Po
szkole udałam się prosto do domu. Nie miałam okazji już porozmawiać z Amonem,
ale co jakiś czas przyłapałam go na obserwowaniu mnie.
Ku
mojemu zdziwieniu, pomijając fizykę, na wszystkich lekcjach siedział sam. Na
fizyce dorwała go Kinez. Widziałam, jak mu się podlizuje, ale on jakby to
wszystko olewał.
Po
dziesięciu minutach byłam już na obrzeżach miasta. Weszłam na ścieżkę wiodącą
przez las dębowy, którego ominięcie zajęłoby mi przynajmniej godzinę. Teraz
było w nim jasno, spokojnie i cicho, nie licząc wesołego trelu ptaków i szumu
liści, którymi bawił się wiatr. Szłam, więc śmiało, niczego się nie obawiając.
W
nocy zaś korony drzew nie przepuszczały ni krzty wątłego światła księżyca, więc
wszędzie panował mrok i przerażająca cisza dzwoniąca w uszach. Nie raz miałam
okazję przerażona iść nocą przez ten las i zawsze kroki stawiałam ostrożnie i w
miarę cicho, mając wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nawet obecność zaufanego
człowieka nie dodawało mi otuchy.
Na
końcu tego lasu stał piętrowy dom z ogródkiem, w którym mieszkałam z babcią od
siódmego roku życia.
Pamiętałam
wszystko dokładnie.
Czwarty
września. Babcia krząta się po kuchni nucąc jak zwykle słyszaną niedawno
melodię w radiu. Ja, niziutka dziewczynka o brązowo-rudych włosach stojąca przy
stole na taboreciku i nakładająca lukier na babeczki. Czekałyśmy wtedy na moich
rodziców, Darlenę i Sidriela. Mieli załatwić coś w sklepie, domyślałam się, że
odebrać prezent i wrócić najszybciej jak się dało.
Po
godzinie siedzenia niecierpliwie na ganku pobiegłam do salonu, gdzie babcia
niespokojnie krążyła od półki do półki sprzątając. To pomagało jej zachować
spokój.
-Babciu,
mama i tata mieli być a ich nie ma!
Babcia
spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. Otworzyła usta i chciała coś
powiedzieć, lecz zagłuszył ją dzwonek.
-Maamaaa!
– krzyknęłam radośnie i popędziłam otworzyć drzwi.
Nie
zastałam tam mamy ani taty, uśmiechających się i przepraszających za
spóźnienie. Stało tam dwóch policjantów z kamiennymi wyrazami na twarzy. Babcia
kazała mi iść do małego pokoju, urządzonego specjalnie na moje rzadkie wizyty.
Siedziałam tam, bawiąc się moją ulubioną lalką, Tolą, gdy usłyszałam
skrzypienie zamykanych drzwi i kroki na schodach. Babcia otworzyła powoli drzwi
i spojrzała na mnie podkrążonymi oczyma.
-Co
się stało babciu? Czemu płakałaś? Kiedy będą rodzice? Co chcieli panowie? –
Padła lawina pytań.
Babcia
przytuliła mnie do siebie i czułam jej łzy na swoim policzku.
-Rodzice
dziś nie przyjadą. Wyjechali. Same urządzimy urodzinowe przyjęcie.
Wtedy
jeszcze nie wiedziałam, że nie wrócą. Żyłam w przekonaniu, że moi rodzice
wyjechali w długą podróż dookoła świata, by kupić mi wiele prezentów. Do
dziesiątego roku życia. Wtedy babcia powiedziała mi prawdę. Moich rodziców
zamordowano. Mieli długi. Nie chciałam znać szczegółów.
Od
tamtej pory żyłyśmy we dwie w dużym, okrytym bielą domu.
Gdy
weszłam do kuchni, zastałam moją babcię, robiącą placek.
-Z
wiśniami?
Przytaknęła.
Zaczęła nucić jakąś piosenkę. Widać było, że miała dobry humor.
Zrzuciłam
plecak z ramienia i położyłam przy stole.
-Jak
tam w szkole?
-Całkiem,
całkiem. Poznałam chłopaka, który siedzi ze mną na angielskim. I mam już wroga.
Kinez.
-Nie
siedzisz z Rosie? – Zdziwiła się.
-Niestety
na angielskim nie – odpowiedziałam smętnie.
-Uszy
do góry. Jak nazywa się twój nowy kolega? – zapytała zaciekawiona.
-Amon.
Amon Gadriel.
Babci entuzjazm natychmiast zniknął. Jej uśmiech zgasł i zbladła.
Zapanowała cisza.
-Co się stało, babciu? – zapytałam półszeptem.
-Nic, nic. A dobrze się dogadujecie? – Ułożyła usta w nieudany
uśmiech.
-Tak, w miarę… A o co chodzi? Co się stało? Znasz go?
-Nie, ale nie podoba mi się to. Trzymaj się od niego z daleka,
Nikuś.
-No dobrze… - odpowiedziałam zdezorientowana.
Ona
coś ukrywa…
-A ta Kinez, czemu cię nie lubi? –wypaliła bez większego
zainteresowania.
-Bo Amon się mną ponoć zainteresował…
Babcia odwróciła się do mnie plecami, by pozmywać naczynia a ja
wzięłam fioletową poduszkę z krzesła obok, położyłam ją na swoim i usiadłam
przy dużym, drewnianym stole. Zaczęłam bawić się mąką rozsypaną na blacie i
nucić coś, by zagłuszyć ciszę.
-A nie chciałabyś wybrać innego liceum? – Wytarła ręce w papierowy
ręcznik i usiadła naprzeciw mnie.
-Ale o czym ty w ogóle mówisz? Jeśli chodzi ci o Amona, to masz
moje słowo, że nie będę jakoś specjalnie się z nim trzymała a o miłości to
nawet nie wspomnę… - odpowiedziałam przejęta.
To wszystko było jakieś dziwne. Babcia zachowywała się inaczej i
dokładnie widać było, że coś kręci. Nie próbowała nawet tego ukryć.
Może
wiedziała coś złego o Amonie? Może był seryjnym mordercą?
Przeraziłam się na samą myśl o tym.
Albo
handlarzem narkotyków…?
Musiałam to sprawdzić. Chociażby dla własnego bezpieczeństwa. W
sumie to wyglądał na takiego, co miałby coś na sumieniu. I widziałam go przecież
pierwszy raz na oczy, więc możliwe, że dopiero się przeprowadził.
Miałam zamiar wciągnąć w to Rosie lub mojego najlepszego
przyjaciela, Dagona, z którym miałam spotkać się wieczorem.
Z Dagonem przyjaźniłam się praktycznie odkąd pamiętam. Rodzice często
zapraszali go do nas na weekendy, czy na całe wakacje. Nie było dnia, w którym
nie spotkałam się z nim, lub nie rozmawiałam przez telefon. Był jak mój brat,
jak Anioł Stróż.
Był ode mnie dwa lata
starszy, i niestety nie mógł chodzić ze mną do liceum. Właściwie to nigdy nie
chodziliśmy do tej samej szkoły, Dagon zawsze mówił, że musi uczęszczać do
najlepszych szkół. Nie dopytywałam się, do jakich. I w sumie nigdy nie byłam u
niego w domu. Mówił, że mieszka sam, po drugiej stronie miasta i chętnie by mnie
kiedyś do siebie zaprosił, ale boi się komukolwiek pokazywać mieszkanie. Uraz z
dzieciństwa… Jego rodziców także zamordowano. Gdy miał czternaście lat. Pokazał
drogę do swojego domu jakiemuś facetowi a na następny dzień jego rodzice nie
żyli.
Rodziców jego też nigdy nie poznałam.
Dagon
miał tyle tajemnic… Ale mu ufałam i on sam mówił, że
kiedyś wszystko mi wyjawi. Więc cierpliwie czekałam.
Babcia spojrzała na mnie ciepło i zabrała się za sprzątanie blatu.
Nie mówiła już nic, więc wzięłam plecak, zasunęłam krzesło pod stół i
przechodząc przez hol wbiegłam na drewniane schody prowadzące na piętro.
Minęłam pokój gościnny, poświęcony kiedyś do moich rzadkich weekendowych wizyt,
łazienkę i weszłam do swojego cichego oraz spokojnego azylu.
Usiadłam na swoim łóżku z baldachimem, całym okrytym bielą i
położyłam plecak obok siebie.
Wyjęłam z najmniejszej kieszonki niebieskiego plecaka Nike telefon
i włączyłam go. Na ekranie pojawił się napis „Wave Y”, którego po chwili
zastąpił ekran główny. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer Dagona. Wybrałam
kopertę i zaczęłam pisać esemesa:
„Hej, dzisiaj, 18, przed moim domem.
Buziaki. Nika.”
Po czym kliknęłam „wyślij”. Usunęłam raport doręczenia i odłożyłam
telefon na łóżko. Wyjęłam zeszyty z plecaka, zerkając na budzik postawiony na
szafce przy łóżku. Wskazywał na 15:21. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać
zeszyty w poszukiwaniu jakiegokolwiek zadania domowego.
-Nika, Dagon przyszedł! – Usłyszałam głos babci z dołu.
Otworzyłam oczy, ze zdziwieniem stwierdzając, że zasnęłam robiąc
zadanie z matematyki. Wstałam i przeciągnęłam się, odganiając resztki snu.
Zerknęłam na budzik. 18:15. Przeklęłam się w myślach i zbiegłam na
dół, do salonu.
Stał tam wysoki,
dobrze zbudowany blondyn z włosami jak zwykle w nieładzie. Miał ubraną
rozpiętą, czarną bluzę z szarą koszulką pod spodem, jasne dżinsy i szare
adidasy Pumy.
-Wybacz,
przysnęło mi się. – Przytuliłam go na przywitanie. Wtuliłam głowę w jego szyję
i poczułam zapach mocnych, męskich perfum. Odwzajemnił uścisk.
-Jasne,
przyzwyczaiłem się – powiedział z przekąsem.
Odsunęłam
się od niego i dałam mu kuksańca w bok, na co uśmiechnął się i zaczął czochrać
mi włosy.
-Ej!
Nie ma tak, przez ciebie będę musiała się czesać! – zapiszczałam.
-Masz
za swoje.
-Teraz
czekaj chwilę.
Pobiegłam
do łazienki pod schodami. Sięgnęłam z półki przymocowanej pod lustrem zieloną
szczotkę i zaczęłam pośpiesznie rozczesywać kołtuny na włosach.
Gdy
moje brązowe z lekko rudawym odcieniem włosy wróciły do normalnego stanu,
poszłam do salonu po Dagona. Pożegnaliśmy się z babcią, która znów krzątała się
po kuchni i wyszliśmy.
-To
gdzie teraz? – zapytał.
Wskazałam
palcem las i ruszyliśmy w tamtą stronę.
-Jak
u ciebie? Radzisz sobie?
-Jak
zwykle. Ja bym sobie nie radził? Dobre. Przecież jestem dużym chłopcem – odpowiedział,
udając urażonego. – A u ciebie? Jak w szkole i w ogóle?
-Powiedzmy,
że mam wierną fankę, która chce mnie zamordować…
-Hu
hu, to ciekawie. A dlaczego?
-Bo
niby zabrałam jej obiekt westchnień. Jak przecież to nieprawda! –
odpowiedziałam sfrustrowana.
-Spokojnie,
spokojnie. Złość piękności szkodzi. Opowiedz mi o tym chłopaku – powiedział
patrząc przed siebie bez wyrazu.
-No,
to jest… Widzę go pierwszy raz w naszym miasteczku. Ma czarne, dłuższe włosy,
myślę, że ma wyczucie stylu, bo dziś był ubrany w błękitną koszulę i dopasowane
do niej spodnie…
-Podoba
ci się? Masz już w domu jego ołtarzyk? – zapytał uszczypliwie.
-Nie!
– zaprzeczyłam gwałtownie, szturchając Dagona w ramię.
Chociaż
to zaprzeczenie było raczej tylko w odniesieniu do ołtarzyku.
-Hej,
tylko żartowałem! A imię?
-Amon
Gadriel.
Ku
mojemu zdziwieniu Dagon zareagował tak, jak moja babcia.
-Zapoznasz
mnie z nim? – zapytał wręcz oschle.
-Nie
trzymamy się jakoś specjalnie. Jest dla mnie nikim, więc nie ma takiej
konieczności…
Rozchmurzył
się.
-Jak
coś z nim będzie nie tak, to wal do mnie śmiało. Wiesz, że zawsze możesz na
mnie liczyć.
-Co
wiesz o Amonie?
Wzdrygnął
się.
-Nic…
Po prostu na mieście źle się o nim mówi… - Widać było, że się speszył.
-Kiepsko
to wymyśliłeś. – Spojrzałam na niego karcąco.
-Oj
Nikuś… Powiem ci, gdy uznam, że musisz wiedzieć. Wszystko w swoim czasie –
powiedział przepraszająco, gestykulując rękoma.
-Wiem.
Ty i te twoje tajemnice…
Więc Dagon mi
nie pomoże. Została mi Rosie…
Po
powrocie do domu zadzwoniłam do koleżanki i opowiedziałam jej o podejrzanym
zachowaniu babci i mojego przyjaciela.
-Mówisz,
że Dagi i pani Muriel zwariowali?
-Niekoniecznie.
Myślę… Ja wiem, że coś ukrywają – powiedziałam tajemniczo.
-Więc
trzeba się dowiedzieć, co?! – zapiszczała podekscytowana.
-Wyjęłaś
mi to z ust. Może zobaczymy pierw, gdzie mieszka i dowiemy się czegoś od jego
rodziców?
-Dobry
pomysł. I możemy też pogrzebać w aktach.
Chwila
ciszy…
-Z
W A R I O W A Ł A Ś?! Nie jestem przestępcą!
-Oj
tam. Jeszcze uda mi się ciebie namówić. Już nie mogę się doczekać jutra!
-Ja
też… Hej, detektywie Rosie – pożegnałam się.
-Ale
mi to pasuje! Pa, detektywie Nika,
Uśmiechnęłam
się do siebie i zakończyłam połączenie. Sprawdziłam stan konta. Zostało mi 22
zł do dziesiątego. Pochwaliłam siebie samą w myślach, za oszczędność.
Było
już piętnaście po dziesiątej.
Wzięłam
swoją białą koszulę nocną, i poszłam się myć.
Leżąc
w łóżku myślałam o rozmowie z Rosie. Zabawa w detektywa mogła okazać się
świetną rozrywką. Albo skończyć się porażką lub w najgorszym wypadku tragedią…
Czy pisałam Ci już, że genialnie piszesz? Od dziś jestem Twoją fanką #1! Kocham to opowiadanie, wciągnęło mnie strasznie. I super masz styl pisania.
OdpowiedzUsuńJeden KLIK i już jesteś u mnie!