Znałam
drogę, szłam więc szybko korytarzem.
Bałam
się. Naprawdę, strasznie się bałam. Nie wiedziałam nawet, czego, bo nie miałam pojęcia,
co tam zastanę.
W
końcu dotarłam do dużego pomieszczenia. Weszłam do niego i ujrzałam…
-Kinez?!
Blondynka
uśmiechnęła się cynicznie.
-Wiesz,
zrobiłabym wszystko, by się ciebie pozbyć.
Zmarszczyłam
brwi. Wtedy zza zasłony mroku wyszedł jakiś chłopak. Rozpoznałam szatyna, choć
nie od razu.
-Co…?
– szepnęłam.
Biryn
podszedł do Kinez i objął ją za szyję, ocierając się policzkiem o jej włosy.
Potem brutalnie przyciągnął ją do siebie i pocałował.
-Ekhem,
czy ktoś mi w końcu powie…
-Co
tu się dzieje? Otóż to bardzo proste. Ja mam pewną sprawę, Urho także, a Kinez
na tym skorzysta. Nasza perełka trochę nam pomogła. Z kolei Biryn robił tylko
to, co mu kazano – usłyszałam głos, dobiegający gdzieś zza mnie.
Odwróciłam
się błyskawicznie i ujrzałam Asbiela i Urho. Na ubraniach obydwu przeważały
ciemne kolory, dodając im nutki grozy.
Żałowałam
wtedy, że jednak Zavebe ze mną nie poszedł.
-Kim
ty jesteś, Urho? – spytałam, mrużąc oczy. Chciałam także zrobić krok do tyłu,
ale wtedy wpadłabym na obejmujących się Biryn Biryna i Kinez.
Wiedziałam,
czego chciał Asbiel. Bym stała się anielicą, a wtedy on będzie mógł być znów w
Niebie.
Wtem
Urho zrobił krok w bok i zza jego pleców wyłoniły się potężne, czarne skrzydła.
Większe, niż jakiekolwiek widziałam. Czarne pióra lśniły i budziły we mnie
strach, tak samo jak w Kinez, która schowała się w ramionach Biryna.
-Jestem
Nocą, Złem, Płaczem, Ciemnością, Okrucieństwem – powiedział, patrząc gdzieś w
bok.
-Upadłym.
-Jestem
Panem Upadłych – poprawił mnie.
Otworzyłam
szeroko oczy ze zdziwienia.
Amon wiedział. Doskonale
wiedział, kim jest Urho. Tylko dlaczego o niczym nie raczył mi powiedzieć?
-Jesteś
Diabłem – wyszeptałam, kierując te słowa do siebie.
Jasnowłosy
chłopak uśmiechnął się, nie powiem, że serdecznie, ale tak to wyglądało.
-I
chcę, byś jako anielica zasiadła ze mną na tronie.
Wyszczerzyłam
oczy jeszcze bardziej.
-Czy
ty oszalałeś?!
-Nie
masz wyboru. Jeśli chcesz żeby twoja babcia nadal żyła, zrobisz to.
Z
trudem powstrzymywałam łzy, prosząc w my
ślach Amona o
pomoc.
-Twój
Amon ci nie pomoże. Chyba, że chcesz, by był torturowany do końca swego
nędznego żywota. A zapewniam cię, pożyje jeszcze długo – odparł Urho. – Więc
jak, pójdziesz ze mną, czy chcesz patrzeć jak twoja babcia kończy swój żywot?
Gorące
łzy spłynęły mi po policzkach. Czułam, że nie miałam innego wyboru.
W
tamtym momencie nie myśl o staniu się aniołem mnie przerażała, lecz to, że
musiałam zrezygnować z Amona… dla Urho.
Albo i nie.
-
Nigdy cię nie pokocham – syknęłam.
-Oh,
zobaczymy.
-
Obiecuję ci to. Będę tam, przy tobie tylko i wyłącznie z przymusu.
-Nie
szkodzi.
-I
nie zabronisz mi wtedy spotykać się z Amonem – powiedziałam z wahaniem.
Chłopak
zmarszczył brwi i podszedł do mnie, składając skrzydła wzdłuż pleców i
otaczając mnie ramieniem.
-Tak
nie przystoi.
Zabrałam
jego rękę z moich pleców i cofnęłam się o krok.
-Albo
zrobimy inaczej. Amon zginie i nie będziesz już chciała się z nim widywać –
odparł, dumny z siebie.
-Nie!
– krzyknęłam przerażona – dobrze, dobrze, zrobię wszystko… - Gdy już miałam zamiar się poddać, usłyszałam huk.
Odwróciłam się błyskawicznie i ujrzałam Amona, o dziwo, wchodzącego do
pomieszczenia przez sekundę wcześniej rozwaloną ścianę. Za nim wszedł Zavebe i
pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jego rozczochrane włosy, jakby właśnie
przeszło tam tornado. Potem ujrzałam Dagona i… Abir. Przewróciłam oczami i
powiedziałam do ekipy ratującej, w szczególności kierując to do Abir:
-Obeszłabym
się bez was.
-Ho,
ho, ho – zawołał Urho, przypominając w tamtym momencie Świętego Mikołaja. –
Kogo ja widzę? Amon!
Ciemnowłosy
chłopak wzdrygnął się i podszedł do mnie, odciągając mnie od Urho, Kinez,
Asbiela oraz Biryna.
-W
co ty się znów pakujesz? – szepnął, obejmując mnie od tyłu.
-Tu
chodzi o moją…
-Babcię.
Możemy uratować ją inaczej. W ogóle czego oni chcą?
-Nikę.
Chcemy Nikę – poinformował jasnowłosy chłopak, strzepując niewidzialny pyłek z
klapy marynarki. Wtedy zapadła cisza.
-Nie!
– odparł stanowczo Zavebe, robiąc krok w przód. – Nie pozwolę, nie weźmiecie
jej!
-Och,
chcesz się przekonać? Co ty możesz zrobić, Zavebe? Jesteś mój. Tak samo jak
Amon. Zrobię z wami co tylko zechcę. – Zaśmiał się szyderczo.
-Jestem
jeszcze ja – przemówił Dagon.
-Aniołeczku,
nie masz szans z Diabłem i dwoma Upadłymi. Nie jesteś nawet pół krwi
Archaniołem. Jesteś nikim… A ty, Nika, też chcesz walczyć? Co może zrobić
niedoszła anielica?
-Och,
więc pierw gadasz, że mnie kochasz i chcesz być ze mną gdzieś tam, a potem masz
czelność się ze mnie nabijać? – palnęłam, nadąsana. Miałam tendencje do zachowywania się inaczej niż przystoi w
niektórych sytuacjach.
W
tamtym momencie oczy Urho nie wypełniała już groza, lecz były to oczy Urho,
którego znałam i szczerze lubiłam. Jego twarz złagodniała a skrzydła
zdematerializowały się w mgnieniu oka.
-Przecież
jestem twoim przyjacielem, Nika. Twoim Urho – powiedział, wyraźnie zasmucony.
Przez
chwilę uwierzyłam w iluzję, lecz gdy tylko poczułam mocniejszy uścisk Amona,
jasnowłosy chłopak wrócił znów do swojej postaci.
-Na
trzy uciekamy przez tę dziurę. Wtedy trzymaj się mnie mocno – szepnął mój anioł.
Nie
miałam zbytnio innego wyboru, więc przytaknęłam.
-Na
co czekamy? Nika, tym czynem zrobisz wiele dobrego. – Asbiel w końcu podniósł
głos.
-Raz…
Uśmiechnęłam
się cynicznie, patrząc ślepo na mężczyznę.
-Szybciej
– syknęła Kinez, zniesmaczona.
-Dwa…
Wtedy
Urho skinął na Biryna, a ten puścił dziewczyną i zaczął iść w moją stronę.
-Trzy.
Zamknęłam
oczy, czując jak muskularne raniona podnoszą mnie, chwytając za nogi i plecy. A
potem chłopak zaczął biec. I wszyscy inni także.
-Za
nimi! – krzyknął Urho gdzieś z daleka.
-Jeszcze
kawałek, szybciej, Zavebe!
Chwilę
później poczułam powiew świeżego powietrza i z powrotem otworzyłam oczy.
Byliśmy znów w lesie.
-Teraz
trzymaj się mnie mocno – szepnął Amon, ocierając swój policzek o mój i odepchnąwszy
się od ziemi, zamachał swymi potężnymi skrzydłami.
Byłam
zachwycona i jego skrzydłami i lotem, lecz postanowiłam zachwycać się trochę
później, gdy już będziemy bezpieczni.
-Amon,
gdzie lecimy? – spytał Zavebe.
Chciałam
spojrzeć na niego, lecz bałam się ruszyć obawiając się upadku.
-Do
mojego domu. Tam pomyślimy co dalej.
-Ale
tam nas znajdą!
-Nie
martw się, nie znajdą – odparł chłopak z uśmieszkiem na ustach.
-Dziękuję
– szepnęłam i pocałowałam Amona w noc, gdy już byliśmy bezpieczni na twardym
gruncie.
Weszliśmy
wszyscy do willi i usadowiliśmy się w salonie, gdzie byłam kiedyś z Rosie.
-To
co dalej? – zaczął Dagon, opierający się o ścianę.
-Musimy
jakoś odbić babcię – stwierdził Zavebe.
-To
już wiemy. Tylko powiedz mi, jak?
-Chcieli
mnie w zamian… - odparłam, lecz Amon przerwał mi stanowczo:
-Nie.
Nie pozwolę ci na to za nic.
-Tu
chodzi o moją babcię!
-Nie
rozumiesz, że nie mogę cię stracić?! – krzyknął i walnął pięścią ścianę,
zostawiając więcej niej wgniecenia.
-To
może Nika po prostu zmieni się w anioła i odbijemy babcię, po czym uciekniemy?
-Nie
– zaprzeczył znów brunet siadając na kanapie obok mnie.
-A
to dlaczego? – spytałam ze zdziwieniem.
-Nie
będziesz taka jak my. Nie możesz. Nie zasłużyłaś sobie na takie coś.
-No
przecież to nic strasznego..
-Chcesz
patrzeć, jak wszyscy, którzy coś dla ciebie znaczą umierają jeden za drugim?
Chcesz tkwić pomiędzy życiem a śmiercią? Chcesz być taka już na zawsze? Nie
mieć dzieci, nie starzeć się, nie siedzieć na ganku wypatrując powrotu swych
pociech swego… męża?
-Chcę
przeżyć całą wieczność z tobą – odparłam stanowczo, zerkając na przyglądającą
się tej rozmowie Abir.
-I
tak nas rozdzielą…
-Co?
Dlaczego?
-Jestem
Upadłym, nie pamiętasz?
Spuściłam
głowę, nie chcąc już o tym rozmawiać.
-Idę
do Borysa – oznajmiłam, wstając.
-Borys
jest u siebie. – Dagon skinął głową w górę.
-Ach…
Więc idę się przejść.
-Nie
wychodź, Nika. – Amon złapał mnie za ramię. – Oni mogą czaić się na zewnątrz.
Westchnęłam.
-Mogę
chociaż rozejrzeć się po domu?
Chłopak
skinął głową i puścił mnie, pozwalając mi wyjść. Udałam się do sypialni. Idąc,
miałam wrażenie, że te wszystkie anioły na obrazach podążają za mną wzrokiem.
W
pokoju Amona ułożyłam się wygodnie na łóżku i obserwowałam firanki powiewające
na wietrze. Drzwi od szklanego balkonu były otwarte, jakby zachęcały
śnieżnobiałe firanki do wydostania się na zewnątrz, lecz te mimo szarpania się
nie miały szans na wolność.
Leżałam
tak i leżałam, myśląc o tym, co zrobić. Nie przychodziło mi do głowy nic, prócz
poddania się… I to też postanowiłam uczynić. Ta decyzja pojawiła się znikąd, od
tak. Lecz przed wykonaniem swego planu, prześwidrowałam spojrzeniem cały pokój,
przywołując wspomnienia. Było ich może niewiele, za to każde na wagę złota.
Ocierając
łzę łaskoczącą mój policzek wstałam pośpiesznie i wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem
słyszałam, jak chłopcy i Abir dyskutowali zawzięcie o tym, co robić. Przeszłam
cichutko obok uchylonych lekko drzwi od salonu i ubrawszy buty wybiegłam z
willi.
Wokół
mnie było cicho. Strasznie cicho. Nie słychać było trelu ptaków, stukania
dzięcioła czy szumu liści na koronach potężnych drzew. Ta cisza mnie przerażała
nawet bardziej, niż fakt, że idę wprost w objęcia Szatana.
Kierując
się w stronę tak dobrze już znanego mi opuszczonego budynku wciąż wahałam się,
czy oby robię dobrze. Ostatecznie przyjęłam, że jednak to jedyne wyjście na
uratowanie mojej ukochanej babci…
Jakiś
czas później, gdy zaczęło się ściemniać, byłam już na miejscu. O dziwo, w
środku nie było tak, jak dotychczas. Wyglądało to naprawdę jak przyzwoity
hotel. Tyle, że nikogo tam nie było.
Udawałam
się pośpiesznie tam, gdzie zwykle. A oni nadal tam byli. Tyle, że siedzieli w
jasnym pokoju w czerwonych fotelach.
-Witamy.
– Urho wstał i błyskawicznie znalazł się obok mnie, chwytając mnie pod rękę i
prowadząc do czerwonej kanapy.
Można
byłoby pomyśleć, że są to zupełnie normalni i w porządku ludzie… Tyle, że prócz
Kinez nie byli to ludzie a już w szczególności nie w porządku.
-Więc
jednak zgodziłaś się zostać ze mną pod postacią anielicy?
Zawahałam
się. Tak naprawdę to nie byłam pewna, czy naprawdę chcę to zrobić… W sumie to
nie chciałam, nawet bardzo, ale inaczej nie mogłam. Spojrzałam z nienawiścią w
oczach na blondyna, którego nienawidziłam z całego serca.
Może ta sytuacja miała, m u
s i a ł a się zdarzyć. Może takie było moje przeznaczenie… Ale dlaczego? Czemu
ktoś chciał dzięki temu zniszczyć mi życie? W sumie to mogłam się jeszcze
wycofać…
Z
lekkim wahaniem w głosie odpowiedziałam mu...
P.S
Ten rozdział pisałam dziś a zawsze byłam tak o dwa do przodu, więc trochę minie nim pojawi się następny... :)
+ Kto gra w lola albo chce zacząć? Przydałby mi się towarzysz/ towarzyszka do gier i gadania przy tym na Skype :D Wiek nie gra roli... Piszcie w komentarzach, jeśli chcielibyście ze mną pograć :) Nie gryzę !