.

.

24 stycznia 2014

Rozdział 14

Najbardziej irytowało mnie to, że Amon na każdym kroku upomniał mnie : „rób to, nie rób tamtego, uważaj na to, nie pomiń tego, nie ruszaj tamtego, nie idź tam, idź tu” i tym podobne.
-Czemu ciągle mi coś wypominasz? Umiem o siebie zadbać, wiesz? – powiedziałam z wyrzutami.
-Jesteś delikatną istotą, Nika. Nie chcę, by znów stało ci się coś złego. – Spojrzał na moją rękę, gdzie po ranie została dość duża, okrągła blizna.
Przewróciłam tylko oczami, poirytowana. Niby szłam z żywym cudem trzymającym mnie za rękę i każda dziewczyna zauważając Amona wzdychała rozmarzona, ale dla mnie ten spacer był wręcz męczący.
Gdy chciałam skręcić w jakiś spokojniejszy zaułek, Amon powiedział:
-Nika, nie pójdziesz tam. Nie widzisz, że jest to zbyt cicha i podejrzana ulica?
-Dla ciebie każda ulica jest cicha i podejrzana! W każdym zaułku czai się zło i wszyscy ludzie chcą mnie zabić! Czy mógłbyś w końcu przestać traktować mnie jak dziecko?! – krzyknęłam, robiąc niezłe widowisko.
Amon podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Balleza, spokojnie – szepnął mi do ucha.
Wtedy złość zgromadzana we mnie od jakichś dwóch godzin wyszła na zewnątrz:
-Zostaw mnie! Idź już sobie! Nie chcę już nigdzie z tobą iść! Nawet nie mamy gdzie, bo przecież nigdzie nie mogę chodzić!
Amon spojrzał na mnie i dostrzegłam ból w jego oczach. W normalnej sytuacji zaczęłabym przepraszać chłopaka i wycofałabym te jadowite słowa, lecz w tamtym momencie po prostu odwróciłam się na pięcie i z zaciśniętymi pięściami ruszyłam przed siebie.
-Nika, czekaj! – zawołał za mną błagalnie.
Nie posłuchałam go i szłam dalej stanowczym krokiem. Miałam nadzieję, że Amon pójdzie za mną i zacznie normalnie się zachowywać, po czym dokończymy nasz spacer w normalnej, miłej atmosferze, lecz chłopak zrezygnował z gonienia mnie i po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Świetnie.
Chodząc tak samotnie po zatłoczonych uliczkach, dotarło do mnie jak głupio i beznadziejnie postąpiłam. Zachowałam się jak rozpieszczone dziecko, które nie dostało lizaka.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, zastanawiając się, czy zadzwonić do Amona czy też nie. Z racji, iż byłam uparta, nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza i okazywać uległość. Za to weszłam w kontakty i wybrałam ostatnio zapisany przeze mnie numer.
-Tak? – usłyszałam. Przez chwilę wahałam się, czy nie rozłączyć się i zapomnieć o sprawie, czy też zrobić Amonowi na złość i kontynuować rozmowę.
-Tu Nika.
-Ach, Nika! Czekałem na twój telefon. Co u ciebie słychać?
-W sumie nic. – Włożyłam rękę do kieszeni spodni i zagryzłam nerwowo wargę. – Miałbyś dla mnie trochę czasu?
-Zawsze, o każdej porze! Kiedy i gdzie?
-Za dziesięć minut w kawiarni koło dworca?
-Jasne! – zawołał uradowany. –To do zoba…
-Urho - przerwałam mu – tylko proszę cię, nie rób sobie nadziei na nic.
-Dobrze, do zobaczenia.
I rozłączyłam się, wzdychając głośno. Nie miałam pojęcia, czy Amon jest typem zazdrośnika, ale w końcu trzeba było to sprawdzić.
Udałam się powolnym krokiem w stronę kawiarni. W drodze myślałam jeszcze, czy to aby dobry pomysł, bym spotkała się z chłopakiem, w towarzystwie którego ostatnim razem nie czułam się zbyt dobrze. Gdy dotarłam na miejsce, o dziwo, czekał już na mnie przystojny, zielonooki chłopak.
-Urho.
-Nika. Ślicznie wyglądasz. – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Pomijając fakt, iż ubrałam dziś najgorsze ciuchy, jakie mam i wyglądam jak siedem nieszczęść, to dziękuję – zaśmiałam się.
-Ty zawsze wyglądasz ślicznie. – Otworzył przede mną szklane drzwi, zapraszając do środka.
Zajęliśmy dwuosobowy stolik w cichym i ustronnym rogu sali. Co dziwne, gdy przechodziliśmy do stolika wszystkie osoby zwracały wzrok w stronę jasnowłosego chłopaka z zafascynowaniem. Urho widząc to uśmiechał się tylko rozbawiony.
-Więc, co cię natchnęło, by się ze mną spotkać, kwiatuszku? – spytał, patrząc mi w oczy.
Zaczęłam żałować w tamtym momencie niektórych decyzji.
-Urho, nie możemy po prostu spędzić czas jako… Jako p r z y j a c i e l e?
Chłopak strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego rękawa bluzki. Potem spojrzał na mnie, opierając się łokciami o szklany stolik i zakrywając dłońmi usta.
W sali zrobiło się cicho, jakby wszystkie osoby z niecierpliwością oczekiwały odpowiedzi. W sumie to ta odpowiedź i tak nie sprawiałaby mi żadnej różnicy. Myślami wciąż byłam przy ciemnowłosym chłopaku. Ściskając telefon w ręku pod stolikiiem czekałam, aż zadzwoni. Zaczynałam żałować, że zrobiłam mu taką scenę i uciekłam. I byłam strasznie rozczarowana tym, że Amon tak łatwo odpuścił.
Wtem Urho położył obydwie ręce na moją, położoną na stoliku i odpowiedział:
-Ależ my przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Przyjaciele nie mówią do siebie; kwiatuszku, słoneczko, kochanie i tym podobne.
-Wiem.
Zerknęłam na niego. Uśmiechał się serdecznie. Zastanawiałam się nad tym, czy możliwe jest, że dziś spędzimy ze sobą miły dzień, czy okaże się on powtórką z rozrywki.
-Ale w końcu nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co cię natchnęło, by się ze mną znów spotkać?
-Ach, tak, tylko… Zamówimy coś? – spytałam zmieszana.
-A jednak coś cię trapi – powiedział, obserwując zieloną, papierową chusteczkę, którą darł na kawałeczki. Stwierdzenie to było raczej skierowane do siebie, więc milczałam, a on kontynuował: – Możesz mi zaufać. Czy stało się coś z tym twoim ukochanym?
-Nie, nie. Skąd ten pomysł? – Uśmiechnęłam się nerwowo.
-Czyli tak – powiedział polowi odchylając się do tyłu – jeśli nie chcesz to oczywiście nie naciskam. Co ci zamówić? – Sięgnął menu i zaczął czytać na głos listę.
-Zamówię sobie latte macchiato. – Już chciałam wyjąć swoje pieniądze na kawę, lecz chłopak wstał pośpiesznie i podszedł do baru. W międzyczasie zerknęłam na wyświetlacz telefonu.
Nic. Żadnych wiadomości od Amona.
Postanowiłam szczerze polubić Urho. Albo przynajmniej spróbować. Pierwszym krokiem było wyłączenie telefonu, by nie kusiło mnie by sprawdzać co chwilę by przypadkiem się nie odezwał i skupić się na zielonookim chłopaku.
Stał przy ladzie dyskutując o czymś z kelnerką. Kobieta była niska, miała długie, falowane włosy i śliczny, słodki uśmieszek. Opierała się o blat, zakręcając kosmyk włosów na palec. Flirtowała z nim. Zabolało mnie to. Nie miałam pojęcia, dlaczego. Przecież nie mogłam być zazdrosna o n i e g o! Nie żywiłam do Urho żadnego uczucia.
W tamtej chwili zaczęłam myśleć:
W sumie Urho jest całkiem fajny, gdy chce. Przystojny jest na pewno, nikt temu nie zaprzeczy. Widać, że wielu dziewczynom się podoba. Ciekawe… Ciekawe jak to byłoby z nim… być.
Nie! Nigdy! Jakim prawem mogłam chociażby o tym pomyśleć?! Jestem samolubną i okropną istotą! Będąc z jednym zapominam o moim ukochanym Amonie… Trzeba mi psychiatry.
-Proszę dla pani latte macchiato – powiedział Urho, wybudzając mnie z transu. Ustawił przede mną kawę i usiadł na swoim miejscu z kawałkiem ciasta.
-Dzięki, ile ci oddać?
-Ale ta kawa była droga… - Zagryzłam wargę. Nie lubiłam takich sytuacji. Czułam się tak, jakbym kogoś wykorzystywała.
-Hm, więc możemy powiedzieć, że jest to dla ciebie taki skromny prezencik ode mnie.
Westchnęłam. Ani odrobinę mi to nie pomogło. Zamiast tego wzięłam różową słomkę i zaczęłam niezręcznie sączyć napój.
Chłopak spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i spytał:
-Coś nie tak, Niki?
Niki?
-Wszystko w porządku. Czemu tak na mnie powiedziałeś?
-Nie mogę?
-Możesz. Po prostu nikt tak na mnie nie mówi.
-A więc jestem wyjątkowy. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chcesz spróbować mojego ciasta? Jest przepyszne.
-Nie, dziękuję, jest małe, zjedz sobie spokojnie.
Faktycznie wyglądało apetycznie. Chciałam spróbować, lecz znów byłoby mi głupio. Taka już byłam.
-A więc, zamówię ci takie samo…
-Nie! – pisnęłam.
Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony i na czystą łyżeczkę nałożył mi kawałek. Pochylił się nad stolikiem, kierując powoli łyżeczkę w moją stronę. Zaśmiałam się i pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym przejęłam od niego łyżeczkę. Ciasto było dobre. Domyśliłam się, że był to 3bit.
Oddałam chłopakowi sztuciec, wycierając go wpierw chusteczką. Ten uśmiechnął się do mnie, zapytał czy dobre, na co odpowiedziałam, że przepyszne, po czym tą samą zaczął jeść.
W kawiarni posiedzieliśmy jeszcze jakieś pół godziny, rozmawiając o wszystkim, co nam przyjdzie do głowy. Co mnie ucieszyło - nie mówiliśmy nic o sobie.
Raz, co raz w sali słychać było nasz napad śmiechu. Musiałam przyznać, że co, jak co, ale miał o poczucie humoru. I okazał się być całkiem fajnym kolegą.
Potem wyszliśmy do parku. Przebiec się. Urho także lubił biegać, co mile mnie zaskoczyło. Biegliśmy więc truchcikiem, wydeptaną ścieżką po publicznym parku. Tamtego dnia nie było w nim zbyt wiele ludzi, co wyszło mi tylko na dobre. Gdyby było tam wiele osób, wstydziłabym się biegać.
Rozmawialiśmy znów o wszystkim i o niczym. Urho zaczął skarżyć się na politykę, co wciąż mnie rozbawiało. Wiedziałam, że wymyśla wciąż co nowe śmieszne teksty, by mnie rozbawić. Czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie.
Było tak fajnie, lecz jednak wszystko, co piękne szybko się kończy. A mianowicie, gdy wyszliśmy z parku, Urho zatrzymał się i podszedł do mnie tak, że nasze ciała prawie stykały się we wszystkich miejscach.
-Nika… - wyszeptał czule.
-T… Tak?
-Nadal ci się nie podobam, prawda? – spytał, hamując mi drogę ucieczki i otoczywszy mnie rękoma, oparł o latarnię.
Słyszałam w głowie alarm SOS, lecz ja, jak to ja, głupia, nadal stałam nieruchomo.
-Urho, lubię cię, ale nie tak, jakbyś chciał.
Chłopak przycisnął mnie swoim ciałem do latarni tak, że nie mogłam prawie w ogóle się ruszyć. Musnął wargami moje ucho i szepnął:
-Jesteśmy sobie przeznaczeni, Nika. Ty i ja. Razem. Przecież wiesz, że idealnie do siebie pasujemy. Kocham cię, Nika…
-Zostaw mnie! – krzyknęłam, próbując się oswobodzić.
-Nie drzyj się – syknął, łapiąc mnie za nadgarstki tak mocno, że łzy poleciały mi po polikach mimo woli.
-Dobrze, tylko błagam, puść mnie… - jęknęłam.
Posłuchał. Lecz gdy tylko przymierzyłam się do ucieczki, chwycił mnie brutalnie za ramię.
-Gdzie się wybierasz? Idziemy – zakomunikował ze złośliwym uśmieszkiem na ustach i pociągnął mnie w stronę obrzeży miasta. W kierunku domu Amona. Próbowałam wyszarpnąć się z jego uścisku, lecz każdy ruch sprawiał mi tylko ogromny ból. Miał przerażająco dużo siły. Postanowiłam więc chociaż z nim porozmawiać.
-Urho, dlaczego to robisz?
-Co robię? – warknął. Jego przyjazne nastawienie zmieniło się błyskawicznie, gdy tylko wyszliśmy z parku. Nie rozumiałam tego.
-Ciągniesz mnie gdzieś siłą.
-Zobaczysz.
Miałam cichą nadzieję, że Amon będzie w domu i wyczuje moją obecność czy coś takiego…
-Nie możemy załatwić tego spokojnie? Przepraszam, jeśli cię ura…
-Zamknij się. Jeśli nie będziesz moja z własnej woli, to wymuszę to na tobie.
Przeraziłam się nie na żarty. Zaczęłam błagać Amona w myślach, by mi pomógł. Wtedy wpadłam na pewien pomysł. Mogłam wpłynąć przecież na chłopaka.
Zostaw mnie – rozkazałam.
Nic się nie stało. Nadal szliśmy ścieżką w stronę lasu.
Rozkazuję, byś zostawił mnie w spokoju!
Nadal nic się nie działo. Zdziwiłam się. Przy najbliższej okazji musiałam porozmawiać o tym z Amonem czy Dagonem.
Dagon! Przecież jest moim Stróżem! Więc… Czemu go tu nie ma?
Zdziwiłam się. Skoro Dagon był moim Aniołem Stróżem, jego obowiązkiem było strzeżenie mnie od złego. A przecież nie znajdywałam się jakoś w dobrej i bezpiecznej sytuacji.
Dagi… Przecież musisz mi pomóc…
Wtem na skraju lasu ujrzałam ciemnowłosą postać z jakąś dziewczyną. Zatrzymałam się zbita z tropu. Urho szarpnął mnie, bym się ruszyła, lecz ja nie drgnęłam. Zerknął na mnie i poluźnił uścisk, po czym zwrócił wzrok tam, gdzie patrzyłam się ja. Gdy zauważył dwie postaci ponownie mnie szarpnął i siłą zaczął ciągnąć w drugą stronę. Próbowałam się oswobodzić, lecz nie dałam rady i przewróciłam się. Urho chwycił mnie za włosy i podniósł brutalnie. Zaczęłam piszczeć i chłopak zakrył mi usta ręką.
Nie byłam pewna, czy ten chłopak wkraczający do lasu, to Amon. Nie zrobiłby mi takiego czegoś. Nie mógłby być z inną dziewczyną. Nie mogliby iść do niego do domu.
Chyba...
-Pomocy! – krzyknęłam do nich, gdy po ugryzieniu jasnowłosego chłopaka odwrócili rękę ten odskoczył na chwilę.
Obydwoje odwrócili się zdezorientowani. Wtedy Urho zacisnął mi rękę na gardle i zaczął powoli dusić.
-Jeszcze raz… Szepniesz… Choć… Słówko… To cię… Uduszę!
-Zostaw ją! – usłyszałam głośny ryk.
Ciemnowłosy chłopak podbiegł do Urho i chwycił go za szyję, zmuszając do tego, by mnie puścił.
Ciemnowłosa dziewczyna pisnęła cicho, kryjąc się za drzewem.
Gdy Urho puścił mnie, zaczęłam łapczywie łapać oddech, opadając na trawę. Spojrzałam wtedy na Amona. Stał twarzą w twarz z Urho, oddychając ciężko. Jasnowłosy chłopak zaśmiał się tylko, po czym zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, a jego śmiech odbijał się wciąż echem pomiędzy drzewami.
Milczeliśmy tak wszyscy jakiś czas, dopóki Amon nie podszedł do mnie. Uklęknął i podniósł mnie, opierając o siebie.
-Nic ci nie jest? – zapytał, zmartwiony. Nim zdążyłam odpowiedzieć, chwycił mnie za podbródek i obejrzał dokładnie moją szyję.
-Wszystko w porządku, możesz mnie zostawić.
-Masz siną szyję. Nie boli cię?
-Nie – syknęłam.
Chłopak spojrzał mi w oczy i zapytał:
-Co się dzieje?
-Kim ona jest? – Skinęłam głową w stronę dziewczyny opierającej się o drzewo. Stała, przypatrując się nam w milczeniu. Była piękna. Miała ubraną czerwoną suknię, przypominającą te ze średniowiecza. Na szyi wisiał jej potężny, krwistego koloru klejnot, nałożony na złoty łańcuszek. Włosy miała ciemne, niczym niebo nocą, spływające jej falami po plecach aż do pasa. Wyraz twarzy miała tajemniczy, można byłoby powiedzieć nawet, że była przeradzająca.

-To Abir.




P.S
Za dużo gram w lola i nie ma czasu dodawać rozdziały :D A co dopiero je rozsyłać... Więc błagam Cię, osobo czytająca, byś przekazał/a mojego bloga chociaż jednej osobie, którą on zainteresuje. 
+Postanowiłam sobie, że nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod ostatnio dodanym postem nie będzie przynajmniej dziesięć komentarzy od dziesięciu różnych osób, nie wliczając w to moich komentarzy :))

12 stycznia 2014

Rozdział 13

-Dzień dobry panienko. Pani Muriel kazała mi panienkę obudzić – usłyszałam gdzieś z daleka.
Otworzyłam oczy, mrużąc je i dostrzegłam jakiegoś kolesia, odsłaniającego firanki z mojego okna.
Do pokoju wpadły promienie słoneczne i myślałam, że oślepłam, póki moje oczy nie przyzwyczaiły się do jasnego światła.
-Co do… Kim pan jest? – spytałam, sięgając po szlafrok.
-Och, więc pańska babcia nie opowiadała panience o mnie?
-Nie, raczej nie. – Rozejrzałam się szybko po pokoju, w poszukiwaniu Amona. Na szczęście nigdzie go nie było.
-Na imię mi Borys. Jestem Aniołem Stróżem pani Muriel – przedstawił się dumnie.
-Ach, tak… - Zmarszczyłam brwi. Nie wiadomo było mi nic na temat Stróża mojej babci. Ale w sumie słyszałam, że każdy człowiek ma swojego Anioła.
-Mów mi po imieniu panienko. – Uśmiechnął się serdecznie a na jego twarzy pojawiło się pełno zmarszczek.
Borys był staruszkiem. Podejrzewałam, że w wieku mojej babci. Miał krótkie, siwe włosy, był mojego wzrostu a jego brzuch kumulował zapasy tłuszczyku na zimę. Wyglądał na poczciwego dziadziusia z poczuciem humoru.
-Dobrze, Borysie. Ty też możesz mówić mi po imieniu.
Staruszek przytaknął, wciąż się uśmiechając i wyszedł z mojego pokoju.
Wstałam, wyjęłam z szafy sukienkę w jasnych kolorach, sięgającą kolan i parę innych rzeczy, po czym poszłam do łazienki ubrać się i umyć.
Pół godziny później zeszłam na dół, do kuchni, gdzie siedzieli już Zavebe, moja babcia i Borys.
-O, widzę, że w naszym domu kumuluje się coraz to więcej ludzi – rzuciłam w stronę babci, niby to z wyrzutami, niby żartobliwie.
Babcia odebrała to jednak jako żart i zaśmiała się.
Zrobiłam sobie śniadanie, nie zważając na obserwujące mnie trzy pary oczu. Po skończeniu usiadłam z nimi przy stole i zaczęłam jeść. Nie zdążyłam skończyć, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Otworzę!
-Zjem za ciebie resztę – oznajmił Zavebe, dobierając się do reszty niezjedzonej kanapki. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i poszłam otworzyć drzwi.
Ku mojemu zdziwieniu na ganku stała Rosie.
-Hej Nika, nie przeszkadzam?
-Skądże. Zapraszam.
Rosie weszła do przedpokoju i zdjęła buty, po czym udała się za mną na górę. Przedtem jednak wstąpiła na chwilę do kuchni, by ze zdziwieniem przywitać wesołą gromadkę liczącą Zavebe, moją babcię i Borysa. Z trudem oderwałam ją od nich. Widać było, że wszyscy czuli się dobrze we wszelkim towarzystwie.
-Co cię tu sprowadza? – zapytałam, będąc już w pokoju na górze.
-Nudy. Kto to był? Tam, w kuchni?
-Moja babcia, jej znajomy i mój brat – oznajmiłam, jak gdyby nigdy nic.
-Brat? – zapytała rozbawiona.
-Tak, brat.
Dziewczyna spoważniała, świdrując mnie wzrokiem.
-Żartujesz, prawda?
-Nie, mówię całkiem serio. Wczoraj się o tym dowiedziałam.
-I przyjęłaś to do wiadomości tak… Tak… Tak normalnie?
Wzruszyłam ramionami, opadając na łóżko obok brązowowłosej dziewczyny.
Gdy zaczęła dopytywać się wszystkiego o Zavebe, wymyśliłam na szybko historyjkę, jak chłopak mnie znalazł.
Gdy skończyłam opowiadać, Rosie ni stąd ni zowąd wypaliła:
-Nawet przystojny ten Zav!
O nie… Zaczęła skracać jego imię, czyli naprawdę jej się spodobał…
-Rosie, dla ciebie każdy facet jest przystojny…
-Ale serio mówię, fajnie byłoby, gdybyśmy zostały siostrami! – zapiszczała, klaszcząc w dłonie.
-Boże, Rosie! Uspokój się, nawet z nim nigdy nie gadałaś! – upomniałam ją, załamanym głosem.
Dziewczyna podeszła do mojej szafki z lustrem i podciągnęła koszulkę do góry, odsłaniając brzuch.
-Ehh, nic nie schudłam. – Pogłaskała się po brzuchu, wylewającym się jej ze spodni. –Myślisz, że zrobiłam na nim dobre pierwsze wrażenie?
-Rosie!
-No dobra, dobra. – Zaśmiała się, siadając z powrotem obok mnie.
Uśmiechnęłam się, widząc w myślach Rosie i Zavebe razem. W sumie to pasowaliby do siebie… Lec szybko odgoniłam tę myśl.
-Słuchaj… Byłam wczoraj w tym nowym sklepie na rogu… Wiesz, jakie oni mają… - zaczęła opowiadać, lecz przestałam ją słuchać, gdy kątem oka dostrzegłam ciemną postać w zacienionym rogu pokoju. Przyjrzałam się jej uważniej i rozpoznałam sylwetkę Amona. Jego twarz skryta była w mroku, tak, że widziałam tylko parę oczu, odbijających światło z nasłonecznionej części pomieszczenia. Gdy dyskretnie wyłonił się z cienia, dostrzegłam na jego twarzy ciepły uśmiech.
Bezszelestnie przemknął się do otwartego okna i niezauważony wyskoczył na zewnątrz. Zdziwiłam się, że moja towarzyszka niczego nie zauważyła, nadal opowiadając o nowym sklepie w mieście.
-Halo, ziemia do Niki, słyszysz mnie? – Pomachała mi przed nosem ręką, nadzianą na nadgarstku tysiącami kolorowych bransoletek.
-Tak, tak.
-Więc, o czym mówiłam? – zapytała ze złowrogim uśmieszkiem. Na szczęście od odpowiedzi uratował mnie Zavebe, wchodzący bez pukania do pokoju.
-Puka się – warknęłam.
-Hej, hej, spokojnie, mała! – Zaśmiał się.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na Rosie. Dziewczyna wpatrywała się w chłopaka z lekko otwartą buzią. Pstryknęłam ją w brodę, wybudzając z transu.
-Co chcesz?
-Zejdziecie na dół? Możemy obejrzeć sobie jakiś film. – Puścił oko do Rosie.
Puścił oko do Rosie.
P u ś c i ł o k o d o R o s i e!
Chciałam już powiedzieć, że nie, dziękujemy, ale Rosie mnie wyprzedziła mówiąc:
-Jasne! Idziemy, Nika!


Resztę dnia spędziłam na grach planszowych i oglądaniu filmów w trójkę. W pewnym momencie do jednej gry dołączyła moja babcia i Borys. Nie powiem, było wesoło. Szczególnie, gdy w moim domu pojawiła się jeszcze jedna osoba, a mianowicie Dagon. Brakowało tam jeszcze Amona…
Rosie została u mnie do dziesiątej wieczorem, po czym ku mojemu niezadowoleniu, Zavebe poszedł ją odprowadzić. Chciałam potem dowiedzieć się od chłopaka, o czym gadali czy co robili, ale ten tylko wciąż się uśmiechał, nic nie mówiąc.
Dowiedziałam się jedynie czegoś od Rosie, chociaż nie do końca to zrozumiałam. Napisała mi:
„Nie uwierzysz… Ale chyba będziemy rodziną!”
Po przeczytaniu esemesa opadłam na łóżko z rezygnacją. Nie miałam na nic siły. Znowu.
-Co się stało?
Amon tak mnie przestraszył, że zaczęłam się dusić. Podbiegł do mnie i delikatnie poklepał po plecach.
-Mógłbyś normalnie do mnie przychodzić a nie włamywać się? Nienawidzę tego.
-Och… Przepraszam, nie wiedziałem – powiedział wyraźnie zasmucony.
-Znaczy się… Lubię, ale nienawidzę tego momentu, gdy mnie straszysz – wytłumaczyłam, na co brunet się uśmiechnął i usiadł obok mnie.
-A w ogóle, Dagon powinien być przy mnie, gdy coś mi zagraża, prawda?
-Tak, to jego obowiązek.
-Więc, dlaczego nie było go wczoraj, gdy włamał się do mnie Zavebe? Mógłby być to ktoś inny, o złych zamiarach.
-Ponieważ, moja belleza – Chłopak zbliżył się powoli do mnie i skradł mi całusa, a gdy już chciałam zrobić to samo, odchylił się pośpiesznie ze złośliwym uśmieszkiem. - ja byłem wciąż przy tobie a poza tym Dagon nie wyczuł w pobliżu ciebie nikogo złego.
-Belleza? Co to znaczy?
-Piękna.
-Och… - Zarumieniłam się.
-Oczywiście nie będę tak na ciebie mówił, jeśli nie chcesz…
-Chcę! – powiedziałam błyskawicznie.
-Jesteś śliczna, estrellas desde el cielo, ale gdy się rumienisz, wyglądem przebijasz nawet Afrodytę. – Musnął wargami moją szyję.
Uśmiechnęłam się. Przyjemnie było słuchać komplementów od grzeszącego wyglądem anioła.
Gdy Amon zbliżał swoje usta do moich, by mnie pocałować, odsunął się, zaczął trząść i jęknął.
Osunął się na podłogę i widziałam, jak zwija się z bólu.
Błyskawicznie znalazłam się obok niego.
-Co się stało? Coś cię boli? Amon, słyszysz mnie? – pytałam spanikowana. Bałam się, byłam przerażona.
-Muszę… Muszę iść… - wyszeptał, z trudem łapiąc oddech. Wstał pośpiesznie i wyskoczył z okna.
Usiadłam na łóżku. Zaczęłam zastanawiać się, o co chodziło i co było przyczyną tego wszystkiego. Przez chwilę zapomniałam zupełnie gdzie jestem i co robię w tym pomieszczeniu, ale po sekundzie wszystko sobie przypomniałam.
Podskoczyłam, gdy ktoś zapukał do drzwi.
-Nika, mogę? – usłyszałam głos Zavebe.
Nie odpowiedziałam, więc wszedł. Powinien w takim przypadku wycofać się i odejść, ale Zavebe, jak to Zavebe, nic nie robił sobie z tego, że ktoś nie życzył sobie jego obecności.
-Coś się stało? – Uklęknął przede mną, opierając łokcie o moje kolana. W jego oczach wyczytałam troskę. W końcu byłam jego siostrą, choć w niektórych momentach nadal w to nie wierzyłam.
-Nie… Nic.
-Chciałem ci tylko powiedzieć… - Wstał i usiadł obok mnie – albo uprzedzić… W każdym razie, chyba nie przeszkadza ci to, że jestem Upadłym?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Zmarszczyłam brwi i z mojej głowy zniknęły myśli o Amonie a zastąpiła je ciekawość.
-Mówiłeś, że służyłeś w Niebie.
-Tak. Ale uciekłem. Musiałem cię znaleźć, co było dla mnie najważniejsze w tamtym momencie – powiedział, wpatrując się w jakiś punkt przez sobą.
-Żałujesz? – spytałam cicho.
-Nie wiem… Chyba nie. Nie miałem co robić, tam, na górze.
-Na górze? Więc Niebo jest na górze?
-W sumie to nie. U góry jest zwykłe niebo. Niebo aniołów to zupełnie inny wymiar. Co by było, gdyby każdy lotnik odkrywał Niebo pełne aniołów? – Uśmiechnął się.
Przytaknęłam, przyznając mu rację. Czasami było mi wstyd, że nie domyślałam się tak prostych rzeczy.
-Przypomniała mi się teraz pewna przypowieść, która jest dość znana Piekle.
-A mianowicie?
-Opowiedzieć ci?
Przytaknęłam.
-Żmija uciekając przed pożarem wpełzła na drzewo, lecz nie potrafiła z niego zejść. Poczciwy starzec zlitował się nad nią i zdjął z drzewa. Żmija natychmiast zaczęła go dusić.
„Za co?” – zdziwił się starzec.
Żmija odrzekła:
„Bo na tym świecie nikt dobrem za dobro nie płaci.”
Starzec, chcąc odroczyć chwilę śmierci, zaproponował by zapytać innych czy tak jest w istocie. Żmija i starzec wyruszyli w podróż, zadając pytanie wszystkim napotkanym po drodze. Jabłoń powiedziała:
„Daję ludziom smaczne owoce, a ludzie łamią mi gałęzie.”
Wół odpowiedział:
„Człowiek orze mną ziemię, a jednak mnie bije i w końcu zabija.”
Lisica zamiast odpowiedzieć, krzyknęła:
„Starcze, zabij pałką żmiję!”
Tak też uczynił, po czym popędził za lisicą. Zaczęła go błagać:
„Nie zabijaj mnie, przecież uratowałam ci życie.”
„A czyż na tym świecie za dobro odpłaca się dobrem?”
Zavebe zakończył opowieść głębokim westchnieniem.
-To takie… straszne. – Znalazłam szybko słowo, opisujące opowiedzianą historię. Byłam lekko zaskoczona owym opowiadaniem, które mnie przeraziło swą okrutnością.
-Taak. I takie prawdziwe.
-Nie zgodzę się z tym. – Zmarszczyłam brwi i zmieniłam temat: - Co z tobą i Rosie?
-Hę? – Chłopak zdziwił się zadanym przeze mnie pytaniem.
-No… bo widzę, że coś tam między wami… wiesz – powiedziałam, jąkając się.
-Zmień okulistę – zaśmiał się.
Wytknęłam mu język. Polubiłam go. Rosie, Dagon, moja babcia i Borys także. Tylko Amon jeszcze nie miał okazji się z nim zapoznać. W sumie to trochę dziwnie czułam się, zatajając nasz związek przed moimi bliskimi. Miałam nadzieję, że sami się domyślą i nie będę musiała się przed nimi tłumaczyć.
Minął niecały dzień, odkąd Borys wręcz zamieszkał w naszym domu. Pełnił rolę pomocy domowej i mojej prywatnej, całodobowej opiekunki. Przyzwyczaiłam się do tego, jak i do Zavebe zajmującego pokój gościnny. Mógł mieszkać u nas ile tylko chciał i oczywiście przystał na to z ogromną chęcią.
Chłopak posiedział u mnie jeszcze chwilę. Opowiedziałam mu większość rzeczy, które przytrafiły mi się od poznania Amona. O ciemnowłosym chłopaku nie wspomniałam ani słowem. Nie widziałam potrzeby, by Zavebe mieszał się w moje życie aż do takiego stopnia.
W nocy znów pojawił się u mnie anioł.
-Jak ci minął dzień? – zapytał, kładąc się obok mnie na łóżku.
-Znów się wkradasz. Chciałabym spędzać z tobą czas w ciągu dnia.
-A w nocy nie?
-Też… Ale chodzi mi o to, że czuję się jak uciekinier, który ukrywa się przed światem.
-Rozumiem. Jeśli chcesz, przyjdę po ciebie jutro.
-Przyjdź do mnie. Chciałabym zapoznać cię z moim bratem.
Chłopak zamknął na chwilę oczy i podparł głowę ręką, leżąc odwrócony w moją stronę. Zauważyłam wtedy, że miał długie, czarne rzęsy… i bliznę. Cienka, jasna kreska wiła się wzdłuż jego twarzy, przechodząc przez prawą powiekę. Dziwiłam się, że wcześniej jej nie zaważyłam. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam delikatnie miejsce, w którym się zaczynała. Chłopak się uśmiechnął i mając nadal zamknięte oczy przyłożył swą dłoń do mojej, przyciskając mocniej do czoła.
-Skąd ta blizna?
-Po bitwie.
-Jakiej bitwie? – spytałam słabo.
-Gdy byłaś mała, Szatan uderzył z Upadłymi na anioły. Byłem wtedy Archaniołem – westchnął.
-Czemu wcześniej…
-Jej nie widziałaś? – dokończył za mnie – wybacz mi, kazałem ci jej nie zauważać.
-Nie rób mi tak więcej – fuknęłam.
-Przepraszam – powiedział ze smutkiem w głosie.
-Co się stało, że musiałeś pójść?
-Ach, musiałem gdzieś szybko iść…
Nasze relacje z Amonem polegały jeszcze na poznawaniu się. Byłam pewna swego uczucia do chłopaka, ale nie miałam pewności, czy uczucie to odwzajemniał. Miałam nadzieję, że czas wszystko wyjawi.


Następnego dnia rano znów obudził mnie Borys.
-Czy mógłbyś być tak miły i nie budzić mnie osobiście? Nie chcę być niegrzeczna, ale jednak to moje terytorium i…
-Rozumiem panienko. Oczywiście, już więcej cię nie obudzę. – Uśmiech pojawił się na jego ustach, i znikł tak samo szybko, jak się pojawił.
-Och, Borysie… Nie bądź zły ani smutny… - powiedziałam zmieszana.
-Nie jestem, wszystko jest w porządku. – I wyszedł.
Wstałam, ubrałam się i poszłam do łazienki, umyć zęby. Zauważywszy, że jest zajęta zapukałam.
-Zajęte! – usłyszałam głos Zavebe, między zagłuszającym go dźwiękiem lejącej się wody.
-Długo?
-Dopiero wszedłem!
Zaczyna się…


Około czternastej przyszedł Amon. Okazało się, że Zavebe i ciemnowłosy chłopak dobrze się znają.

Porozmawialiśmy chwilę z resztą domowników i wyszliśmy zadowoleni do miasta.