.

.

10 listopada 2013

Rozdział 2

Po szkole udałam się prosto do domu. Nie miałam okazji już porozmawiać z Amonem, ale co jakiś czas przyłapałam go na obserwowaniu mnie.
Ku mojemu zdziwieniu, pomijając fizykę, na wszystkich lekcjach siedział sam. Na fizyce dorwała go Kinez. Widziałam, jak mu się podlizuje, ale on jakby to wszystko olewał.
Po dziesięciu minutach byłam już na obrzeżach miasta. Weszłam na ścieżkę wiodącą przez las dębowy, którego ominięcie zajęłoby mi przynajmniej godzinę. Teraz było w nim jasno, spokojnie i cicho, nie licząc wesołego trelu ptaków i szumu liści, którymi bawił się wiatr. Szłam, więc śmiało, niczego się nie obawiając.
W nocy zaś korony drzew nie przepuszczały ni krzty wątłego światła księżyca, więc wszędzie panował mrok i przerażająca cisza dzwoniąca w uszach. Nie raz miałam okazję przerażona iść nocą przez ten las i zawsze kroki stawiałam ostrożnie i w miarę cicho, mając wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nawet obecność zaufanego człowieka nie dodawało mi otuchy.
Na końcu tego lasu stał piętrowy dom z ogródkiem, w którym mieszkałam z babcią od siódmego roku życia.
Pamiętałam wszystko dokładnie.
Czwarty września. Babcia krząta się po kuchni nucąc jak zwykle słyszaną niedawno melodię w radiu. Ja, niziutka dziewczynka o brązowo-rudych włosach stojąca przy stole na taboreciku i nakładająca lukier na babeczki. Czekałyśmy wtedy na moich rodziców, Darlenę i Sidriela. Mieli załatwić coś w sklepie, domyślałam się, że odebrać prezent i wrócić najszybciej jak się dało.
Po godzinie siedzenia niecierpliwie na ganku pobiegłam do salonu, gdzie babcia niespokojnie krążyła od półki do półki sprzątając. To pomagało jej zachować spokój.
-Babciu, mama i tata mieli być a ich nie ma!
Babcia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. Otworzyła usta i chciała coś powiedzieć, lecz zagłuszył ją dzwonek.
-Maamaaa! – krzyknęłam radośnie i popędziłam otworzyć drzwi.
Nie zastałam tam mamy ani taty, uśmiechających się i przepraszających za spóźnienie. Stało tam dwóch policjantów z kamiennymi wyrazami na twarzy. Babcia kazała mi iść do małego pokoju, urządzonego specjalnie na moje rzadkie wizyty. Siedziałam tam, bawiąc się moją ulubioną lalką, Tolą, gdy usłyszałam skrzypienie zamykanych drzwi i kroki na schodach. Babcia otworzyła powoli drzwi i spojrzała na mnie podkrążonymi oczyma.
-Co się stało babciu? Czemu płakałaś? Kiedy będą rodzice? Co chcieli panowie? – Padła lawina pytań.
Babcia przytuliła mnie do siebie i czułam jej łzy na swoim policzku.
-Rodzice dziś nie przyjadą. Wyjechali. Same urządzimy urodzinowe przyjęcie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie wrócą. Żyłam w przekonaniu, że moi rodzice wyjechali w długą podróż dookoła świata, by kupić mi wiele prezentów. Do dziesiątego roku życia. Wtedy babcia powiedziała mi prawdę. Moich rodziców zamordowano. Mieli długi. Nie chciałam znać szczegółów.
Od tamtej pory żyłyśmy we dwie w dużym, okrytym bielą domu.


Gdy weszłam do kuchni, zastałam moją babcię, robiącą placek.
-Z wiśniami?
Przytaknęła. Zaczęła nucić jakąś piosenkę. Widać było, że miała dobry humor.
Zrzuciłam plecak z ramienia i położyłam przy stole.
-Jak tam w szkole?
-Całkiem, całkiem. Poznałam chłopaka, który siedzi ze mną na angielskim. I mam już wroga. Kinez.
-Nie siedzisz z Rosie? – Zdziwiła się.
-Niestety na angielskim nie – odpowiedziałam smętnie.
-Uszy do góry. Jak nazywa się twój nowy kolega? – zapytała zaciekawiona.
-Amon. Amon Gadriel.
Babci entuzjazm natychmiast zniknął. Jej uśmiech zgasł i zbladła. Zapanowała cisza.
-Co się stało, babciu? – zapytałam półszeptem.
-Nic, nic. A dobrze się dogadujecie? – Ułożyła usta w nieudany uśmiech.
-Tak, w miarę… A o co chodzi? Co się stało? Znasz go?
-Nie, ale nie podoba mi się to. Trzymaj się od niego z daleka, Nikuś.
-No dobrze… - odpowiedziałam zdezorientowana.
Ona coś ukrywa…
-A ta Kinez, czemu cię nie lubi? –wypaliła bez większego zainteresowania.
-Bo Amon się mną ponoć zainteresował…
Babcia odwróciła się do mnie plecami, by pozmywać naczynia a ja wzięłam fioletową poduszkę z krzesła obok, położyłam ją na swoim i usiadłam przy dużym, drewnianym stole. Zaczęłam bawić się mąką rozsypaną na blacie i nucić coś, by zagłuszyć ciszę.
-A nie chciałabyś wybrać innego liceum? – Wytarła ręce w papierowy ręcznik i usiadła naprzeciw mnie.
-Ale o czym ty w ogóle mówisz? Jeśli chodzi ci o Amona, to masz moje słowo, że nie będę jakoś specjalnie się z nim trzymała a o miłości to nawet nie wspomnę… - odpowiedziałam przejęta.
To wszystko było jakieś dziwne. Babcia zachowywała się inaczej i dokładnie widać było, że coś kręci. Nie próbowała nawet tego ukryć.
Może wiedziała coś złego o Amonie? Może był seryjnym mordercą?
Przeraziłam się na samą myśl o tym.
Albo handlarzem narkotyków…?
Musiałam to sprawdzić. Chociażby dla własnego bezpieczeństwa. W sumie to wyglądał na takiego, co miałby coś na sumieniu. I widziałam go przecież pierwszy raz na oczy, więc możliwe, że dopiero się przeprowadził.
Miałam zamiar wciągnąć w to Rosie lub mojego najlepszego przyjaciela, Dagona, z którym miałam spotkać się wieczorem.
Z Dagonem przyjaźniłam się praktycznie odkąd pamiętam. Rodzice często zapraszali go do nas na weekendy, czy na całe wakacje. Nie było dnia, w którym nie spotkałam się z nim, lub nie rozmawiałam przez telefon. Był jak mój brat, jak Anioł Stróż.
 Był ode mnie dwa lata starszy, i niestety nie mógł chodzić ze mną do liceum. Właściwie to nigdy nie chodziliśmy do tej samej szkoły, Dagon zawsze mówił, że musi uczęszczać do najlepszych szkół. Nie dopytywałam się, do jakich. I w sumie nigdy nie byłam u niego w domu. Mówił, że mieszka sam, po drugiej stronie miasta i chętnie by mnie kiedyś do siebie zaprosił, ale boi się komukolwiek pokazywać mieszkanie. Uraz z dzieciństwa… Jego rodziców także zamordowano. Gdy miał czternaście lat. Pokazał drogę do swojego domu jakiemuś facetowi a na następny dzień jego rodzice nie żyli.
Rodziców jego też nigdy nie poznałam.
Dagon miał tyle tajemnic… Ale mu ufałam i on sam mówił, że kiedyś wszystko mi wyjawi. Więc cierpliwie czekałam.
Babcia spojrzała na mnie ciepło i zabrała się za sprzątanie blatu. Nie mówiła już nic, więc wzięłam plecak, zasunęłam krzesło pod stół i przechodząc przez hol wbiegłam na drewniane schody prowadzące na piętro. Minęłam pokój gościnny, poświęcony kiedyś do moich rzadkich weekendowych wizyt, łazienkę i weszłam do swojego cichego oraz spokojnego azylu.
Usiadłam na swoim łóżku z baldachimem, całym okrytym bielą i położyłam plecak obok siebie.
Wyjęłam z najmniejszej kieszonki niebieskiego plecaka Nike telefon i włączyłam go. Na ekranie pojawił się napis „Wave Y”, którego po chwili zastąpił ekran główny. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer Dagona. Wybrałam kopertę i zaczęłam pisać esemesa:
„Hej, dzisiaj, 18, przed moim domem. Buziaki. Nika.”
Po czym kliknęłam „wyślij”. Usunęłam raport doręczenia i odłożyłam telefon na łóżko. Wyjęłam zeszyty z plecaka, zerkając na budzik postawiony na szafce przy łóżku. Wskazywał na 15:21. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać zeszyty w poszukiwaniu jakiegokolwiek zadania domowego.

-Nika, Dagon przyszedł! – Usłyszałam głos babci z dołu.
Otworzyłam oczy, ze zdziwieniem stwierdzając, że zasnęłam robiąc zadanie z matematyki. Wstałam i przeciągnęłam się, odganiając resztki snu.
Zerknęłam na budzik. 18:15. Przeklęłam się w myślach i zbiegłam na dół, do salonu.
Stał tam wysoki, dobrze zbudowany blondyn z włosami jak zwykle w nieładzie. Miał ubraną rozpiętą, czarną bluzę z szarą koszulką pod spodem, jasne dżinsy i szare adidasy Pumy.
-Wybacz, przysnęło mi się. – Przytuliłam go na przywitanie. Wtuliłam głowę w jego szyję i poczułam zapach mocnych, męskich perfum. Odwzajemnił uścisk.
-Jasne, przyzwyczaiłem się – powiedział z przekąsem.
Odsunęłam się od niego i dałam mu kuksańca w bok, na co uśmiechnął się i zaczął czochrać mi włosy.
-Ej! Nie ma tak, przez ciebie będę musiała się czesać! – zapiszczałam.
-Masz za swoje.
-Teraz czekaj chwilę.
Pobiegłam do łazienki pod schodami. Sięgnęłam z półki przymocowanej pod lustrem zieloną szczotkę i zaczęłam pośpiesznie rozczesywać kołtuny na włosach.
Gdy moje brązowe z lekko rudawym odcieniem włosy wróciły do normalnego stanu, poszłam do salonu po Dagona. Pożegnaliśmy się z babcią, która znów krzątała się po kuchni i wyszliśmy.
-To gdzie teraz? – zapytał.
Wskazałam palcem las i ruszyliśmy w tamtą stronę.
-Jak u ciebie? Radzisz sobie?
-Jak zwykle. Ja bym sobie nie radził? Dobre. Przecież jestem dużym chłopcem – odpowiedział, udając urażonego. – A u ciebie? Jak w szkole i w ogóle?
-Powiedzmy, że mam wierną fankę, która chce mnie zamordować…
-Hu hu, to ciekawie. A dlaczego?
-Bo niby zabrałam jej obiekt westchnień. Jak przecież to nieprawda! – odpowiedziałam sfrustrowana.
-Spokojnie, spokojnie. Złość piękności szkodzi. Opowiedz mi o tym chłopaku – powiedział patrząc przed siebie bez wyrazu.
-No, to jest… Widzę go pierwszy raz w naszym miasteczku. Ma czarne, dłuższe włosy, myślę, że ma wyczucie stylu, bo dziś był ubrany w błękitną koszulę i dopasowane do niej spodnie…
-Podoba ci się? Masz już w domu jego ołtarzyk? – zapytał uszczypliwie.
-Nie! – zaprzeczyłam gwałtownie, szturchając Dagona w ramię.
Chociaż to zaprzeczenie było raczej tylko w odniesieniu do ołtarzyku.
-Hej, tylko żartowałem! A imię?
-Amon Gadriel.
Ku mojemu zdziwieniu Dagon zareagował tak, jak moja babcia.
-Zapoznasz mnie z nim? – zapytał wręcz oschle.
-Nie trzymamy się jakoś specjalnie. Jest dla mnie nikim, więc nie ma takiej konieczności…
Rozchmurzył się.
-Jak coś z nim będzie nie tak, to wal do mnie śmiało. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Co wiesz o Amonie?
Wzdrygnął się.
-Nic… Po prostu na mieście źle się o nim mówi… - Widać było, że się speszył.
-Kiepsko to wymyśliłeś. – Spojrzałam na niego karcąco.
-Oj Nikuś… Powiem ci, gdy uznam, że musisz wiedzieć. Wszystko w swoim czasie – powiedział przepraszająco, gestykulując rękoma.
-Wiem. Ty i te twoje tajemnice…
Więc Dagon mi nie pomoże. Została mi Rosie…


Po powrocie do domu zadzwoniłam do koleżanki i opowiedziałam jej o podejrzanym zachowaniu babci i mojego przyjaciela.
-Mówisz, że Dagi i pani Muriel zwariowali?
-Niekoniecznie. Myślę… Ja wiem, że coś ukrywają – powiedziałam tajemniczo.
-Więc trzeba się dowiedzieć, co?! – zapiszczała podekscytowana.
-Wyjęłaś mi to z ust. Może zobaczymy pierw, gdzie mieszka i dowiemy się czegoś od jego rodziców?
-Dobry pomysł. I możemy też pogrzebać w aktach.
Chwila ciszy…
-Z W A R I O W A Ł A Ś?! Nie jestem przestępcą!
-Oj tam. Jeszcze uda mi się ciebie namówić. Już nie mogę się doczekać jutra!
-Ja też… Hej, detektywie Rosie – pożegnałam się.
-Ale mi to pasuje! Pa, detektywie Nika,
Uśmiechnęłam się do siebie i zakończyłam połączenie. Sprawdziłam stan konta. Zostało mi 22 zł do dziesiątego. Pochwaliłam siebie samą w myślach, za oszczędność.
Było już piętnaście po dziesiątej.
Wzięłam swoją białą koszulę nocną, i poszłam się myć.



Leżąc w łóżku myślałam o rozmowie z Rosie. Zabawa w detektywa mogła okazać się świetną rozrywką. Albo skończyć się porażką lub w najgorszym wypadku tragedią…

1 komentarz:

  1. Czy pisałam Ci już, że genialnie piszesz? Od dziś jestem Twoją fanką #1! Kocham to opowiadanie, wciągnęło mnie strasznie. I super masz styl pisania.
    Jeden KLIK i już jesteś u mnie!

    OdpowiedzUsuń