.

.

10 listopada 2013

Rozdział 4

Odprowadziłam Rosie do domu. Poprosiła, żebym poczekała chwilę i poszła do pokoju. Wróciła ubrana w swoje ciuchy, z koszulką Amona w ręku.
-Oddaj mu ją, proszę.
-Nie możesz w szkole?
-Będę miała zwolnienie, noga szybko nie przestanie mnie boleć… - powiedziała udając smutek.
-Jasne.
-Dzięki, i powiedz Amonowi, że jestem mu bardzo wdzięczna za pomoc.
-Ok, przekażę – przytaknęłam monotonnie.
-Omówimy wszystko wieczorem, zadzwonię. Wybacz, że przeze mnie nie wszystko wyszło jak miało… Ale za to spędziłaś z nim godzinę s a m n a s a m, czego ci zazdroszczę – Puściła mi oko.
-Taa…
-Ale to też mi opowiesz potem, prawda? – zapiszczała.
-Jasne - Uśmiechnęłam się smętnie.
Wzięłam od niej koszulkę, pożegnałam się, życzyłam szybkiego powrotu do zdrowia i udałam się z powrotem, nie powiem, z chęcią, do domu Amona.
Szłam drogą, którą miej więcej zapamiętałam. W mieście mijałam setki biegnących gdzieś ludzi i wydawało się, że tylko ja nigdzie się nie spieszyłam.
Układałam sobie w myślach plan dzisiejszej resztki dnia. Musiałam szybko wrócić, by babcia się nie przestraszyła. Miała takie słabe serce… Poza tym musiałam zrobić zadanie domowe z
Gdy wchodziłam do lasu bukowego, w którym stał dom Amona, poczułam czyjś wzrok na plecach. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na drogę wiodącą przez pole do lasu, lecz nikogo nie ujrzałam. Policzyłam w myślach do dziesięciu, wmawiając sobie, że jestem przewrażliwiona i poszłam dalej niepewnym krokiem.
Po chwili usłyszałam za sobą szmer deptanych liści i zamarłam. Pomimo paraliżującego strachu znów się odwróciłam.
Tym razem ktoś za mną stał.
Był to chudy, starszy mężczyzna średniego wzrostu, o brązowych włosach, sięgających za ucho. Jego oczy patrzące na mnie nienawistnie były koloru czarnego, tak, że tęczówki stapiały się ze źrenicami w jedność. Ubrany był w skórzaną, letnią kurtkę koloru czarnego i szare spodnie. Stał pewnie, wpatrując się we mnie.
Nie miałam odwagi chociażby drgnąć. Przeraził mnie.
-Nika? – zapytał charczącym głosem, przechylając głowę delikatnie w prawo.
Milczałam.
Wzdrygnął się i zrobił krok w moją stronę. Zmrużył powieki i powtórzył pytanie.
-Nika?
Cichy głosik w mojej głowie wołał Idiotko, na co czekasz? WIEJ!, ale przerażenie wygrało. Nadal stałam nieruchomo, wpatrując się w nieznanego mi człowieka.
Mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat poruszył się niespokojnie i zaczął powoli iść w moją stronę.
Wtedy oprzytomniałam i zaczęłam się cofać.
-Czego pan ode mnie chce? – Zapytałam półszeptem.
-Mam do załatwienia z tobą pewną sprawę… Nie pamiętasz mnie?
Nie ukrywał zdziwienia.
Pokręciłam przecząco głową, na o westchnął.
-Archaniołowie dali mi drugą szansę, po warunkiem, że wypełnię swą misję do końca… Pierw mianują mnie na Panowanie, ale potem wszystko wróci do normy i znów będę w wyższej hierarchii – powiedział, jakby była to normalna rzecz.
-Archaniołowie…? – zapytałam z niedowierzaniem.
-No tak… Twoi rodzice musieli zginąć, sprzeciwili się…
Zamarłam.
Archaniołowie dali mu szansę…?Moi rodzice się sprzeciwili? Psychol!
Nie czekając ani chwil dłużej rzuciłam się do ucieczki.
-Nika! Wiesz, że i tak cię złapię, nie możesz być szybsza od istoty obdarzonej nadprzyrodzonymi mocami! – zawołał za mną, a jego słowa obiły się echem przez cały las.
Przyśpieszyłam. Serce biło mi niesamowicie szybko i czułam, jakby miało zaraz złamać mi żebro. Biegłam w przeciwnym kierunku od domu Amona i chciałam zawrócić, by prosić go o pomoc, ale dałabym wtedy szansę temu psychopacie na dogonienie mnie. Biegłam więc dalej, przed siebie.
Wpadałam raz po raz nieostrożna na jakieś drzewo czy potykałam się o konar.
Po chwili nie słyszałam już żadnych kroków czy dźwięków za sobą, więc przystanęłam i oparłam się o drzewo. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać tego chorego człowieka.
A co jak ma nóż? A jeśli teraz zakrada się do mnie?
Zaczęłam trząść się ze strachu.
Wpadłam wtedy na genialny pomysł. Miałam przecież komórkę.
Wyjęłam ją z kieszeni i w myślach wymieniałam osoby, do których mogłabym zadzwonić. Już chciałam wykręcić numer policji, gdy telefon zakomunikował, że bariera jest całkowicie rozładowana i wyłączył się.
Nie!! Błagam, nie!!
Pozostało mi jedynie wrócić do miejsca, gdzie zobaczyłam mężczyznę i pójść do domu Amona. Odetchnęłam głęboko, policzyłam do dziesięciu uspokajając się i ruszyłam.
Pobiegłam najszybciej jak mogłam, raz po raz zatrzymując się na odpoczynek i rozglądając, czy może nie jestem sama.
Gdy ujrzałam dom Amona uśmiechnęłam się i przeszłam do marszu, czując się bezpieczniej.
Po chwili usłyszałam szmer liści i chciałam się odwrócić, by zobaczyć, co spowodowało ten dźwięk, ale zaszumiało mi w głowie i pociemniało przed oczami. Straciłam panowanie nad ciałem i bezwładnie opadłam na miękką ściółkę. Oprócz psychopaty był tam ktoś jeszcze. Słyszałam znajomy mi męski głos i chciałam krzyknąć, by mi pomógł, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Usłyszałam jeszcze jakiś huk, odgłos łamanego drzewa i krzyk mężczyzny, który chciał mnie złapać. Do głowy wpadło mi wspomnienie, gdy mężczyzna mówił, że moi rodzice się sprzeciwili. Poczułam piekące łzy na policzkach i prawdopodobnie straciłam przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz