.

.

10 listopada 2013

Rozdział 3

-Hej Nika! Całą noc o tym myślałam! – zaćwierkała Rosie, widząc mnie idącą korytarzem w stronę sali od biologii.
-Ciszej Rosie… - upomniałam ją, kładąc plecak obok niej.
-Nie ma go jeszcze, spokojnie. Obgadamy wszystko na bioli – powiedziała wstając z podłogi.
Pocałowała mnie w policzek na przywitanie i uśmiechnęła się promiennie.
Zabrzmiał dzwonek.
Wzięłyśmy plecaki, weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy miejsce z tyłu. Wyjmując książki rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu Amona. Siedział przy oknie, przy ławce w miejscu, którym zajmowaliśmy na polskim. Ściągnęłam plecak z blatu i powiesiłam na haczyku pod ławką.
Chwilę później do klasy weszła Kinez wraz z naszą młodą nauczycielką od biologii.
Kobieta miała okulary kujonki, włosy spięte w kok i szarą marynarkę z białą bluzką i spódniczką do kompletu. Sprawiała wrażenie poważnej i surowej, lecz można było spokojnie z nią porozmawiać na wszystkie tematy i pośmiać się.
Kinez usiadła w ławce po naszej prawej stronie, obok swojej kopii, Susan. Ubierała i zachowywała się identycznie jak jej autorytet godny pożałowania-Kinez.
-Dzień dobry klaso.
-Dzień dobry pani Wanesso – odpowiedziała klasa chórem.
Nauczycielka usiadła za biurkiem, wyjęła plik kartek A4 i ułożyła je równo w rogu blatu.
-Dzisiaj omówimy wodę i jej funkcję w organizmie – oznajmiła – chciałby ktoś może podzielić się z nami swoją nabytą z różnych źródeł wiedzą na ten temat?
Odpowiedziała jej cisza.
-No dobrze, więc proszę o ciszę i skupienie.
Zaczęła wykład, a moje myśli znów powędrowały w zupełnie innym kierunku. Do ciemnowłosego chłopaka z czarną koszulą, siedzącego do mnie tyłem. Powędrowałam wzrokiem w jego kierunku. Chciałam go zawołać…
Tu jestem, spójrz! – krzyknęłam w myślach, a wtedy poruszył się niespokojnie w ławce i odwrócił do tyłu. Przechwycił mój wzrok a ja znów poczułam, że się rumienię. Spuściłam głowę ze wstydem czekając, aż odwróci się w stronę nauczycielki.
-Ale się na ciebie gapi… - wyszeptała Rosie.
-Wiem. Zrób coś, żeby przestał – odpowiedziałam jej panicznie.
-Niby co? Mam krzyknąć, że się pali? To tandetny chwyt…
-Pssst! – syknęła Kinez i wyciągnęła rękę podając mi złożoną kartkę.
Odebrałam od niej papierek, nie patrząc na nią i otworzyłam go.
„Zamorduję Cię, zobaczysz… Amon jest moim chłopakiem, więc nie masz prawa chociażby oddychać tym samym powietrzem, co on...” - napisała.
Uniosłam brew, spojrzałam na Kinez jak na idiotkę i podarłam kartkę na parę części. Blondynka syknęła ze złości i pokazała mi środkowy palec u lewej ręki.
-Panno Zone! Co to ma być?!
-Co? – warknęła.
-Marsz do dyrektora!
Wstała zza biurka, podeszła do Kinez i wzięła ją za ramię. Dziewczyna wstała, wyszarpnęła się z ucisku pani Wanessy i wyszła z sali. Nauczycielka wymamrotała pod nosem coś o karcącym zachowaniu i kontynuowała wykład.
Zerknęłam w stronę Amona. Ten sceptycznie uniósł brew i usiadł normalnie w ławce.
-Ehh… Nie martw się. Lepiej omówmy nasz plan – zagadnęła Rosie.
Wytłumaczyłam jej, co zrobimy i jak to wszystko powinno się skończyć. Rosie słuchała z entuzjazmem w oczach a na koniec ciszo zaklaskała pod ławką.


Na angielski czekałam cały dzień. Była to nasza ostatnia godzina lekcyjna i cieszyłam się, bo po niej miała zacząć się przygoda z udziałem moim i Rosie.
Albo dlatego, że na angielskim  siedziałam z Amonem…
Wyrzuciłam z głowy tę myśl i weszłam za Rosie do klasy, gdzie na moim miejscu siedział chłopak o kruczoczarnych włosach, pięknych, brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu.
-Hej, to moje miejsce – powiedziałam, uśmiechając się przyjaźnie.
-Doprawdy? – Puścił mi oko.
Westchnęłam, rezygnując z uprzejmości.
-Tak…
-To chodź – powiedział, klepiąc się po kolanach.
-Bardzo zabawne… - rzuciłam oschle i usiadłam obok niego.
Wyjęłam zeszyty, usiadłam prosto w ławce, nie patrząc na ciemnowłosego chłopaka obok mnie.
Kątem oka dostrzegłam jednak, że siedział wciąż w takiej samej pozycji, dotykając kolanami mojego krzesła.
-Dzień dobry klaso – przywitał nas pan Roger, wchodząc do sali.
-Dzień dobry profesorze – odpowiedzieliśmy chórkiem.
-Carmen! Siadaj prosto i uspokój się. Przerwa już się dawno skończyła – upomniał dziewczynę, paplającą z Kinez.
Brunetka przytaknęła i wróciła do rozmowy.
-Zaczniemy dziś literaturę baroku. – Wstał z krzesła i podszedł do tablicy.
Wziął białą kredę i naciskając mocno zaczął pisać. Gdy skończył literę „r”, kreda pękła w pół i kawałek poleciał w naszą stronę.
-Auu… Oberwałem! – zawył kapturowiec, trzymając się za czoło.
Klasa wybuchnęła śmiechem, a nauczyciel zrobił się purpurowy na twarzy.
-Elwir? Wszystko gra? – zapytał cicho.
-Ta, na pana szczęście żyję…
Oparłam głowę o ręce, wyciągnięte na ławce i zamknęłam oczy, znudzona zaistniałą sytuacją.
-Wybacz, że zająłem ci miejsce – wyszeptał mi do ucha Amon, niespodziewanie kładąc głowę obok mojej.
Podniosłam się z ławki równo z nim.
Patrzył na mnie dużymi, okrągłymi oczyma z miną niewinnego szczeniaczka.
-Jasne, jakoś żyję – powiedziałam obojętnym tonem.
-Naprawdę miałem nadzieję, że usiądziesz mi na kolanach – odparł łobuzersko.
-Ach, te marzenia…
-Spełniają się, gdy tego bardzo chcemy. Obiecuję ci, że kiedyś zmuszę cię, lub dobrowolnie to zrobisz – powiedział, a jego oczy błyszczały tajemniczo.
Przytaknęłam, nie przywiązując zbytnio wagi do jego słów i skierowałam wzrok na nauczyciela, który wrócił na swoje miejsce, uciszając rozbawionych chłopaków.
-Z powodu szalejącej kościelnej cenzury, rozwój literatury barokowej nie przebiegał swobodnie… - zaczął, gdy klasa się uspokoiła.
Moje myśli znów uciekały w zupełnie innym kierunku, niż barok.
Jeśli dalej tak będzie, to nie będę pamiętała nic z lekcji i nie zdam…
-Nika?
Odwróciłam głowę w stronę Amona.
Pierwszy raz wypowiedział moje imię…
-Tak? – zapytałam, unosząc jedną brew.
-Zastanawiałem się, czy moja obecność tutaj tobie nie przeszkadza… - powiedział, jakby czytając mi w myślach.
Zrozpaczona potrząsnęłam głową, na co zaśmiał się cicho.
-Cieszy mnie to bardzo – odparł radośnie. – A jakbyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy z lekcjami, to wal śmiało. Ponoć jestem chodzącą encyklopedią.
-Zapamiętam, dzięki. – Uśmiechnęłam się.
To było dla mnie bardzo miłe. Od razu wyobraziłam sobie jak siedzimy u niego w domu, pijemy gorącą czekoladę i przeglądamy tematy z polskiego.
Po chwili tę wizję przegonił strach. Przecież dzisiejsza misja miała na celu odkrycie jego mrocznej bądź nie, przeszłości. Na razie nie mogłam zbytnio się angażować i ufać.
Przez resztę lekcji rozmawiałam z nim swobodnie na tematy dotyczące baroku. Śmieliśmy się z nauczyciela, gdy popełniał jakieś gafy i atmosfera między nami była dość przyjazna.
Po dzwonku pakowałam się wolno, by Amon mógł wyjść przede mną i Rosie z klasy.
-To do zobaczenia – pożegnał się i poszedł swobodnie w stronę wyjścia z klasy.
Podbiegłam po Rosie, wzięłam ją pod ramię i poszłyśmy powoli śladem Amona.
Wyszłyśmy ze szkoły, gdy chłopak znikał za ogrodzeniem budynku.
-To rozdzielamy się. Pamiętaj, że jak coś, to dzwoń – przypomniałam jej i pobiegłam pierwsza za Amonem.
Mijaliśmy zatłoczone ulice, co utrudniło mi trochę podążanie za nim. Na chwilę nawet zgubiłam go z zasięgu wzroku, lecz na szczęście z powrotem go odnalazłam.
W czasie drogi ani razu nie spojrzał się za siebie, czy chociażby w bok. Nawet na jezdni szedł stanowczo, nie oglądając się.
Podskoczyłam ze strachu, gdy w kieszeni zawibrowała mi komórka.
Zobaczyłam na wyświetlaczu numer Rosie i odebrałam.
-Nika?
-No? – ponagliłam ją.
-Zgubiłam cię, za dużo tu ruchu… - powiedziała spanikowana.
-Spokojnie, zmierzamy lekko na południe i chyba wyjdziemy z miasta…
-Okej
I rozłączyła się.


Pół godziny później, gdy Rosie już nas odnalazła, faktycznie wyszliśmy z miasta. Amon podążał w stronę lasu, tworzącym granicę dwóch sąsiednich miasteczek. Zdziwiło mnie, że może on mieszkać na takim odludziu.
Przeszliśmy kawałek, wydeptaną ścieżką. Starałam się jak najmniej hałasować, ale straciłam nadzieję na to, że odwróci się nawet, gdy zacznę krzyczeć.
Po paru minutach marszu ujrzałam dużą, dwupiętrową willę. Część budynku położona była na pięciometrowym wzniesieniu, a część tylnia podparta była szarymi kolumnami w stylu jońskim. Ściany miała pomalowane w odcieniach czerni, każda w innym. Na parterze jakieś pomieszczenie znajdujące się na rogu, podparte potężną kolumną, miało szklane ściany. Po rzeczach będących tam, poznałam, że było to pomieszczenie do pracy. Ogólnie willa była przepiękna, jak z marzeń.
Odczekałam chwilę, aż Amon wejdzie do środka przez potężne, kremowe drzwi z misternie wyrzeźbionymi na nich aniołami i wyciągnąwszy komórkę, zadzwoniłam do Rosie.
-No?
-Jestem niedaleko jego willi – zakomunikowałam szeptem.
-W i l l i?! – zapytała zadziwiona.
-Tak… Cudownej, ogromnej willi w środku lasu…
-O Boże, już idę. W sumie to już cię widzę. O kurczaczki, ale cudoooo! Przejmujemy! – Rozłączyła się.
Odwróciłam się w stronę biegnącej do mnie Rosie. Gdy była już prawie przy mnie, zahaczyła o wystający z ziemi konar i przewróciła się z głośnym piskiem.
-Cholera! Rosie, jesteś cała? – Podbiegłam do niej i kucnęłam, by pomóc jej wstać.
Rosie podniosła się lekko i wzięłam ją pod ramię, powoli podnosząc.
-Chyba mam złamany nos – jęknęła.
Spojrzałam na jej twarz. Była cała zakrwawiona a nos miała lekko przekrzywiony w lewo.
-Masakra… Ale wyliżesz się – szepnęłam.
Próbowałam przejść z nią kawałek, ale każdy krok sprawiał jej ból. Jak się okazało, miała też coś z nogą.
-Mała, trzeba wezwać lekarza – powiedziała, odmawiając chodzeniu.
-Nie wiemy nawet dokładnie gdzie jesteśmy…
Rosie spojrzała w stronę willi Amona.
-Więc jesteśmy skazane na spełnienie mojego marzenia i wejście tam – powiedziała, uśmiechając się mimo bólu.
-I cały plan szlag trafił – westchnęłam.
Pomogłam Rosie przejść kawałek, ale nie dawała rady. Pozwoliłam jej usiąść i poszłam po Amona. Spojrzałam na pomieszczenie do pracy i ujrzałam za szybą stojącego ciemnowłosego chłopaka. Zamarłam przerażeniem.
Opierał się czołem o rękę, położoną na szybie. Miał odpiętą białą koszulę, tak, że widać było jego odsłoniętą, wyrzeźbioną i umięśnioną klakę piersiową. Wyraz jego twarzy był tajemniczy. Trochę zły, zatroskany, smutny i przerażony.
Patrzeliśmy tak na siebie chwilę, po czym Amon odwrócił się zapinając koszulę i zniknął w głębi domu.
Ruszyłam dalej.
Weszłam po dwóch schodkach i gdy miałam już zakołatać w drzwi, otworzył je Amon.
Spojrzał mi głęboko w oczy i poczułam strach. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, gdy chłopak wyciągnął rękę i dotknął ostrożnie mojego policzka swą ciepłą ręką. Jego dotyk był kojący i zamarzyłam, by nigdy nie zabierał ręki. Przejechał delikatnie opuszkami palców wzdłuż mojej szczęki i uniósł podbródek, przyglądając mu się.
-Masz tam krew – powiedział cicho i zabrał rękę.
-Ach, to nie moja. Musisz nam pomóc, potem ci wszystko wyjaśnimy, proszę – powiedziałam błagalnie i wskazałam Rosie siedzącą podparta o drzewo i patrzącą w niebo.
Bez słowa wyszedł, zamknął drzwi, minął mnie i udał się stanowczym krokiem w stronę mojej koleżanki. Udałam się za nim.
-O, hej Amon – powitała go Rosie, wysilając się na przepraszający uśmiech.
Nie odpowiedział. Ukucnął, wziął ją powoli na ręce, podniósł i ruszył w stronę domu, ostrożnie stawiając kroki.
Zauważyłam, że Rosie była zdziwiona zachowaniem Amona. Uśmiechnęłam się do niej, dodając jej otuchy i poszłam za nimi.
Otworzyłam im z trudem ciężkie drzwi i weszliśmy do środka. Moim oczom ukazał się podłużny, ciągnący wzdłuż parteru przedpokój. Był w odcieniach brązu, co nadawało mu ciepłą atmosferę. Na ścianach przymocowane były stare, mosiężne lampy, rzucające słabe światło na resztę pomieszczenia, oraz obrazy aniołów.
Były na nich tytuły, na przykład takie jak „Walka Jakuba zAniołem” - Gustave Doré, „Dante i Wirgiliusz w piekle„ - William-Adolphe Bouguereau, czy „Anioł śmierci” - Carlos Schwabeg.
Przeraziło mnie to lekko.
Weszliśmy do pierwszego pomieszczenia za drewnianymi drzwiami, jak się okazało, do salonu.
Był urządzony w jasnych kolorach. Białe ściany ozdobione były namalowanymi, czarnymi motylami, lecącymi nad czarnymi kwiatami. Meble pachniały drewnem, na środku pokoju leżał dywan z białego futra. Długa, beżowa kanapa ustawiona była wzdłuż ściany, między kinem domowym, naprzeciw telewizora plazmowego. Pomieszczenie oświetlało duże okno ze śnieżnobiałymi firankami.
Amon położył Rosie na kanapie, brudząc ją krwią.
-Co się stało? – zapytał, kucając przy niej.
-Przewróciłam się… Mam coś z kostką i chyba złamany nos… - powiedziała skruszona.
Obejrzał jej nos i podwinął nogawkę spodni, by zobaczyć kostkę.
-Nos masz lekko przekrzywiony, trzeba go nastawić, żeby nie zrósł się taki. Kostkę masz lekko przekrzywioną. Z tym nic nie da się już zrobić, jedynie na opuchliznę pomoże maść – powiedział beznamiętnie.
-Nnna… Nastawić? To bardzo boli? – zapytała przerażona.
Przytaknął i wstał.
-Nika, zostawisz nas samych? To raczej nieprzyjemny widok – odparł, nawet na mnie nie patrząc.
Poirytowana wyszłam z salonu, zamykając drzwi.
Czekałam, oparta o ścianę. Z pokoju nie dosłyszałam żadnego dźwięku, więc musiał mieć dźwiękoszczelne drzwi.
Po jakimś czasie Amon otworzył drzwi, zapraszając mnie do środka.
Rosie leżała bezwładnie na kanapie i przerażona pomyślałam, że nie żyje, dopóki nie zobaczyłam jej opadającej i unoszącej się klatki piersiowej.
-Spokojnie, tylko ją uśpiłem. Za godzinę powinna się wybudzić.
Cofnęłam się o krok.
-Jak to uśpiłeś? – wyszeptałam.
Zaśmiał się.
-Nie bój się, nie jestem mordercą. Spanikowała i zaczęła się rzucać, gdy tylko próbowałem dotknąć jej twarzy. Sama mnie o to poprosiła – powiedział rozbawiony.
Odetchnęłam z ulgą.
-Dziękuję ci.
-W ramach podziękowań możesz wytłumaczyć mi, co tutaj w ogóle robiłyście.
Przewróciłam oczami i wyszłam za Amonem z pokoju. Zamknęłam drzwi od salonu i udałam się do trzeciego pomieszczenia, jakim była sypialnia.
W pokoju dominował kolor ciemnej czerwieni. Znajdowało się tam dwuosobowe łoże z baldachimem, drzwi prowadzące do łazienki, stolik nocny, trzy szafki i wyjście na szklany balkon.
-Dlaczego akurat do sypialni? – zapytałam ciekawa.
-Nie wiem, jeśli chcesz, możemy oczywiście iść gdzieś indziej.
Zaprzeczyłam i usiadłam obok niego na łóżku. Wtedy zauważyłam coś dziwnego.
-Twoich rodziców nie ma?
Spojrzał na mnie zdziwiony. Oparł się o dużą poduszkę i wyciągnął nogi na łóżku. Zrobiłam tak samo.
-Są w mieście – odpowiedział sucho – możesz opowiadać.
-Ach, tak… Śledziłyśmy cię… - Było mi straszne głupio, przyznawać się do tego wszystkiego.
Zaśmiał się.
Spuściłam głowę ze wstydem. Moje policzki zrobiły się ciepłe i czułam na nich rumieńce.
-Ślicznie się rumienisz. – Odwrócił się w moją stronę i podparł głowę ręką, obserwując mnie. – Mów dalej.
-Szłyśmy za tobą cały czas i doszłyśmy tutaj. Rosie potknęła się o konar i wywaliła. To tyle.
Przyjrzał mi się z zaciekawieniem.
-Z jakiego powodu mnie śledziłyście?
Spięłam się.
Powiedzieć prawdę, czy na szybko coś wymyślić?
Po paru chwilach postanowiłam, że nie chcę go tak naprawdę okłamać.
-Moi bliscy dziwnie reagowali na twoje nazwisko i kazali mi się trzymać z dala od ciebie… Nie uważasz, że coś z tym nie tak? Rosie miała mi tylko pomóc. Chciałam wiedzieć, kim tak naprawdę jesteś…
-Obiecuję ci, że nie jestem gwałcicielem ani handlarzem narkotyków. Nie mam zamiaru cię zabić czy sprzedać jako niewolnicę – powiedział śmiejąc się.
Poczułam ulgę.
-Więc o co mogło chodzić moim bliskim?
Zamyślił się.
-Nie uważasz, że to normalne? Nie chcą, byś się zakochała i opuściła w nauce. To najbardziej prawdopodobne.
-Może masz rację…
I zapadła cisza. Myślałam o tej sytuacji. Cieszyłam się, że mogłam zobaczyć dom Amona i czułam lekkie podniecenie, leżąc obok niego prawdopodobnie w jego łóżku.
Byłam ciekawa, o czym myślał w tym momencie. I co sądził o tym wszystkim.
-Nie jesteś zły? – zapytałam, patrząc na niego z obawą.
-Nie, jest to dość śmieszne. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Leżeliśmy tak, aż Rosie się obudziła. W tym czasie nie rozmawialiśmy już i każdy zajęty był wpatrywaniem się w sufit. Korciło mnie bardzo, by go dotknąć, a raz, gdy spojrzałam na jego usta miałam ochotę go pocałować. Musiałam wepchnąć te pragnienie w ciemny kąt mojego umysłu, by się na niego nie rzucić.
Gdy zbliżała się szesnasta, poszliśmy do salonu, by Rosie nie przestraszyła się, że jest sama, gdy się obudzi.
Amon wytarł jej twarz z krwi i dał swoją koszulkę, bo tamtą mogła jedynie wyrzucić.

Gdy Rosie podziękowała po raz setny Amonowi, pożegnałam się z nim i odmawiając odprowadzenia udałyśmy się w stronę miasta.

3 komentarze: