
powrotem do siebie.
Tej
nocy miałam dziwny sen.
Byłam
w sypialni Amona, leżąc w samej bieliźnie, w kremowym łożu. Przyglądając się
jego odkrytemu torsowi, zapytałam:
-Dlaczego
śpisz teraz, a nie wieczorem?
Nie
otwierając oczu objął mnie ręką i przyciągnął bliżej siebie.
-Bo
jestem zmęczony. Nie tak jak wieczorem, gdy każdy idzie spać. Ja jestem
zmęczony wszystkim, całym życiem, więc śpię teraz – odpowiedział półszeptem, ze
smutkiem w głosie.
Nie
zrozumiawszy jego słów uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, po czym pozwoliłam,
by sen ten dobiegł końca a jego miejsce zajął następny.
http://kajaxx.blogspot.com/ świetny blog ; >
OdpowiedzUsuńHm a ja mam juz podejrzenie ... Tamten "psychopata" naprawde byl aniolem a Amon mu cos zrobil bo jest diablem i ci dwaj tak jakby sie o nia klova bo ona ma cos wspolnego z aniolami jest jakas archanielica cxy cos a Dagon to jej aniol stroz dlatego on i ta babcia tak zareagowlai na Amona wiedza ze jest diablem ... Dobrze podejrzewam ? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ( opowiadanie swietne )