Ku
mojemu zdziwieniu, podczas gdy ja szykowałam się na śmierć, odruchowo zasłaniając
twarz rękoma, tajemniczy włamywacz zaczął się śmiać.
Czyli nie ma
zamiaru mnie zabić.
-Co
do… - zaczęłam, przerywając w pół zdania, gdy go zobaczyłam. Otworzyłam usta ze
zdziwienia, co mogło wyglądać dość dziwnie i komicznie.
Włamywacz
okazał się być mężczyzną. Starszym ode mnie, ale o niewiele, może ze trzy lata.
Miał brązowe włosy z lekko rudym odcieniem.
Tak jak ja.
Przeniosłam
wzrok niżej. Jego oczy były… Niebieskoszare, niczym morze w nocy.
Takie jak moje.
Jedyne,
co odróżniało go ode mnie, to figura. Chłopak był chudy, ja zaś dobrze
zbudowana i wysportowana. Wyglądał raczej na typ maniaka komputerowego.
Ubrany
był na czarno. Skórzana kurtka, dżinsy, adidasy, okulary przeciwsłoneczne
zahaczone o kurtkę.
Spojrzałam
jeszcze raz na jego twarz. Te rysy, lekko zadarty nos, owalna twarz, wysunięty
do przodu podbródek… Tak, jakbym widziała w nim moją matkę, taką, jak ją
zapamiętałam.
-Kim
ty jesteś…? – spytałam oniemiała.
-Twoim
bratem – odpowiedział rozbawiony. Poczucia humoru mu raczej nie brakowało.
-A
tak serio? – Zaczynałam być zażenowana tym, co powiedział oraz całą zaistniałą
sytuacją, a zainteresowanie naszym podobieństwem minęło w jednej chwili.
-No
serio mówię. – Zaczął dusić się ze śmiechu.
Spiorunowałam
go wzrokiem, co spowodowało, że przewrócił się na podłogę, tarzając po niej i
śmiejąc jak wariat, dopiero, co wypuszczony z psychiatryka.
Skorzystałam
z okazji i sięgnęłam po szlafrok leżący na krześle obok łóżka. Zarzuciłam go pośpiesznie
na siebie i wstałam, podchodząc powoli do chłopaka.
-Posłuchaj,
nie wiem, kim jesteś, czego chcesz i jak się tu dostałeś, ale jeśli masz zamiar
przez cały czas sobie ze mnie głupio żartować, to możesz już wyjść – fuknęłam.
Starałam się wyglądać na groźną, lecz chyba nie podziałało to na niego.
Mężczyzna
wstał, patrząc mi cały czas w oczy i zbliżył się tak, że poczułam jego oddech
na mojej twarzy. Odsunęłam go lekko palcem, robiąc kwaśną minę.
-Wiem,
że jest to trochę dziwne, ale naprawdę jestem twoim bratem. Zmarszczyłam brwi.
-Mów
dalej.
-Na
imię mi Zavebe. Dokładniej Zavebe Morrow Anmael – przedstawił się dumnie.
Pajac.
-To
jeszcze o niczym nie świadczy. Nie żartuj sobie ze mnie, mój ojciec nie miał
wcześniej dzieci.
-Doprawdy?
-Zavebe…
Bo tak ci na imię, prawda? Zavebe? – dopytałam się.
Krótkowłosy
chłopak przytaknął, rozglądając się po pokoju, jakby czegoś szukał. Miałam
wrażenie, że, mimo, iż był w nim jakieś pięć minut, już się zadomowił.
-Nie
opowiadaj mi głupstw i od razu powiedz, o co ci chodzi. Jeśli w końcu nie
wyrazisz się jasno i nie przedstawisz swojego problemu, zawołam moją babcię
albo zadzwonię na policję – zakomunikowałam znużona.
-Ej,
ej, spokojnie. – Podniósł ręce do góry, w geście poddania się. – Przecież ci
nic nie zrobię. Próbuję ci wbić do głowy, że jesteś moją małą siostrzyczką, Niko
Morrow. Mieliśmy wspólnego ojca i matkę. Tyle, że wychowywał mnie, na szczęście
lub niestety, kto inny. Moją tak jakby drugą matką była Halszka.
-Co
to w ogóle za imię…
-Ja
nie wytykam ci dziwnego imienia twojej matki – warknął. Zadziwiła mnie jego zmienność
humorów. – Znaczy się, naszej… A z resztą…
Wzruszyłam
tylko na to ramionami i usiadłam obojętnie na krześle przy biurku. Próbowałam
udawać, że nic nie obchodzi mnie jego gadka, lecz mówił to wszystko dość
przekonująco. Mimo, iż chciałam by już mnie zostawił w spokoju, gdzieś w sercu
poczułam pragnienie, by dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło temu
dziwnemu człowiekowi.
Zavebe
westchnął i przetarł twarz dłonią.
-Od
początku. W przeciwieństwie do ciebie, ja wiem wszystko o moich rodzicach. W
sumie, to o twoich także. Wstydzę się mego i twego ojca oraz matki i żałuję,
tak bardzo żałuję, że byli to akurat oni…
-Stary,
igrasz sobie. Mój ojciec był najwspanialszym i najukochańszym facetem na
świecie, tak jak moja mama. Jeśli jest to prawda, w co nie wierzę, to nie masz
prawa mówić, na Sidriela i Darlenę Morrow takich…
-Och,
czyli wiesz mniej niż myślałem – przerwał mi, wyraźnie zasmucony.
-To
znaczy?
-Nie
byli tak dobrzy, jak ci się wydaje. Oddali mnie komuś innemu, rozumiesz? Nie
chcieli mnie.
-Więc,
jeśli już skończyłeś, możesz wyjść. Tam jest okno, a na dole drzwi. Jak ci
wygodniej. – Wstałam i już miałam położyć się z powrotem do łóżka, gdy Zavebe
znalazł się błyskawicznie obok mnie, trzymając mnie za łokieć tak, że nie
miałam możliwości się położyć.
-Posłuchaj,
Nika, nie po to łaziłem za tobą trzy lata, nie po to czekałem na właściwy
moment ładnych parę lat, żebyś teraz mnie olała. Czy tego chcesz, czy nie,
wysłuchasz mnie – powiedział to wręcz z nutą grozy w głosie. Przeraziłam się,
serio. Mogłam nawet powiedzieć, że mój strach mnie zadziwiał. Nie pomyślałabym
w życiu, że bałabym się kogoś takiego, będąc w swoim własnym domu, gdzie na
parterze była moja babcia. Gdybym chciała, krzyknęłabym i babcia przyszłaby
natychmiast, dzwoniąc na policję czy po Dagona.
Mój
rozmówca puścił mnie, pozwalając opaść na łóżko. Usiadłam, przykrywając się
kołdrą i czekałam, aż zacznie mówić. Wtedy chłopak usiadł obok mnie z
uśmiechem, jak gdyby nigdy nic i oparł się o poduszki.
-Urodziłaś
się, gdy miałem dwa lata. Byłem wtedy dzieckiem… Nie pamiętam z tego okresu
nic… Ale jednak dowiedziałem się o tobie i naszych rodzicach. Od Halszki i
trochę od samego Archanioła Michała, co było dla mnie lekkim zdziwieniem, no,
bo po kija sam najważniejszy anioł miałby interesować się moim prywatnym
życiem?
Spojrzałam
na niego ze zdziwieniem. Chciałam zapytać, czy jest aniołem, lecz gdyby nie był
tym, kim myślę, tylko na przykład gorliwym katolikiem, któremu Bóg wyznaczył
drogę w życiu czy coś takiego, to bym się lekko wkopała.
Może nawet
poinformowanie człowieka o istnieniu aniołów jest karane czy coś… Chociaż, w
sumie wiele ludzi wierzy w ich istnienie.
-Któregoś
dnia, gdy siedziałem obok niego, rozmawiając o ciałach niebieskich, zapytał
mnie, gdzie jest moja rodzina. Wiesz, co zrobiłem? Rozryczałem się. Ryczałem,
jak szczeniak, przy obecnie największym panem świata. Co miałem mu powiedzieć?
Moja matka i ojciec mnie zostawili? Oddali? Brzydziłem się nawet nazywać ich
moimi rodzicami. Teraz już ten żal mi minął… Choć moją matką nazywać wolę
Halszkę. To ona mnie przygarnęła, sprowadziła do Nieba i wychowywała na anioła.
Gdy
dowiedziałem się od Halszki o tym, że oni mnie zostawili… Chciałem się zabić.
No, ale cóż, trochę trudno aniołowi popełnić samobójstwo. W akcie desperacji
poprosiłem nawet jednego z Archaniołów o to, by mnie zabił. Ale chyba żaden
normalny anioł nie chciałby zostać zesłanym do Piekieł za zabójstwo. A
tłumaczenie, że chciał pomóc byłoby trochę marne. Ja tam bym takiemu na pewno
nie uwierzył.
Ale
wracając do tematu, Michał powiedział, że moich rodziców… już nie ma. Zginęli.
Że widział ich nawie, wędrujące po Raju. Tak, Nika, nasi rodzice bawią się
teraz w Niebie. Są szczęśliwi. Szkoda, że nie można z nimi porozmawiać… Wtedy
na pewno zapytałbym, dlaczego postąpili tak, a nie inaczej…
A
potem oznajmił, że najwyższy czas, bym poznał moją młodszą siostrę. Wiesz jak
się tym zdziwiłem? Myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale on powiedział mi
tylko: „Ameryka Północna, szukaj Niki Morrow”. Morrow, tylko tyle. Dowiedziałem
się, że nasi rodzice to nawie, a moja siostra nazywa się Nika Morrow.
Tyle
lat cię szukałem i w końcu znalazłem. Znalazłem cię, siostrzyczko! – zawołał i
przytulił mnie, śmiejąc się.
-Wariat
– szepnęłam oniemiała, powtarzając to sobie wciąż w myślach.
Wariat, wariat,
wariat, wariat, wariat, wariat…
-Nadal
mi nie wierzysz? Nie widzisz, jacy jesteśmy do siebie podobni? – zapytał
zrozpaczony.
Popatrzyłam
na niego z uniesionymi brwiami. Szczerze, to już chciałam mu uwierzyć, lecz
pewna część mnie nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Na szczęście.
-Zaraz
zawołam moją…
-Babcia!
Tak, ona musi o tym wiedzieć! Zawołaj ją! – krzyknął uradowany.
-Ty
od urodzenia jesteś taki… dziwny?
Nie
otrzymałam jednak odpowiedzi. Zavebe rzucił się do drzwi, biegnąc na dół.
Udałam się pośpiesznie za nim
-Zachowuj
się spokojniej, pacanie! – zawołałam za nim, zbiegając za schodów w puchatych
papciach i jedwabnym szlafroku.
Nie
posłuchał mnie. Cóż, spodziewałam się tego.
Chłopak
stanął przed drzwiami mojej babci, wahając się. Po upływie paru sekund
ostatecznie zapukał, naciskając klamkę. Odchylił drzwi i wszedł do pokoju.
-Pani
Muriel? – szepnął.
-Czy
do ciebie normalnie nie dociera, co ktoś mówi? Odsuń się idioto! – Złapałam go
za kołnierz kurtki i brutalnie szarpnęłam do tyłu. – Jeśli. Nie. Wyjdziesz. Z.
Tego. Domu. W. Ciągu. Następnych. Dziesięciu. Sekund. Wezwę. Policję. I.
Oskarżę. Cię. O. Napad!! – wycedziłam prze zaciśnięte zęby.
Zavebe
podniósł ręce do góry i odsunął się pokornie. Odetchnęłam z ulgą, mając dość
już tego człowieka oraz wszystkich innych istot pojawiających się nagle w moim
pokoju. No, może z wyjątkiem istoty o skrzydłach czarnych, tak jak jego ciemne
niczym bez gwiaździsta noc włosy.
-Nika?
Spojrzałam
na babcię, stojącą w grubym, białym szlafroku w drzwiach swojego pokoiku. Była
strasznie blada. Miała chude ręce, zapadnięte policzki i kościste palce. Czasami
wyglądała jak śmierć. Także i w tamtym momencie.
Chłopak
też na nią zerknął. Nie znał jej, oczywiście, ale uśmiechnął się i potulnie
powiedział: „Dobry wieczór”.
-Zavebe?
– spytała ledwo dosłyszalnie.
-A
więc zna mnie pani? – Uśmiechnął się.
-Zavebe…
- Wydawała się być zmieszana. Jej szare oczy zrobiły się wręcz białe, a ręce
zaczęły się trząść. -Twoi rodzice tak się o ciebie bali… Tak się martwili…
Chłopakowi
natychmiast głupkowaty uśmieszek spłynął z ust.
-Oni
mnie zostawili… - burknął.
-Kochali
cię. Nie wiem, co było tego przyczyną, ale robili to z miłości.
Obserwowałam
całą tę scenę z niedowierzaniem. Moja babcia znała Zavebe oraz jego rodzinę, to
było pewne. Tylko, dlaczego chłopak twierdził, że mamy wspólnych rodziców?
-Przepraszam
bardzo, ale ten oto chłoptaś śmiał twierdzić, iż moja mama i mój tata są także
jego ro…
-Tak
– przerwała mi babcia, machając ręką, jakby chciała coś złapać.
W
tamtym momencie szczęka mi opadła. Nie wierzyłam w to, co do mnie mówili. Ja
nie miałam brata. Nie miałam. Nie docierało do mnie, że moi rodzice mogli być
tak okrutni, by oddać swoje dziecko. Oddać jedno, gdy narodziło się drugie.
Jaki człowiek mógł tak uczynić? Ja rozumiałam, że są zdesperowane, samotne
matki, nastoletnie, czy starsze samotne, które nie potrafią zająć się dzieckiem
i oddają je, ale moi rodzice? Przecież wychowali mnie, więc co za problem
wychowywać dwójkę dzieci naraz?!
-Nie
– szepnęłam, a w mojej głowie roiło się od tysięcy myśli. – Kolejna rzecz, o
której mi nie powiedziałaś? Którą przede mną zataiłaś?!
-A
jaka była pierwsza? – wtrącił zaciekawiony chłopak.
-Nika
nie wiedziała, że istnieją anioły – powiedziała z uśmiechem.
-Babciu!
– krzyknęłam.
Zavebe
podszedł do mnie i, co mnie zaskoczyło, przytulił mnie. Był to taki jakby
rodzinny przytulas, w którym nie było ni krzty romantyzmu czy innego uczucia.
-Nika,
jesteś moją siostrą. Moją młodszą siostrą – szepnął, kołysząc mną lekko.
Zakryłam
twarz dłońmi, trzęsąc się cała. Czy nie było to dla mnie zbyt wiele informacji,
jak na taki krótki czas? Miałam nadzieję, że po tym wszystko się uspokoi i
następne informacje, które odkryję, poczekają, aż ochłonę. Inaczej nie
wiedziałam, co ze sobą bym wtedy zrobiła. Człowiek nie wytrzymuje takiego
natłoku zdarzeń i informacji i zazwyczaj pęka. Popełnia samobójstwo, popada w
depresję, alkoholizm, narkotyki i wiele więcej. Miałam nadzieję, że ja jestem
silniejszym człowiekiem niż inni ludzie. Na pewno nie miałam zamiaru popełniać
samobójstwa. Nigdy w życiu nawet o tym nie myślałam.
-Czy
mogę już iść spać?
Starsza
pani wydawała się być zdziwiona moim pytaniem.
-Oczywiście.
Idź, dziecko, a ja porozmawiam trochę z chłopakiem. Ułóż sobie to wszystko w
głowie i śpij spokojnie.
-Dobranoc,
Nika.
Skinęłam
głową i gdy Zavebe mnie puścił, pobiegłam do siebie z wdzięcznością.
Gdy
weszłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i stałam tak w ciemnościach przez
jakiś czas, trzymając jedną ręką klamkę, druga zaś podpierając się o drzwi.
Spojrzałam
na moją prawą dłoń, owiniętą czystym bandażem i westchnęłam cicho,
przypominając sobie, co spowodowało tę ranę.
Od
momentu pojawienia się Amona w moim życiu, wszystko się zmieniło. Nie
wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Porwanie Rosie, stracenie zaufania wśród
większości szkolnych znajomych, przez ich zazdrość, napad Asbiela i narażenie
życia Rosie… Ale miało to też swoje dobre strony. Pokochałam go. Kochałam Amona
prawie od samego początku, tyle, że byłam nieświadoma tego uczucia. Poznałam
prawdę o świecie aniołów, o moich rodzicach, poznałam brata, o którego
istnieniu nie miałam najmniejszego pojęcia.
Rozmyślałam
tak, stojąc nadal nieruchomo, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Nie bałam
się, nawet, jeśli powinnam. I słusznie.
-Nika,
wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą ciepły, męski głos.
-Tak,
jak najbardziej.
Chłopak
przyległ torsem do moich pleców, obejmując mnie w talii. Opierając brodę o moje
ramię, stykał swój policzek z moim, na co uśmiechnęłam się. On także. Następnie
ostrożnie zabrał moją dłoń z klamki, kładąc na swojej.
-Nie
zagoiło się jeszcze?
-Nie.
Przejechał
palcem delikatnie po bandażu i położył moją rękę na swoim policzku.
-Kim
był ten chłopak? – zapytał powoli.
-Moim
bratem.
Amon
odwrócił mnie lekko tak, że znalazłam się przodem do niego.
-Bratem?
– zapytał, niedowierzając.
Nadal
mnie obejmował. Podziwiałam go, za ten spokój, podczas, gdy ja nie wytrzymując
wszystkiego, po prostu to olewałam, lecz w mojej głowie toczyła się wielka
bitwa myśli.
Wzruszyłam
ramionami i zabrałam jego ciepłe ręce z mojej talii, po czym zrzuciłam bez
krępacji szlafrok, odwieszając go z powrotem na krzesło. Podeszłam do łóżka i
nachyliłam się, by poprawić poduszki i kołdrę. Nie zważałam na to, że byłam z
chłopakiem sam na sam w swojej cienkiej, lawendowej koszuli nocnej.
-Tak,
bratem. – Położyłam się, przykrywając kołdrą. – Dasz wiarę? Mam starszego
braciszka. – Zaśmiałam się histerycznie.
-Jak
to?
-Jest,
albo był, aniołem. Moi rodzice oddali go komuś innemu… Rozumiesz? A ja ich kochałam…
Brunet
pokręcił głową z niedowierzaniem, podchodząc do mojego łóżka. Przykucnął i
patrząc mi głęboko w oczy zaczął głaskać po głowie.
Byłam
mu wdzięczna za to, że przy mnie był. Działał na mnie uspokajająco, więc mogłam
spokojnie zamknąć oczy, przytulić się do poduszki i zasnąć. Nie zrobiłam tego
jednak.
-Amon…
-Tak?
– Położył się zwinnym ruchem obok mnie.
-Kocham
cię, wiesz? – wyznałam mu to. W końcu mu to powiedziałam. Byłam wręcz z siebie
dumna, mimo, iż była to w miarę normalna rzecz, którą mówiło się swojej drugiej
połówce parę razy dziennie. Przynajmniej przez większość osób.
Gdy
chłopak przez jakiś czas nie reagował na to, co powiedziałam, zaczęłam myśleć.
Może nie
jesteśmy parą? Może to w lesie… Może to nic nie znaczyło?
Byłam
bliska płaczu. Zresztą często tak miałam w ostatnim czasie. Na szczęście nie
zdążyłam się rozpłakać, bo Amon po dłuższym czasie milczenia odrzekł:
-Ja
ciebie też, Nika. Ja ciebie też…
Uśmiechnęłam
się od ucha do ucha. W tamtym momencie byłam szczęśliwa. Nawet bardzo. Mając
przy sobie tak wspaniałego i cudownego chłopaka każda dziewczyna byłaby
szczęśliwa. Miałam nadzieję, że to wszystko nie było tylko snem, z którego
obudzę się z rana. Starałam się nie myśleć o smutnych rzeczach, mając Amona
obok siebie, choć myśl o utracie go pojawiała się w mej głowie co chwilę w jego
obecności.
W
końcu udało mi się wyczyścić umysł i stworzyć półki na myśli. Te złe zamknęłam
na klucz, zaś te dobre uwolniłam. Myślałam, więc o pięknej istocie, o aniele,
będącym przy mnie.
O
moim aniele.
PS:
Wysłałam to opowiadanie (zmieściłam je w 30 str, parę wątków pousuwałam) na konkurs literacki w Słupsku. Wyniki będą w kwietniu, trzymajcie kciuki :D
Mam zamiar wydać tę książkę, więc jeśli zauważycie jakieś błędy, to proszę, byście mnie o tym powiadomili. Choć sprawdzam prawie codziennie wszystkie rozdziały, to czasem coś mi umyka :) A jak już sprawdzę i poprawię wszystko, czasem dodam coś nowego do starszych postów, więc kształcą się na lepsze.