Najbardziej
irytowało mnie to, że Amon na każdym kroku upomniał mnie : „rób to, nie rób
tamtego, uważaj na to, nie pomiń tego, nie ruszaj tamtego, nie idź tam, idź tu”
i tym podobne.
-Czemu
ciągle mi coś wypominasz? Umiem o siebie zadbać, wiesz? – powiedziałam z
wyrzutami.
-Jesteś
delikatną istotą, Nika. Nie chcę, by znów stało ci się coś złego. – Spojrzał na
moją rękę, gdzie po ranie została dość duża, okrągła blizna.
Przewróciłam
tylko oczami, poirytowana. Niby szłam z żywym cudem trzymającym mnie za rękę i
każda dziewczyna zauważając Amona wzdychała rozmarzona, ale dla mnie ten spacer
był wręcz męczący.
Gdy
chciałam skręcić w jakiś spokojniejszy zaułek, Amon powiedział:
-Nika,
nie pójdziesz tam. Nie widzisz, że jest to zbyt cicha i podejrzana ulica?
-Dla
ciebie każda ulica jest cicha i podejrzana! W każdym zaułku czai się zło i
wszyscy ludzie chcą mnie zabić! Czy mógłbyś w końcu przestać traktować mnie jak
dziecko?! – krzyknęłam, robiąc niezłe widowisko.
Amon
podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
-Balleza, spokojnie – szepnął mi do ucha.
Wtedy
złość zgromadzana we mnie od jakichś dwóch godzin wyszła na zewnątrz:
-Zostaw
mnie! Idź już sobie! Nie chcę już nigdzie z tobą iść! Nawet nie mamy gdzie, bo
przecież nigdzie nie mogę chodzić!
Amon
spojrzał na mnie i dostrzegłam ból w jego oczach. W normalnej sytuacji
zaczęłabym przepraszać chłopaka i wycofałabym te jadowite słowa, lecz w tamtym
momencie po prostu odwróciłam się na pięcie i z zaciśniętymi pięściami ruszyłam
przed siebie.
-Nika,
czekaj! – zawołał za mną błagalnie.
Nie
posłuchałam go i szłam dalej stanowczym krokiem. Miałam nadzieję, że Amon
pójdzie za mną i zacznie normalnie się zachowywać, po czym dokończymy nasz
spacer w normalnej, miłej atmosferze, lecz chłopak zrezygnował z gonienia mnie
i po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Świetnie.
Chodząc
tak samotnie po zatłoczonych uliczkach, dotarło do mnie jak głupio i beznadziejnie
postąpiłam. Zachowałam się jak rozpieszczone dziecko, które nie dostało lizaka.
Zerknęłam
na wyświetlacz telefonu, zastanawiając się, czy zadzwonić do Amona czy też nie.
Z racji, iż byłam uparta, nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza i okazywać uległość.
Za to weszłam w kontakty i wybrałam ostatnio zapisany przeze mnie numer.
-Tak?
– usłyszałam. Przez chwilę wahałam się, czy nie rozłączyć się i zapomnieć o
sprawie, czy też zrobić Amonowi na złość i kontynuować rozmowę.
-Tu
Nika.
-Ach,
Nika! Czekałem na twój telefon. Co u ciebie słychać?
-W
sumie nic. – Włożyłam rękę do kieszeni spodni i zagryzłam nerwowo wargę. –
Miałbyś dla mnie trochę czasu?
-Zawsze,
o każdej porze! Kiedy i gdzie?
-Za
dziesięć minut w kawiarni koło dworca?
-Jasne!
– zawołał uradowany. –To do zoba…
-Urho
- przerwałam mu – tylko proszę cię, nie rób sobie nadziei na nic.
-Dobrze,
do zobaczenia.
I
rozłączyłam się, wzdychając głośno. Nie miałam pojęcia, czy Amon jest typem
zazdrośnika, ale w końcu trzeba było to sprawdzić.
Udałam
się powolnym krokiem w stronę kawiarni. W drodze myślałam jeszcze, czy to aby
dobry pomysł, bym spotkała się z chłopakiem, w towarzystwie którego ostatnim
razem nie czułam się zbyt dobrze. Gdy dotarłam na miejsce, o dziwo, czekał już
na mnie przystojny, zielonooki chłopak.
-Urho.
-Nika.
Ślicznie wyglądasz. – Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Pomijając
fakt, iż ubrałam dziś najgorsze ciuchy, jakie mam i wyglądam jak siedem
nieszczęść, to dziękuję – zaśmiałam się.
-Ty
zawsze wyglądasz ślicznie. – Otworzył przede mną szklane drzwi, zapraszając do
środka.
Zajęliśmy
dwuosobowy stolik w cichym i ustronnym rogu sali. Co dziwne, gdy
przechodziliśmy do stolika wszystkie osoby zwracały wzrok w stronę jasnowłosego
chłopaka z zafascynowaniem. Urho widząc to uśmiechał się tylko rozbawiony.
-Więc,
co cię natchnęło, by się ze mną spotkać, kwiatuszku? – spytał, patrząc mi w
oczy.
Zaczęłam
żałować w tamtym momencie niektórych decyzji.
-Urho,
nie możemy po prostu spędzić czas jako… Jako p r z y j a c i e l e?
Chłopak
strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego rękawa bluzki. Potem spojrzał na mnie,
opierając się łokciami o szklany stolik i zakrywając dłońmi usta.
W
sali zrobiło się cicho, jakby wszystkie osoby z niecierpliwością oczekiwały
odpowiedzi. W sumie to ta odpowiedź i tak nie sprawiałaby mi żadnej różnicy.
Myślami wciąż byłam przy ciemnowłosym chłopaku. Ściskając telefon w ręku pod
stolikiiem czekałam, aż zadzwoni. Zaczynałam żałować, że zrobiłam mu taką scenę
i uciekłam. I byłam strasznie rozczarowana tym, że Amon tak łatwo odpuścił.
Wtem
Urho położył obydwie ręce na moją, położoną na stoliku i odpowiedział:
-Ależ
my przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem.
-Przyjaciele
nie mówią do siebie; kwiatuszku, słoneczko, kochanie i tym podobne.
-Wiem.
Zerknęłam
na niego. Uśmiechał się serdecznie. Zastanawiałam się nad tym, czy możliwe
jest, że dziś spędzimy ze sobą miły dzień, czy okaże się on powtórką z
rozrywki.
-Ale
w końcu nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Co cię natchnęło, by się ze mną znów
spotkać?
-Ach,
tak, tylko… Zamówimy coś? – spytałam zmieszana.
-A
jednak coś cię trapi – powiedział, obserwując zieloną, papierową chusteczkę,
którą darł na kawałeczki. Stwierdzenie to było raczej skierowane do siebie,
więc milczałam, a on kontynuował: – Możesz mi zaufać. Czy stało się coś z tym
twoim ukochanym?
-Nie,
nie. Skąd ten pomysł? – Uśmiechnęłam się nerwowo.
-Czyli
tak – powiedział polowi odchylając się do tyłu – jeśli nie chcesz to oczywiście
nie naciskam. Co ci zamówić? – Sięgnął menu
i zaczął czytać na głos listę.
-Zamówię
sobie latte macchiato. – Już chciałam wyjąć swoje pieniądze na kawę, lecz
chłopak wstał pośpiesznie i podszedł do baru. W międzyczasie zerknęłam na
wyświetlacz telefonu.
Nic. Żadnych
wiadomości od Amona.
Postanowiłam
szczerze polubić Urho. Albo przynajmniej spróbować. Pierwszym krokiem było
wyłączenie telefonu, by nie kusiło mnie by sprawdzać co chwilę by przypadkiem
się nie odezwał i skupić się na zielonookim chłopaku.
Stał
przy ladzie dyskutując o czymś z kelnerką. Kobieta była niska, miała długie,
falowane włosy i śliczny, słodki uśmieszek. Opierała się o blat, zakręcając
kosmyk włosów na palec. Flirtowała z nim. Zabolało mnie to. Nie miałam pojęcia,
dlaczego. Przecież nie mogłam być zazdrosna o n i e g o! Nie żywiłam do Urho
żadnego uczucia.
W
tamtej chwili zaczęłam myśleć:
W sumie Urho
jest całkiem fajny, gdy chce. Przystojny jest na pewno, nikt temu nie
zaprzeczy. Widać, że wielu dziewczynom się podoba. Ciekawe… Ciekawe jak to
byłoby z nim… być.
Nie! Nigdy!
Jakim prawem mogłam chociażby o tym pomyśleć?! Jestem samolubną i okropną
istotą! Będąc z jednym zapominam o moim ukochanym Amonie… Trzeba mi psychiatry.
-Proszę
dla pani latte macchiato – powiedział Urho, wybudzając mnie z transu. Ustawił
przede mną kawę i usiadł na swoim miejscu z kawałkiem ciasta.
-Dzięki,
ile ci oddać?
-Ale
ta kawa była droga… - Zagryzłam wargę. Nie lubiłam takich sytuacji. Czułam się
tak, jakbym kogoś wykorzystywała.
-Hm,
więc możemy powiedzieć, że jest to dla ciebie taki skromny prezencik ode mnie.
Westchnęłam.
Ani odrobinę mi to nie pomogło. Zamiast tego wzięłam różową słomkę i zaczęłam
niezręcznie sączyć napój.
Chłopak
spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i spytał:
-Coś
nie tak, Niki?
Niki?
-Wszystko
w porządku. Czemu tak na mnie powiedziałeś?
-Nie
mogę?
-Możesz.
Po prostu nikt tak na mnie nie mówi.
-A
więc jestem wyjątkowy. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Chcesz spróbować mojego
ciasta? Jest przepyszne.
-Nie,
dziękuję, jest małe, zjedz sobie spokojnie.
Faktycznie
wyglądało apetycznie. Chciałam spróbować, lecz znów byłoby mi głupio. Taka już
byłam.
-A
więc, zamówię ci takie samo…
-Nie!
– pisnęłam.
Chłopak
spojrzał na mnie rozbawiony i na czystą łyżeczkę nałożył mi kawałek. Pochylił
się nad stolikiem, kierując powoli łyżeczkę w moją stronę. Zaśmiałam się i
pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym przejęłam od niego łyżeczkę. Ciasto
było dobre. Domyśliłam się, że był to 3bit.
Oddałam
chłopakowi sztuciec, wycierając go wpierw chusteczką. Ten uśmiechnął się do
mnie, zapytał czy dobre, na co odpowiedziałam, że przepyszne, po czym tą samą
zaczął jeść.
W
kawiarni posiedzieliśmy jeszcze jakieś pół godziny, rozmawiając o wszystkim, co
nam przyjdzie do głowy. Co mnie ucieszyło - nie mówiliśmy nic o sobie.
Raz,
co raz w sali słychać było nasz napad śmiechu. Musiałam przyznać, że co, jak
co, ale miał o poczucie humoru. I okazał się być całkiem fajnym kolegą.
Potem
wyszliśmy do parku. Przebiec się. Urho także lubił biegać, co mile mnie
zaskoczyło. Biegliśmy więc truchcikiem, wydeptaną ścieżką po publicznym parku.
Tamtego dnia nie było w nim zbyt wiele ludzi, co wyszło mi tylko na dobre.
Gdyby było tam wiele osób, wstydziłabym się biegać.
Rozmawialiśmy
znów o wszystkim i o niczym. Urho zaczął skarżyć się na politykę, co wciąż mnie
rozbawiało. Wiedziałam, że wymyśla wciąż co nowe śmieszne teksty, by mnie
rozbawić. Czułam się coraz swobodniej w jego towarzystwie.
Było
tak fajnie, lecz jednak wszystko, co piękne szybko się kończy. A mianowicie,
gdy wyszliśmy z parku, Urho zatrzymał się i podszedł do mnie tak, że nasze
ciała prawie stykały się we wszystkich miejscach.
-Nika…
- wyszeptał czule.
-T…
Tak?
-Nadal
ci się nie podobam, prawda? – spytał, hamując mi drogę ucieczki i otoczywszy
mnie rękoma, oparł o latarnię.
Słyszałam
w głowie alarm SOS, lecz ja, jak to ja, głupia, nadal stałam nieruchomo.
-Urho,
lubię cię, ale nie tak, jakbyś chciał.
Chłopak
przycisnął mnie swoim ciałem do latarni tak, że nie mogłam prawie w ogóle się
ruszyć. Musnął wargami moje ucho i szepnął:
-Jesteśmy
sobie przeznaczeni, Nika. Ty i ja. Razem. Przecież wiesz, że idealnie do siebie
pasujemy. Kocham cię, Nika…
-Zostaw
mnie! – krzyknęłam, próbując się oswobodzić.
-Nie
drzyj się – syknął, łapiąc mnie za nadgarstki tak mocno, że łzy poleciały mi po
polikach mimo woli.
-Dobrze,
tylko błagam, puść mnie… - jęknęłam.
Posłuchał.
Lecz gdy tylko przymierzyłam się do ucieczki, chwycił mnie brutalnie za ramię.
-Gdzie
się wybierasz? Idziemy – zakomunikował ze złośliwym uśmieszkiem na ustach i
pociągnął mnie w stronę obrzeży miasta. W kierunku domu Amona. Próbowałam
wyszarpnąć się z jego uścisku, lecz każdy ruch sprawiał mi tylko ogromny ból.
Miał przerażająco dużo siły. Postanowiłam więc chociaż z nim porozmawiać.
-Urho,
dlaczego to robisz?
-Co
robię? – warknął. Jego przyjazne nastawienie zmieniło się błyskawicznie, gdy
tylko wyszliśmy z parku. Nie rozumiałam tego.
-Ciągniesz
mnie gdzieś siłą.
-Zobaczysz.
Miałam
cichą nadzieję, że Amon będzie w domu i wyczuje moją obecność czy coś takiego…
-Nie
możemy załatwić tego spokojnie? Przepraszam, jeśli cię ura…
-Zamknij
się. Jeśli nie będziesz moja z własnej woli, to wymuszę to na tobie.
Przeraziłam
się nie na żarty. Zaczęłam błagać Amona w myślach, by mi pomógł. Wtedy wpadłam
na pewien pomysł. Mogłam wpłynąć przecież na chłopaka.
Zostaw mnie – rozkazałam.
Nic
się nie stało. Nadal szliśmy ścieżką w stronę lasu.
Rozkazuję, byś
zostawił mnie w spokoju!
Nadal
nic się nie działo. Zdziwiłam się. Przy najbliższej okazji musiałam porozmawiać
o tym z Amonem czy Dagonem.
Dagon! Przecież
jest moim Stróżem! Więc… Czemu go tu nie ma?
Zdziwiłam
się. Skoro Dagon był moim Aniołem Stróżem, jego obowiązkiem było strzeżenie
mnie od złego. A przecież nie znajdywałam się jakoś w dobrej i bezpiecznej
sytuacji.
Dagi… Przecież
musisz mi pomóc…
Wtem
na skraju lasu ujrzałam ciemnowłosą postać z jakąś dziewczyną. Zatrzymałam się
zbita z tropu. Urho szarpnął mnie, bym się ruszyła, lecz ja nie drgnęłam.
Zerknął na mnie i poluźnił uścisk, po czym zwrócił wzrok tam, gdzie patrzyłam
się ja. Gdy zauważył dwie postaci ponownie mnie szarpnął i siłą zaczął ciągnąć
w drugą stronę. Próbowałam się oswobodzić, lecz nie dałam rady i przewróciłam
się. Urho chwycił mnie za włosy i podniósł brutalnie. Zaczęłam piszczeć i
chłopak zakrył mi usta ręką.
Nie
byłam pewna, czy ten chłopak wkraczający do lasu, to Amon. Nie zrobiłby mi
takiego czegoś. Nie mógłby być z inną dziewczyną. Nie mogliby iść do niego do
domu.
Chyba...
-Pomocy!
– krzyknęłam do nich, gdy po ugryzieniu jasnowłosego chłopaka odwrócili rękę
ten odskoczył na chwilę.
Obydwoje
odwrócili się zdezorientowani. Wtedy Urho zacisnął mi rękę na gardle i zaczął
powoli dusić.
-Jeszcze
raz… Szepniesz… Choć… Słówko… To cię… Uduszę!
-Zostaw
ją! – usłyszałam głośny ryk.
Ciemnowłosy
chłopak podbiegł do Urho i chwycił go za szyję, zmuszając do tego, by mnie
puścił.
Ciemnowłosa
dziewczyna pisnęła cicho, kryjąc się za drzewem.
Gdy
Urho puścił mnie, zaczęłam łapczywie łapać oddech, opadając na trawę. Spojrzałam
wtedy na Amona. Stał twarzą w twarz z Urho, oddychając ciężko. Jasnowłosy
chłopak zaśmiał się tylko, po czym zniknął. Po prostu rozpłynął się w
powietrzu, a jego śmiech odbijał się wciąż echem pomiędzy drzewami.
Milczeliśmy
tak wszyscy jakiś czas, dopóki Amon nie podszedł do mnie. Uklęknął i podniósł
mnie, opierając o siebie.
-Nic
ci nie jest? – zapytał, zmartwiony. Nim zdążyłam odpowiedzieć, chwycił mnie za
podbródek i obejrzał dokładnie moją szyję.
-Wszystko
w porządku, możesz mnie zostawić.
-Masz
siną szyję. Nie boli cię?
-Nie
– syknęłam.
Chłopak
spojrzał mi w oczy i zapytał:
-Co
się dzieje?
-Kim
ona jest? – Skinęłam głową w stronę dziewczyny opierającej się o drzewo. Stała,
przypatrując się nam w milczeniu. Była piękna. Miała ubraną czerwoną suknię,
przypominającą te ze średniowiecza. Na szyi wisiał jej potężny, krwistego
koloru klejnot, nałożony na złoty łańcuszek. Włosy miała ciemne, niczym niebo
nocą, spływające jej falami po plecach aż do pasa. Wyraz twarzy miała
tajemniczy, można byłoby powiedzieć nawet, że była przeradzająca.
-To
Abir.
P.S
Za dużo gram w lola i nie ma czasu dodawać rozdziały :D A co dopiero je rozsyłać... Więc błagam Cię, osobo czytająca, byś przekazał/a mojego bloga chociaż jednej osobie, którą on zainteresuje.
+Postanowiłam sobie, że nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod ostatnio dodanym postem nie będzie przynajmniej dziesięć komentarzy od dziesięciu różnych osób, nie wliczając w to moich komentarzy :))
+Postanowiłam sobie, że nie dodam kolejnego rozdziału, jeśli pod ostatnio dodanym postem nie będzie przynajmniej dziesięć komentarzy od dziesięciu różnych osób, nie wliczając w to moich komentarzy :))